To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.

Dla niej. I dla Carino. Prowadz¹cy licytacjê mia³ ju¿ rozpocz¹æ przetarg, gdy podszed³ do niego jeden z pracowników i poda³ mu kartkê. Ten czata³ j¹ chwilê, a potem spojrza³ w bok, gdzie sta³ dyrektor biura prowadz¹cego sprzeda¿. Spotkali siê wzrokiem i dyrektor skin¹³ potwierdzaj¹co g³ow¹. — Proszê o chwilê uwagi! — Prowadz¹cy powiedzia³ to w zupe³nie inny sposób ni¿ wszystko, co mówi³ do tej pory. Zrobi³a siê cisza. — Dosta³em wiadomoœæ, ¿e jesteœmy zmuszeni wycofaæ ze sprzeda¿y konia numer czterdzieœci osiem, Carino, ze stadniny w Mokrej. — Dlaczego? — zapyta³o parê g³osów w kilku jêzykach. — Decyzja wystawcy — pad³a sucha odpowiedŸ. — Proszê nastêpny numer. Klacz Morning Star ze stadniny... Gra¿yna nie czeka³a i wybieg³a z uje¿d¿alni. W drzwiach dogoni³ j¹ Stolarzewski. 253 — Zwi¹zek kupi³ Carino? Czy coœ siê sta³o? — by³ podniecony i rozgor¹czkowany prawie tak jak Gra¿yna. — Nie. Ale mo¿e kupi go teraz — odpowiedzia³a, przypominaj¹c sobie nagle to, co powiedzia³ Konarzewski, a jej oczy b³yszcza³y jak jeszcze nigdy. Z samochodu wy³adowywano konie. Carino stan¹³ na ziemi i zar¿a³ tak samo jak wtedy, kiedy wróci³ z toru. — Koñ nie jest w zasadzie nasz. Jest ci¹gle w gestii centrali — powiedzia³ Klimaszewski, omawiaj¹c wyniki aukcji. — Musimy go tak podci¹gn¹æ, by nie mo¿na by³o negowaæ jego walorów u¿ytkowych ani zdrowotnych. I tu liczê na was, jego dotychczasowych opiekunów — zwróci³ siê na zakoñczenie w stronê siedz¹cych obok siebie Gra¿yny i Janczara. — Przydzieli mi go pan dyrektor jako sta³ego wierzchowca? — spyta³a Gra¿yna. — O to samo prosi³ mnie Stolarzewski — odpar³ nie patrz¹c na ni¹. — Stolarzewski nie jest pracownikiem stadniny, a to koñ nie klubu, tylko nasz. — By³ to g³os Ma³eckiego, który — jak rzadko zabiera³ g³os, tak teraz powiedzia³ swoje zdanie twardo i dobitnie. Klimaszewski zastanowi³ siê chwilê, spojrza³ po twarzach zebranych i skin¹³ g³pw¹. — Dobrze, niech to wiêc bêdzie wierzchowiec pani doktor. Co oznacza, ¿e b¹dzie pani obowi¹zana trenowaæ go wraz z koleg¹ Janczarem. I oczekujê, ¿e zrobicie z niego czempiona. VII Konie, jeden po drugim, sz³y na przeszkodê i skaka³y przez ni¹. Po ka¿dym przejœciu Stolarzewski robi³ jeŸdŸcowi uwagi na temat prowadzenia wierzchowca i postawy w siodle. Ko³o niego sta³ Klimaszewski i do uwag trenera dodawa³ w³asne, tym razem skierowane do niego. By³y to, owszem, bardzo cenne spostrze¿enia, niezbyt jednak dla Andrzeja przyjemne. — A tych nóg to pan nie widzia³? — mamrota³ dyrektor. — A naprowadzenie konia odpowiada³o panu? Przecie¿ tego tak puœciæ nie mo¿na... Jak pan ich szkoli, Andrzeju! Zaniedba³ siê pan. Stolarzewski z coraz to wiêkszym trudem wys³uchiwa³ tego pomrukiwania. Ale musia³ to jakoœ znosiæ. Jak ka¿dy kolejny trener w Mokrej pamiêta³, ¿e dyrektor jest nie tylko gospodarzem terenu, lecz wystêpuje jednoczeœnie w roli kontroluj¹cego z ramienia zwi¹zku. Gra¿yna po raz kolejny naje¿d¿a³a na przeszkodê. Carino szed³ spokojnie, krótkim, miarowym galopem. Przed przeszkod¹ puœci³a go, koñ przyspieszy³ i przeszed³ nad murem z du¿ym zapasem. — Koñ przerós³ jeŸdŸca — zawyrokowa³ Klimaszewski. — Bia³asówna musi popracowaæ nas sob¹ albo bêdzie 255 musia³a zrezygnowaæ z udzia³u w tych zawodach. Inaczej nas wyœmiej¹. — Wola³bym, panie dyrektorze, ¿eby pan sam powiedzia³ to Bia³asównie. Za ma³o trenuje, czemu trudno siê dziwiæ... — Stolarzewski urwa³, bo Gra¿yna w³aœnie podje¿d¿a³a do nich. — Koñ doskonale, ale jeŸdziec Ÿle — Klimaszewski mówi³ to niby gderaj¹c przyjacielsko, ale czu³o siê, ¿e nie ¿artuje. — Zaniedbujesz siê. — Rzeczywiœcie, ostatnio nie mam kondycji — przytaknê³a. — Ale chyba nie jest a¿ tak Ÿle, panie dyrektorze — nie chcia³a zgodziæ siê na tak bezwzglêdn¹ krytykê. Klimaszewski nie lubi³, gdy mu siê przeciwstawiano. — No to proszê, pojedŸ jeszcze raz. WeŸ teraz tê potrójn¹. Us³ucha³a. Koñ przeszed³ przez wszystkie trzy bariery lekko i pewnie, ale Gra¿yna czu³a, ¿e niewiele dopomog³a mu w tym i ¿e w siodle trzyma siê fatalnie. — Nie tak! Nie tak! — krzycza³ Klimaszewski widz¹c, jak nieprawid³owo odci¹¿a konia przy skoku. — Chce pani po³amaæ konia i siebie? Przecie¿ na trudniejszym parkurze mo¿e dojœæ do tregedii. Mia³a ochotê odburkn¹æ, ¿e na Wielk¹ Pardubick¹ siê nie wybiera, ale nie mia³a odwagi: wiedzia³a, ¿e dyrektor ma racjê. — Tak, wiem... — by³a zatroskana i zdenerwowana. — Próbujê, ale jakoœ mi nie wychodzi. — Przecie¿ jesteœ wysportowan¹ dziewczyn¹. Trenowa³aœ d¿udo i coœ jeszcze. Sk¹d taki brak formy? — Stolarzewski próbowa³ najwyraŸniej podsun¹æ jej usprawiedliwienie. — Za ma³o trenuje — przecina Klimaszewski. — Wiem. Ale na wiêcej nie mam po prostu czasu. Sam wiesz, ile mam pracy w stadninie, w gospodarstwie 256 i w okolicy. A nie rzucê ani tego, ani pracy naukowej dla sportu. — No, tak..