To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.

Koniec. Przez chwilę siedział wyprostowany, bębniąc nerwowo palcami o kierownicę. Szyk jednego z pociągów został rozerwany, zasilanie jednak najwidoczniej zostało zachowane. Tak więc generator w ciągniku powinien jeszcze funkcjonować. A jeżeli tak - to dlaczego nie mógł skontaktować się z jego załogą? Co było przyczyną tak nagłego zniknięcia radia? Cokolwiek tam się wydarzyło, jedno było pewne - musi się tym zająć. Ale nie sam. Będzie potrzebował pomocy. Nagle uświadomił sobie, że siedząc tak i rozmyślając, traci cenne sekundy. - Hyzo - krzyknął do interkomu. - Nawiąż łączność z czołgami. Powiedz im, że mamy tutaj kłopoty z pociągiem i będziemy potrzebowali pomocy. Chcę, aby przysłali tu dwa najcięższe czołgi razem ze wzmocnionymi linami holowniczymi i dodaj, by przycisnęli gaz do dechy. - Zrobione. Zgłasza się pociąg numer trzy. - Przełącz na obwód ogólny. - Jestem w kontakcie wzrokowym z dwójką. Wagony porozrzucane po całej Drodze, niektóre nawet w dżungli. Zatrzymałem się przed ostatnim wagonem. - Widzisz ciągnik? - Nie. - Jakieś szansę na przejazd obok? - Absolutnie żadnych. To prawdziwa katastrofa! Nigdy nie widziałem... - Dobrze, trójka. Wyłączam się. Natychmiast odezwał się Hyzo: - Mam pozwolenie Lee Ciou. Łączę. - Janie, słyszysz mnie? Janie... - Słyszę. Czego się dowiedziałeś, Lee? - Rozmawiałem z drugim wagonem. Przekrzykują się nawzajem, ale nie wydaje mi się, by ktoś zginął. Wagon Chun Taekenga ma powybijane okna, ewakuują więc ludzi do mojego. Ale jest coś poważniejszego. Udało mi się połączyć z inżynierem ciągnika na obwodzie wewnętrznym. - Powiedział ci, co się stało? - Tak. Ale najlepiej sam z nim porozmawiaj. Spróbuję połączyć cię z nim na obwodzie awaryjnym. - Dobrze. Vilho, jesteś tam? Vilho Heikki, czy mnie słyszysz? Przez chwilę z głośnika na tle szumów słyszalne były jedynie trzaski. Nagle dobiegł go daleki, niewyraźny głos: - Janie... mieliśmy wypadek. Byłem właśnie w przedziale silnikowym, gdy ciągnik zaczął się ślizgać. Usłyszałem jeszcze krzyczącego Turu, a potem uderzyliśmy w coś. W coś solidnego. A potem ta woda... i Arma... - Vilho, nie słyszę cię. Możesz mówić głośniej? - Paskudny wypadek. Zobaczyłem, jak przez właz w kabinie kierowców zaczyna się wlewać woda. Może powinienem był spróbować ich wyciągnąć, ale oni nie odpowiadali. A woda wlewała się coraz prędzej, więc zatrzasnąłem i uszczelniłem właz... - Postąpiłeś słusznie. Musiałeś przecież myśleć i o pozostałych wagonach... - Tak, wiem... ale Arma Nevalainen... ona była drugim kierowcą. Jan nie miał czasu na refleksję, że realizacja jego wspaniałego planu, przewidującego pomoc młodych kobiet w prowadzeniu pociągów, spowodowała właśnie śmierć jednej z nich. Musiał myśleć o tych, którzy pozostali przy życiu. - Tracisz moc, Vilho? - Chyba nie. Jak na razie wszystkie światła zielone. Cały ciągnik tkwi głęboko przechylony, z nosem w bagnie. Przyrządy kontrolne w kabinie kierowców i interkom nie działają. Generator wciąż pracuje, najwidoczniej wyloty wentylacyjne są jeszcze nad powierzchnią wody. Stało się jednak coś niepokojącego. - Co takiego? - Nie działa klimatyzacja. Temperatura wewnątrz szybko rośnie. - Nie poddawaj się. Zaraz cię stamtąd wyciągnę. - Co chcesz zrobić? - krzyknęła wystraszona Elżbieta. - Jedynie to, co konieczne. Aż do mojego powrotu przejmujesz dowodzenie. Jeżeli będą jakieś problemy, Hy-zo ci pomoże. Po przybyciu czołgów skieruj je bezpośrednio do ciągnika pociągu numer dwa. Będę już tam czekał. Podczas gdy Jan wkładał kombinezon, Eino zwinął drugi w zgrabną paczkę. - Powinieneś mi pozwolić pójść ze sobą, Janie - powiedział. - Nie. Utrzymuj moc. Ja muszę się rozejrzeć na miejscu. Do tego nie potrzeba dwóch ludzi. Przeszedł do tyłu pojazdu i usłyszał, jak Eino zatrzaskuje za nim drzwi przedziału maszynowego. Bez nerwowego pośpiechu Jan zdjął opasujące motocykl uchwyty, włożył kombinezon do bagażnika i wytoczył maszynę na ziemię. Gdy tylko spojrzał na nawierzchnię Drogi, zrobiło mu się niedobrze. Za pojazdem rozciągała się istna hekatomba. Ciała obcych stworów leżały rozjechane, zmiażdżone i unicestwione. Kilka okaleczonych sztuk, pchanych do przodu jakimś instynktem pełzło nieporadnie w kierunku dżungli. Drogę pokrywały drgające strzępy błękitnego mięsa i kałuże krwi. Szerokie opony pojazdów dokonały potwornego zniszczenia. Jadąc wzdłuż nieruchomych wagonów spostrzegł, że ślizgające się opony pozostawiły za sobą szeroki ślad w postaci smug krwi i parujących wnętrzności. Powoli, manewrując ciałem, by nie wpaść w poślizg na makabrycznych szczątkach, dojechał do zakrętu. Z dżungli wyszło coś dużego, uzbrojonego w groźnie wyglądające pazury i ruszyło w jego kierunku. Przez ułamek sekundy spoglądał na przerażającą postać. Następnie przekręcił manetkę gazu do oporu i ślizgając się, pomknął z rykiem silnika do przodu, oddalając się od stwora. Pochylony nad kierownicą, starając się utrzymać równowagę, zaryzykował spojrzenie przez ramię, po czym zwolnił. Potwór ucztował wśród martwych ciał porozgniatanych zwierząt. Na widok pociągu numer dwa z trudem opanował nagły dreszcz. Wagony były porozrzucane na całej szerokości Drogi, niektóre wjechały nawet pomiędzy drzewa. Ciągnik spadł z nasypu i stał silnie przechylony, do połowy zanurzony w wodzie