To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.

Szybko wyliczył bowiem, że załatwiając dwieście małych spraw rocznie można zarobić tyle samo pieniędzy, co wygrywając jedną lub dwie poważne. Lester Fleming, patrzcie, patrzcie. Może wreszcie będę miał szansę przygwoździć bydlaka? Tego ranka dwadzieścia jeden lat temu Harry Stubbs przyjechał z Hinsdale nieco zdenerwowany, ale ufny w zwycięstwo. Zdenerwowany, ponieważ zawsze tak się czuł przed procesem, a przed tym szczególnie. Mimo że był kilka lat starszy od Lestera Fleminga, miał o wiele mniej doświadczenia - Fleming brylował już w sądzie, kiedy funkcjonariusz Harry Stubbs uczęszczał na zajęcia pierwszego roku wieczorowej szkoły prawniczej. Wierzył jednak w zwycięstwo, bo miał powody. Po jego stronie były fakty. I prawo. Co więcej, miał dowody, że klient Fleminga spowodował wypadek z premedytacją. Wszystko było ukartowane, a Harry miał świadka, który mógł potwierdzić, że Lester Fleming razem z powodem działali ręka w rękę. W drodze do sądu Harry Stubbs snuł przyjemne fantazje: nie tylko zwycięży wielkiego Lestera Fleminga, ale może nawet uda się postawić mu zarzut przed komisją dyscyplinarną. Tak, mówił do siebie tego pięknego wiosennego poranka, nazwisko Harry'ego Stubbsa trafi na pierwsze strony gazet. I rzeczywiście trafiło - jako przegranego adwokata w sprawie, która zakończyła się przyznaniem odszkodowania w wysokości stu czterdziestu tysięcy dolarów: największego w historii stanu Illinois, mimo że w wypadku nikt nie poniósł uszczerbku na zdrowiu. Artykuł ze zdjęciem promieniejącego Lestera Fleminga znalazł się na pierwszej stronie „Sun-Timesa". 132 Proces był skandaliczny od początku do końca. Już po upływie godziny - w czasie której sędzia Madigan przychylił się do wniosku Fleminga o nieuwzględnienie większości dowodów Stubbsa i oddalił wszystkie jego sprzeciwy - Harry zrozumiał: wszystko jest ukartowane. Co gorsza, Madigan był starym irlandzkim lisem, który dobrze wiedział, jak sfingować proces, żeby nie zostawić w aktach sprawy obciążających go śladów. Sędzia ogłosił wyrok pod koniec drugiego dnia rozprawy, po wygłoszeniu przez Harry'ego Stubbsa mowy końcowej. Potem Harry siedział w milczeniu przy swoim stoliku, podczas gdy Fleming pozował na korytarzu do zdj ęć. Harry właśnie zaczynał chować papiery do teczki, gdy z gabinetu sędziego wynurzył się Fleming z cygarem w ustach. Zatrzymał się koło Stubbsa. - Nie miałeś szczęścia, brachu. Stubbs spojrzał na niego przenikliwie. - Szczęście nie ma tu nic do rzeczy. Wiem, co zrobiłeś. Fleming wyszczerzył zęby. - To nie Kozia Wólka, chłopcze. - Wyjął z ust cygaro, przyjrzał mu się i wydmuchnął chmurę dymu. - Witaj w okręku Cook. Fleming zniknął za drzwiami sali, zostawiając za sobą smugi niebieskawego dymu. Witaj w okręgu Cook, co? Sędzia Stubbs przerzuca kartki dokumentów. Na ostatniej stronie nazwa firmy - Abbott & Windsor - i podpisy siedmiu prawników. Typowy rozmach wielkiej kancelarii. Ale na przesłuchaniu stawi się tylko jeden z tych, których nazwiska widnieją u samej góry: L. Debevoise Fletcher, Gabriel Pollack i Melvin Needlebaum. Stubbs słyszał o Fletcherze, a właściwie czytał o nim w gazetach. To jedna z grubych ryb firmy Abbot & Windsor, wielkie nazwisko z afisza, a więc pewnie nie on zjawi się w sądzie. Sędzia słyszał też o Needlebaumie, rzecz jasna. Znają go wszyscy sędziowie. Needlebaumjestprawdopodobnie mózgiem całej sprawy, ale raczej nie wystąpi osobiście. Zostaje Pollack. Pewnie jakiś młody, zdolny zapaleniec. To dobrze. O ile będzie wiedział, jak przedstawić dowody. Bo wydaje się, że połowa adwokatów, którzy występują w sądzie, nie umie odróżnić poszlaki od końskiego łajna. Pukanie do drzwi. - Już czas, panie sędzio. Rahsan Ahmed wtacza swoje olbrzymie ciało do sali i wyprostowany staje koło swojego zwykłego miejsca nieco poniżej stołu sędziego Stubbsa. Wpatruje się w wysokie drzwi na lewo od stołu, które prowadzą wprost do gabinetu sędziego. Młotek wygląda w jego potężnej dłoni jak zabawka. Około czterdziestu prawników zasiada w różnych miejscach wielkiej sali: niektórzy przy stolikach stron, inni w ławie przysięgłych, pozostali w ławach dla widowni i na galerii. Na widok ogromnego czarnego sekretarza prawnicy odkładają gazety i porządkują papiery. Słychać kaszel i pochrząkiwanie. 133 Sama obecność Rahsana nakazuje respekt. Jego twarz ma zawsze gniewny, nachmurzony wyraz. Surowe spojrzenie błyszczących oczu Rahsana napawa prawników przerażeniem. Widać je na ich twarzach, gdy zbliżają się do podium. Zerkająnań, jak gdyby stawali przed strażnikiem piekieł. Sędzia Harry Stubbs tymczasem wkłada swoją czarną togę. Zapina ją przed otwarciem drzwi prowadzących do sali rozpraw