To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.

Grali. Felsen konsekwentnie przegrywał, zwijał się przy obiecującej karcie i blefował bez dalszych starań. Koch wykładał się jeszcze bardziej spektakularnie. Obaj kupili następne porcje sztonów i pozwolili je zagarnąć oficerom SS, którzy bez żenady pozwalali, aby ta farsa trwała. Nagle Felsen zaczął wygrywać. Skomentowano, że karta mu się odwróciła. Hankę i Fischer szybko odpadli. Kochowi zostało tylko 1600 marek. Felsen skupi} się na Wolffie i znów zaczął pokazowe tracić. Miał jeszcze 500 marek, kiedy Lehrer wyłączył Wolffa z gry, przebijając karetą jego fula. Wolff siedział sztywno, jak przygwożdżony do krzesła, a Lehrer królował triumfalnie za stosami sztonów. - Będzie pan musiał odnowić zapasy, jeśli mamy dalej grać - powiedział do Felsena. Klaus nalał sobie brandy i ssał wygasłe cygaro. Lehrer promieniał. Felsen sięgnął do kieszeni i wyjął dwa tysiące marek. - Wystarczy? Gruppenfuhrer niedostrzegalnie oblizał wargi. Grali przez następną godzinę i Lehrer, teraz już rozebrany do koszuli, lekko przegrywał. Wolff, stojący poza kręgiem blasku, obserwował akcje na stoliku sokolim wzrokiem. Hankę i Koch oddelegowali się na kanapę, gdzie głośno chrapał już Fischer. Po wpół do drugiej Lehrer nie zniżył się do dobrania kart. Felsen myślał przez całe trzy minuty, dobrał dwie karty i zerknąwszy na nie, położył, nie odkrywając, na stole. Potem przesunął na środek stołu 200 marek. Lehrer podwoił stawkę. Felsen dołożył sztonów, odpowiadając tym samym. Dopiero wtedy zastopowali i sprawdzili karty. Lehrer czekał na błysk, przysłowiowy włosek, który dzielił go od triumfu. Felsen pojął, że najsilniejsza karta przeciwnika nie leży przed nim na stole, odwrócona koszulką do góry, i pozwolił sobie na cień uśmiechu. To wystarczyło. Lehrer wszedł i przebił tysiącem marek. Felsen wyłożył swoje pozostałe 500 marek, a potem wyjął z kieszeni 5000 marek w banderoli i położył na kupce sztonów. Wzrok Wolffa, pochylonego nad nimi, zdawał się przepalać zielone sukno. Hankę i Koch zamilkli i nawet Fischer przestał chrapać. Lehrer z uśmiechem zabębnił palcami w stolik. Poprosił o papier i pióro. Wyłożył na stół 2500 marek i wypisał asy-gnatę na kolejne 2500. - Myślę, że pora sprawdzić - powiedział. - Pan pierwszy - zachęcił Felsen, kryjąc radość. Esesman wzruszył szerokimi ramionami i wyłożył cztery asy i króla. Kandydat Koch omal nie zazgrzytał zębami ze złości, widząc, jak Felsen zabiera mu szansę. - No, Felsen - ponaglił Wolff. Klaus odwrócił najpierw swoje karty na stole - siódemkę i dziesiątkę karo. Wolff prychnął, ale Lehrer pochylił się w napięciu nad stołem. Następne były ósemka i dziewiątka karo. - Mam nadzieję, że ostatnia nie będzie waletem - rzucił Lehrer. Była szóstką. Lehrer zerwał się, chwycił swoją mundurową kurtkę i w paru krokach opuścił salę. Chyba posunąłem się o krok za daleko, stwierdził melancholijnie Felsen, spoglądając na twarze pozostałych mężczyzn, z których nagle uszły emocje. Przegrać z niskim pokerem, mając na ręku cztery asy - to już jest upokorzenie. Mokra breja zmieniła się w śnieg, aż wreszcie temperatura spadła tak, że przestało padać i powietrze znieruchomiało od mrozu. Kałuże na drogach zamarzły i służbowy wóz, odwożący Felsena na Niirnbergerstrasse, zarzucał na każdym zakręcie. Klaus chciał dać szoferowi napiwek, lecz ten odmówił. Powoli, utykając, wszedł na swoje piętro, w przedpokoju zdjął