To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.

Aby zachować w walce z Niemcami kontrolę nad przestrzenią powietrzną kraju, potrzeba było znacznie więcej i maszyn, 108 i załóg. W wielkim pośpiechu zaczęto montować nowe hurricane'y i spitfire'y, a Dowding robił wszystko, żeby uzupełnić niedobory w ludziach. Między innymi przejmował pilotów z lotnictwa bombowego i obrony wybrzeża i ściągał ochotników z takich krajów jak Kanada, Australia, Nowa Zelandia i Stany Zjednoczone. Wysyłał do boju nawet lotników ze świeżego naboru, młodzików, którzy na hurricane'ach i spitfire'ach wylatali mniej niż dziesięć godzin. Ale mimo to ludzi wciąż było za mało. Dlatego wbrew temu, co podpowiadał mu rozsądek, wydał nowy rozkaz: wyszkolcie Polaków na pilotów myśliwskich i wcielcie ich do słabo obsadzonych dywizjonów RAF-u. Wśród wybrańców znalazł się Witold Urbanowicz. Chociaż Urbanowicz praktycznie nie znał angielskiego, po niespełna tygodniu przekonał Brytyjczyków, że wie, co robić za sterami myśliwca. W pierwszym dniu szkolenia wraz z innymi pilotami z grupy przeszedł sprawdzian w treningowym dwupłacie Tiger Moth (Ćma Tygrysia), „znacznie wolniejszym od jaguara samochodu " - jak zażartował. Następnego dnia odbył szkolenie podstawowe z procedur kontroli naziemnej i nawigacji. A potem po raz pierwszy poleciał hurricane'em. Instruktorom w zupełności wystarczyło to, co zobaczyli. Kiedy nadszedł weekend, samochodem służbowym dowieziono go na lotnisko Tangmere w Hampshire, należące do położonej kilkanaście kilometrów od Kanału bazy kilku dywizjonów RAF-u, w tym jednostki, do której dostał przydział. W Tangmere od razu poczuł się jak w domu. Obfitość żółtych róż na trawniku przed kasynem oficerskim przywołała wspomnienia o różach w Dęblinie. W pokoju, do którego zaprowadził go ordynans, zastał nowego przyjaciela, smutnego psiaka zwiniętego na wygodnym fotelu. Ordynans wyjaśnił, że pies należał do poprzedniego lokatora, lotnika, którego zestrzelono kilka godzin temu. Urbanowicz dowiedział się, że w ciągu tygodnia zginęło trzech pilotów mieszkających w tym pokoju. Nie należał jednak do osób, których długo trzymają się czarne myśli. W kasynie oficerskim otoczyła go gromada przyjaznych brytyjskich pilotów. Ich ciepłe, choć typowo powściągliwe powitanie i jawne zamiłowanie do życiowych przyjemności - takich jak piwo pite ze srebrnych pucharów - różniły się o całe niebo od przykrych doświadczeń, jakich doznał we Francji. Elegancja stylu życia, przypominająca to w Dęblinie, uradowała lotnika, którego polscy koledzy nazywali „Anglikiem". Uradowały go też ich zwyczaje. Kiedy opróżnił 109 pierwszy puchar, odkrył, że ma on podwójne dno, z kostkami do gry pomiędzy warstwami kryształu. Do zwyczaju należało potrząsanie pucharami po wypiciu piwa. Ten, kto wyrzucił najwięcej oczek, stawiał kolejkę. Urbanowicz uznał, że trafił we właściwe miejsce i na właściwych ludzi. Pierwsze wrażenie potwierdziło się tego samego dnia wieczorem, gdy wprowadzono go do jadalni z dębowymi lśniącymi stołami, świecami w srebrnych lichtarzach i kolacją podaną przez ładne umundurowane waafki, przedstawicielki Pomocniczej Lotniczej Służby Kobiet (WAAF - Womens Auxiliary Air Force). W pubie, do którego dowódca dywizjonu zabrał Urbanowicza po kolacji, spotkali więcej młodych kobiet, rywalizujących ze sobą o zaszczyt nauczenia angielskiego szczupłego, całującego w rękę blondyna w pięknym mundurze RAF-u. 110 Nazajutrz, ósmego sierpnia, znów dała znać o sobie wojna. W pierwszym locie bojowym Urbanowiczowi przyszło lecieć na „ogonie" jako „Charlie", ostatni w dywizjonie, z zadaniem ochrony tyłów. Taka taktyka była dla niego czymś nowym - nowym i niezbyt miłym, bo „Charliego" mógł z łatwością zestrzelić messerschmitt, a niczego nieświadoma reszta pilotów poleciałaby dalej. Ale kiedy Urbanowicz wzbił się hurricane'em w powietrze, doszedł do wniosku, że strzeżenie tyłów formacji nie jest aż takie złe. Jego dywizjon wraz z innymi, które wystartowały z Tangmere, skierował się nad Kanał w ciasnych kluczach, jak na defiladzie. Przyzwyczajonego do latania w luźnym, płynnym, zmiennym szyku Polaka zdumiała taka taktyka