To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.
Zaniesiono Elianitę do jej sypialni, pokoju urządzonego w kolorze różowym, którego okna wychodziły na ogród. Wokół łóżka, na którym leżała dziewczyna, jeszcze bardzo blada, ale już odzyskująca przytomność i poruszająca powiekami, stali Roberto, Rudzielec i piastunka Venancia, znajdowała się tam także siedząca przy niej matka, która pocierała czoło córki chusteczką umoczoną w alkoholu. Rudzielec wziął Elianitę za rękę i wpatrywał się w nią z zachwytem i trwogą. - Proszę, aby wszyscy natychmiast stąd wyszli i zostawili mnie samego z panną młodą - zadysponował doktor Quinteros, przejmując należną mu rolę. Kiedy odprowadzał ich do drzwi, powtarzał: - Proszę się nie martwić, to nic wielkiego. Proszę wyjść, pozwólcie mi ją zbadać. Sprzeciwiła się jedynie stara Venancia. Margarita musiała wyprowadzić ją siłą. Doktor Quinteros powrócił do łóżka chorej i usiadł obok Elianity, która spojrzała na niego spod swych długich, czarnych rzęs, zdumiona i zalękniona. Pocałował ją w czoło i, mierząc temperaturę, uśmiechnął się: nic się nie stało, nie ma się czego bać. Miała trochę przyspieszony puls i oddychała z trudem. Doktor zauważył, że stanik ją uciska, i pomógł jej się porozpinać. - Ponieważ i tak musisz się potem przebrać, moje dziecko, więc w ten sposób zyskasz na czasie. Kiedy zauważył, że dziewczyna była nadmiernie ściśnięta w pasie, natychmiast zrozumiał, co się tutaj święciło, nie uczynił jednak najmniejszej uwagi ani nie zadał żadnego pytania, które pozwoliłoby siostrzenicy poznać, że się zorientował. Zdejmując suknię, zaczerwieniła się okropnie i była teraz tak zmieszana, że nie podnosiła oczu ani nie otwierała ust. Doktor Quinteros powiedział jej, że nie musi zdejmować bielizny, tylko pasek, który przeszkadzał w oddychaniu. Podczas gdy z uśmiechem i z wyrazem pozornego roztargnienia zapewniał ją, że to rzecz najnormalniejsza w świecie, iż w dniu ślubu, pod wpływem wzruszenia, zmęczenia i wcześniejszej krzątaniny, a przede wszystkim wielu godzin szaleńczego tańca bez wytchnienia, panna młoda ma prawo zemdleć, 39 jednocześnie obmacywał jej piersi i brzuch (który, wyzwoliwszy się z mocnego uścisku pasa, dosłownie wyskoczył do przodu), po czym wywnioskował z pewnością specjalisty, przez którego ręce przechodzą tysiące brzemiennych kobiet, że jest już w czwartym miesiącu ciąży. Obejrzał jej powieki, zadał kilka głupich pytań, aby ją zdezorientować, i poradził, by odpoczęła trochę, zanim wróci do salonu. Ale niech już tyle nie tańczy. - Widzisz, to tylko trochę zmęczenia, moje dziecko. W każdym bądź razie coś ci przepiszę, aby przeciwdziałać wzruszeniom dnia. Pogłaskał ją po głowie i chcąc dać jej czas na uspokojenie się, zanim wrócą rodzice, zadał kilka pytań na temat podróży poślubnej. Odpowiadała mu cichutkim głosem. Móc podróżować w podobny sposób to najprzyjemniejsze, co człowieka może spotkać; on, mając tyle pracy, nigdy nie mógłby sobie pozwolić na tak atrakcyjną podróż. Mijają już trzy lata, jak nie był w Londynie, swoim ulubionym mieście. Podczas gdy to mówił, obserwował, jak Elianita chowała dla niepoznaki pas, wkładała szlafrok, wieszała na krześle suknię, bluzkę z haftowanym kołnierzykiem i mankietami, jak ustawiała buciki i kładła się z powrotem do łóżka, przykrywając puchową kołdrą. Zastanowił się, czy nie byłoby lepiej szczerze porozmawiać z siostrzenicą i dać jej pewne rady na drogę. Ale nie, źle by się, biedna, poczuła, znalazłaby się w niezręcznej sytuacji. A poza tym na pewno przez cały ten okres chodziła po kryjomu do lekarza i była doskonale zorientowana w tym, co powinna robić. W każdym bądź razie noszenie tak ciasnego pasa było ryzykowne, mogła naprawdę nabawić się histerii albo w przyszłości zaszkodzić dziecku. Przejął się myślą, że Elianita, jego siostrzenica, o której potrafił myśleć tylko jako o niewinnej dziewczynie, zaszła już w ciążę. Podszedł w kierunku drzwi, otworzył je i uspokoił rodzinę, mówiąc głośno, tak aby panna młoda go słyszała: - Jest zdrowsza od was wszystkich, ale umiera ze zmęczenia. Proszę posłać do apteki po ten środek uspokajający i pozwólcie jej chwilę odpocząć. Venancia pospieszyła do sypialni i doktor Quinteros za- 40 uważył przy okazji, z jaką czułością ta stara służąca odnosi się do Elianity. Wrócili także jej rodzice i Rudzielec Antunez, który zamierzał wejść do pokoju, ale doktor ujął go dyskretnie pod ramię i zaprowadził do łazienki. Zamknąwszy drzwi, powiedział: - To była nieostrożność tańczyć przez cały wieczór w tym stanie, Rudzielcze - przemówił doń najnaturalniejszym w świecie tonem, namydlając sobie ręce. - Mogła poronić. Poradź jej, by nie używała pasa, a tym bardziej tak obcisłego. Ile to już miesięcy? Trzy, cztery? W tym momencie nagłe podejrzenie, niczym śmiertelne ukłucie węża okularnika, przebiegło przez myśl doktora Quinteros. Z przerażeniem, czując, że panująca w łazience cisza nasyca się elektrycznością, spojrzał w lustro. Rudzielec otworzył niedowierzająco oczy, usta miał wykrzywione grymasem, który nadawał jego twarzy absurdalny wyraz, a całą twarz oblekła mu trupia bladość. - Trzy, cztery miesiące? - słyszał, jak tamten mówił, zacinając się. - Poronienie? Poczuł, że ziemia pod nim runęła. Ależ z ciebie brutal, jakież bydlę, pomyślał. Przypominał sobie teraz, no tak, i to z okrutną dokładnością, że całe narzeczeństwo i decyzja ślubu Elianity to historia zaledwie sprzed niewielu tygodni. Oderwał wzrok od Antuneza, wycierał w zwolnionym tempie ręce, a w myślach poszukiwał gwałtownie jakiegoś kłamstwa, jakiegoś wybiegu, który wydobyłby chłopca z piekła, do którego go wtrącił. Zdołał tylko powiedzieć coś, co również wydawało mu się głupie: - Elianita nie powinna wiedzieć, że się zorientowałem. Starałem się udawać, że nie. A najważniejsze, to się nie przejmuj. Ona czuje się bardzo dobrze. Wyszedł pospiesznie z łazienki, spoglądając na niego kątem oka