To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.
Cokol- wiek. Nim odwróciła się do kuzyna, przez chwilę przyglądała się twarzy ojca. - Nie mam pojęcia. Absolutnie nie mam pojęcia. Czy my- ślisz, że mi coś powiedział? Mogę cię zapewnić, że nie. Potem odwróciła się i popatrzyła przez okno na płaskie, sza- re peryferie miasta, przez które pędzili. Tego samego dnia w huangczou - Ach tak. A więc nikt nic nie wie. - Głos Cz'en Po-ty był nerwo- wy i wysoki, nabrzmiały złością i podejrzliwością. K'ang-Szeng od- wrócił się w stronę okna, ukrywając wypieki wściekłości. - Powie- działeś mi, że nikt nic nie wie - kontynuował Cz'en Po-ta. - Ocze- kujesz, że w to uwierzę? Co? - Nie troszczę się o to, w co wierzysz, ministrze Cz'en Po-ta - powiedział K'ang-Szeng i odwrócił się. - Prawdopodobnie jest tak Powrót do Szangri-la 245 dlatego, że Przewodniczący znów miał trudności z wypróżnieniem. To czyni go drażliwym i trudnym. - Te słowa mogą kosztować cię życie. A już ci przypięto ety- kietkę kontrrewolucjonisty, jak zresztą wszystkim członkom two- jej rodziny - drwi! Cz'cn Po-ta. - Przeżywamy kryzys władzy. Kry- zys władzy - powtórzył. - To nie ma już większego znaczenia, co ktoś powie, prawda, panie Cz'en Po-ta? W tej naszej Wielkiej Proletariackiej Rewolu- cji Kulturalnej wszystko może być uznane za zdradę. My, którzy poruszyliśmy to gniazdo os, sami możemy teraz paść ofiarą ich żą- deł. Ciebie dotyczy to także. - Nie zmieniajmy tematu. Co z tą Szambhalą Przewodniczą- cego? A może ja się mylę, traktując to jako jeden z objawów jego narkomanii? Czy to nie sprawa opium? Morfinowe białe myszki przed jego oczami? Co? To byłoby wygodnie. A może jest w tym coś jeszcze? Coś, o czym wiesz i co ukrywasz? - To głupi, stary idiota, Cz'en Po-ta. Szambhalą to ostatnia kropla, która... to już za wiele. - K'ang-Szeng prychnął i zamiótł rę- koma. - On ze swą maniacką żonką, Czerwoną Gwardią i nami pcha ten kraj prosto w przepaść. Och tak, pomagamy mu. Nie uda- wajmy, że tak nie jest. Ty i ja. I kiedy nasza Czerwona Gwardia wy- pędza swoich starych przywódców z ich domów i okłada ich kijami, sukcesor Lin Piao znajduje się w stanie delirium. Lin Piao z pewno- ścią widuje białe myszki: odgłosy z ulic stają się zbyt ostre dla jego uszu, światło dzienne zbyt jasne dla jego oczu. Razem z Przewod- niczącym siedzą na jego wyściełanej toalecie i szukają, jak ludzie opętani obsesją, źródła żywej wody. To wszystko, a ty jesteś łatwo- wierny zupełnie jak oni, jeśli myślisz, że jest w tym coś więcej. K'ang-Sheng mówił z naciskiem, pochylając się do przodu. Jego twarz znalazła się tak blisko, że suchy, kwaśny oddech roz- wiewał włosy na brodzie Cz'en Po-ty. - Umierający Przewodniczący potrzebuje młodości, a jego następca pragnie mocy odnowienia. Pomyśl o tym, panie Cz'en Po-ta. Wyobraź to sobie. Szambhalą. - Wypluł to słowo z obrzy- dzeniem. - Czy jest coś bardziej patetycznego? Oni nie mogą so- bie pozwolić na wypuszczenie z rąk sterów władzy. Pożądają jakie- goś głupiego pojęcia nieśmiertelności. Magiczny świat, raj odno- wy - coś, co bez wątpienia widzieli w śnie hipnotycznym. - Przypa- 246 Eleanor Cooney, Daniel Altieri trywał się Cz'en Po-cic, potem przybliżył się i powąchał powietrze w okolicy jego ust. - A pan, panie