płaszcz i kapelusz, a pieniądze położył na stole. Nalał sobie porządną porcję brandy, zapalił papierosa i nie zważając na chłód, zdjął marynarkę i powiesił ją na oparciu krzesła. Ewa spała na sofce w wełnianym płaszczu, z nogami nakrytymi złożonym pledem. Klaus przysunął się bliżej z krzesłem i obserwował mimowolne ruchy jej gałek ocznych pod zamkniętymi powiekami. Kiedy dotknął jej policzka zimną dłonią, ocknęła się z cichym okrzykiem, który zabrzmiał jak pisk nocnego ptaka. Cofnął rękę i zapalił dla niej papierosa. Leżała, zaciągając się i patrząc na sufit. Drugą ręką, roztargnionym gestem, głaskała kolano mężczyzny. - Miałam sen, wiesz? -Zły? - Wyjechałeś z Berlina. Ja stałam na peronie stacji U-bahnu i zamiast szyn widziałam tłumy ludzi, którzy patrzyli w górę, na mnie, jakby czegoś ode mnie oczekiwali. - Dokąd wyjechałem? - Nie wiem. - Wątpię, abym dokądkolwiek stąd wyjechał po dzisiejszej nocy. - Co zrobiłeś? - zapytała tonem matki indagującej synka. - Ograłem ich. Ewa usiadła wyprostowana. - Głupio zrobiłeś - stwierdziła. - Przecież znasz Lehrera... on bywa bardzo niemiły. Pamiętasz tamte dwie Zydóweczki? - Te, które wyłowiono z Haweli? Owszem, ale chyba nie on to zrobił? - Był przy tym i to on wydał te dziewczyny. - O mnie też wiedział - stwierdził Felsen, sącząc brandy. -Wiedział o mnie i o Susanie Lopes. Jak myślisz, skąd? - Nie znasz natury tego reżimu? - Tamto było dawno. - To państwo było totalitarne już przed wojną - powiedziała, wsuwając mu kolana między nogi i zabierając z dłoni kieliszek. - Czy dlatego ograłeś go w karty? - Co masz na myśli? - zapytał zły, że nagle stracił pewność. - Byłeś zazdrosny, prawda? Tylko nie zaprzeczaj. O niego i Susanę. Położyła mu dłonie na rozporku i delikatnie ugniatała gruby materiał. - Wygrałem, bo nie chcę wyjeżdżać z Berlina. - Z Berlina? - powtórzyła, przystępując do akcji. Rozpięła guzik i suwak. Zsunął szelki z ramion, aby mogła zsunąć mu spodnie i majtki, odsłaniając pełną erekcję. - Nie tylko z Berlina - dodała. Klaus gwałtownie wciągnął powietrze, gdy ujęła w dłonie jego penis. - Przepraszam - rzuciła bez związku. Przełknął ślinę. Członek zdawał się płonąć w uścisku jej drobnych, chłodnych białych palców. Rytmicznie poruszała stulonymi dłońmi w górę i w dół, z nieznośną powolnością, nie spuszczając wzroku z twarzy partnera. Dreszcz przeszył mu lędźwie. Przyciągnął ją do siebie, szarpnął pasek płaszcza, rozchylając poły, i zadarł sukienkę nad kolana. Tak mocno szarpnął w dół majtki i pas z pończochami, że Ewa musiała chwycić się oparcia jego krzesła, aby nie upaść. Teraz wpraw- nie okraczyła go i obniżyła się powoli, czując, jak przenika ją gorąco. O świcie czarne zasłony tamowały szare światło sączące się z dworu. Biała, lniana pościel była sztywna z zimna. Drugie uderzenie w drzwi sprawiło, że głowa Felsena podskoczyła na poduszce. Po nim rozległ się trzask odszczepionego łomem drewna framugi. Buciory zadudniły na drewnianym parkiecie, coś upadło, strącone, i potoczyło się po podłodze. Felsen odwrócił się do drzwi, kuląc w zimnie nagie ramiona, a jego umysł z trudem rejestrował wydarzenia, pokonując opór resztek alkoholu, senności i zmęczenia. Wielkie szklane tafle w drzwiach rozprysły się z trzaskiem i do sypialni wkroczyło dwóch ludzi w długich, czarnych skórzanych płaszczach. Dlaczego po prostu nie nacisnęli klamki? -w głowie Felsena zakołatała samotna myśl. Ewa budziła się jak ktoś, kogo ogłuszono