To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.
Nazwałem ich Trzema Urwisami, zwierzają mi się bowiem niefrasobliwie ze swych, dokonywanych na mieszkańcach Sulejowa, licznych figli tak pozbawionych prawdziwego zła, które zaraża naszą młodzież. Chyba mnie, staremu, wybaczą to określenie. Chciałbym Cię jeszcze raz zobaczyć koniecznie! A nie wiem, czy serce moje przetrzyma jeszcze raz podobne do niedawnych przeżycia. Na samo wspomnienie białych twarzy mnichów doznaję okropnego strachu. To nie są ludzie żywi! Czemu się zresztą nie dziwię, bo czyż cale opactwo nie jest jednym wielkim cmentarzyskiem cystersów? Wybacz, chora jest moja wyobraźnia, a w sercu coraz częściej kluje złamana szpileczka lęku. Portret opata Barnarda patrzy na mnie ze ściany gorejącymi oczyma, a twarz opata jest taka blada... I znów wydaje mi się, że ktoś - może śmierć - porusza klamką mojej komnatki. Zawsze Twój Herakliusz Pronobis PS Lecz jeśli to wszystko jest tylko grą wyobraźni? Przecież duchy czy upiory nie muszą używać klamek. H.P. Ciężko zrobiło mi się na sercu po przeczytaniu listu starego profesora. Postanowiłem, że jak będę mógł najszybciej pojadę z mistrzem Natanielem do Sulejowa i ruin jego opactwa, Tej położonej nad Pilicą ozdoby Równiny Piotrkowskiej, gdzie znalazł schronienie profesor Herakliusz Pronobis, dawny asystent na Uniwersytecie im. Jana Kazimierza we Lwowie, któremu wojna przerwała świetnie zapowiadającą się karierę naukową i zabrała rodzinę. Cudem ocalał tylko zbiór ekslibrisów, o których to ostatnio, przy pomocy swego dawnego ucznia i przyjaciela, mistrza Nataniela, wydal książeczkę. Ta jednak miast radości przysporzyła mu tylko zmartwień z powodu prasowej nagonki. Przed nią to zamknął się w swym ukochanym Sulejowie, który zawdzięczał mu wiele, bo i wnikliwe badania historii osiadłych tu cystersów, i założenie izby regionalnej z naprawdę unikatowymi zbiorami, prawdziwej dumy miasteczka. Z Sulejowa nadszedł też drugi list, już samym widokiem przywołujący uśmiech, jego nadawcami byli bowiem, jak napisano na odwrocie koperty nieco kulfonowatym pismem: “Harcerze - Urwisy z Sulejowa”. Czołem, druhu Tomaszu! Oto kolejny raport: Naprawdę z radością odwiedzamy Profesora, który nazwał nas - zasłużenie - Urwisami. Pomagamy mu trochę, ho ciężko mu się wspinać po stromych schodach baszty. Ale przed kilkoma dniami zszedł i pofatygował się, dla nas oczywiście, do Izby Regionalnej, gdzie starał się - i to skutecznie - obudzić w nas miłość do naszej ziemi sulejowskiej. Może kiedyś będę studiować etnografię? A już na pewno opatrzę swój księgozbiór ekslibrisami, których zbiór pokazał nam przedwczoraj Profesor. Jarek i Marek też to planują, ale na razie tylko sprzeczamy się, czyj projekt ekslibrisu lepszy. Ale to, druhu, nieważne! Ważne, że po okolicy kręcą się jacyś faceci, którzy mówią, że są zakonnikami, i żeby im ludzie oddawali różne stare rzeczy, bo to święta własność zakonu. Czasem też kupują te rzeczy. Jeżdżą też często obce wozy, a najwięcej ich z Łodzi i jej okolic, bo taką mają rejestrację - to mówił Jarek, który zna się na tym; dziwak, bo sobie obce numery zapisuje do zbioru. O tym wszystkim chcieliśmy powiedzieć Panu Profesorowi, ale leży chory, piszemy więc do druha, a Jemu powiemy później. Bo staranie o Niego musi być naprawdę prima, żeby zasłużyć na tę wycieczkę do Nieborowa, którą nam druh obiecał. I tak byśmy dbali o Profesora, bo jest tego wart! Właśnie przyszedł Marek i powiedział, że widział jakąś obcą damulkę na klasztornym wzgórzu, przy ruinach. Dziwne to, bo teraz nie sezon na turystów. Zaraz wsiadła do samochodu, chyba volvo, i odjechała. Numeru auta jednak zapisać nie zdążył! Kończę, bo idziemy do Profesora, a list pisaliśmy u mnie w domu, czyli u Urwisa Piotra. Czuwaj, druhu Tomaszu! Uśmiechnąłem się raz jeszcze: - Dobrze, że profesor ma tych chłopców przy sobie! Bo coś dziwnego zaczęło się w Sulejowie dziać. Dziwnego i niebezpiecznego dla starszego pana, czuwającego w swej samotni na wieży. Postanowiłem udać się do mistrza Nataniela, który był i moim, choć dużo starszym ode mnie, przyjacielem. Już my wspólnie coś wymyślimy! ROZDZIAŁ DRUGI CZY MISTRZ NATANIEL UDZIELI POMOCY • KRÓLEWICZ I ŻEBRAK • KIM JESTEŚ HERAKLIUSZU • DZIENNIKARSKIE HIENY • ZŁE WIEŚCI PRZYCHODZĄ NAGLE Przyznam, bijąc się w wątłą pierś skromnego urzędnika Ministerstwa Kultury i Sztuki, że mistrzowi Natanielowi zazdrościłem nie tyle talentu, co niezależności, jaką dawało mu nazwisko i tytuł jednego z największych współczesnych polskich poetów. Jako właściciel budzącego śmiech wehikułu zazdrościłem mu piękna linii jego najnowszego cadillaca; jako mieszkaniec kawalerki zazdrościłem wspaniałości willi; jako piorący sobie codziennie skarpetki zazdrościłem kamerdynera. Poza tym jednak byliśmy serdecznymi przyjaciółmi! W strzyżonym na sposób francuski ogrodzie Nataniela szkliła się opleciona bluszczem altana, gdzie ukryta dyskretnie pośród ciemnozielonego listowia tabliczka głosiła: “Świątynia dumania królewicza i żebraka”