sekretarzu. Co to ja wyczuwam? Czy pan przypadkiem nie zaczyna śmierdzieć, jak ci skwaśnieli sta- rzy ludzie? Czy interesuje to pana z powodu próżności? Czy pan także już pogrążył się w tym szaleństwie? - Bzdura! Co za nonsens. Moje zainteresowanie jest czysto taktyczne. A tak przy okazji, ja ci ciągle nie wierzę, K'ang-Szeng. Co zrobiliście z tymi milionami, które pan i pana żonka zgarnęli- ście za zagrabione dzieła sztuki i skarby? To nie ja jestem tym, który mógłby mieć powód do zatajenia prawdy o ukrytej krainie. Wyobraź sobie ten skarb. To mityczne piękno. Mityczne bogac- two. Czego ty dowiedziałeś się o tej Szambhali? Czego ty dowie- działeś się o tych ściśle tajnych poszukiwaniach, mógłbyś mi teraz o tym opowiedzieć? - Cz'en Po-ta przymrużył oczy. - Możesz okłamywać innych, lecz nie mnie. Wiem, że coś ukrywasz. Co się stało z generałem. Z tym Czangicm, tym generałem odpowie- dzialnym za okupację? No? Istnieją raporty, że powrócił, sam, le- dwie kojarzący. Lecz skąd? - Nie był sam. Było z nim kilku żołnierzy - powiedział K'ang- -Szeng i lekceważąco machnął ręką. Cz'cn Po-ta pomyślał, że wie- le wysiłku muszą kosztować go te kłamstwa. To co mówił, było bardzo nieprzekonujące. - Oni nie paradowali po ulicach. Byli zbyt ogłupiali i żałośni. Nie było ukrytej krainy, nie było bogactw. Mówi się, że pochwycono ich na dalekim północnym zachodzie i brutalnie torturowano w czasie powstania K'ampów. Uwolniono tylko kilku, z których żaden nie potrafi powiedzieć nic więcej. To wszystko, co wiadomo, panie ministrze - zapewnił K'ang-Szeng i odwrócił się. Cz'en Po-ta złapał K'ang-Szenga za ramiona i brutalnie ob- rócił twarzą do siebie. - Łgarz. - Przybliżył się do K'ang-Szenga i dyszał nad nim w taki sam sposób, jak tamten robił to nad nim kilka minut wcze- śniej. - Dlaczego nie mogę ci uwierzyć? Pewnie dlatego, że wkła- dałeś zbyt dużo wysiłku, aby to, co mówiłeś, brzmiało szczerze. K'ang-Szeng szarpnął się z oburzeniem. - Sam jesteś łgarzem, Cz'en Po-ta. Ty sfabrykowałeś to wszystko. Wykorzystujesz ploteczki z magla do rozgrywek poli- tycznych. Powrót do Szangri-la 247 Cz'en Po-ta prychnąl. - Wiem, ile godzin spędziliście razem, potajemnie ty, Prze- wodniczący i Lin Piao. Wiem, że wasz generał Czang nie pojawił się w Pekinie. Nie było ani jego, ani jego córki, ani tego podpuł- kownika. Nie było go w pociągu, gdyż został przekazany tutaj to- bie i Mao. Tak? Gdzie go ukrywacie? - Jesteś głupcem, Cz'en Po-ta. Stajesz się tak głupi jak oni. Oszukujesz. Zbyt długo żyłeś wierząc we własne kłamstwa. Nie ma żadnej tajemniczej krainy. Nie ma Szambhali. Nie było poszu- kiwań. I nie ma tutaj generała Czanga. - Kłamiesz, jest tutaj - powiedział Cz'en Po-ta, kłując powie- trze palcem. - A co więcej, przywiózł ci potajemne mapy. - Cz'en Po-ta opuścił palec i wbił podobne do jaszczurczego, chłodne spojrzenie w szefa tajnej policji Mao. K'ang-Szeng odwrócił wzrok. - Ty jesteś łgarzem, Cz'en Po-ta. - Nie, Kang-Szeng, ty nim jesteś. Prowincja Junnan, w raku. 2007 Mój ojciec umarł wczoraj, szybko, spokojnie i bez cierpień. W końcu znalazł się jeszcze ktoś oprócz córki, kto chciał go słuchać; ktoś, kto przebył długą drogę tylko po to, aby wysłuchać jego opowiadania. Ktoś o otwartym umyśle, ktoś kto nie osądza i nie wyszydza