To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.

Deenaz Coachbuilder, wybitna uczona, która spędziła dzieciństwo w slumsach Delhi, całymi dniami usiłowała znaleźć inny sposób. W końcu jednak uznała, iż ta przeklęta ostatnia bariera w Balonie na pewno jej nie powstrzyma, więc poprosiła o bombę. I dostała ją. Wybrała miejsce, gdzie w odległości stu komór we wszystkich kierunkach nie było żadnych ludzkich osiedli, umieściła tam bombę, wycofała się na bezpieczny, jej zdaniem, dystans i zdetonowała ją. Cały Balon zadrżał: jeziora opustoszały, kiedy gwałtowna ulewa spadła na położoną niżej komorę; sklepienia pociemniały na godzinę i przez następnych kilka dni mrugały tylko od czasu do czasu. I chociaż ludzie zachowali dość zimnej krwi, żeby nie pozabijać się w panice, strasznie się przerazili. Agnes zdołała jednak powstrzymać ich przed natychmiastowym odesłaniem z Balonu Deenaz Coachbuilder i jej naukowców przez najbliższe jezioro bez statku. - Zrobiliśmy wgłębienie - powiedziała Deenaz, usiłując przekonać Agnes, by pozwoliła jej zostać. - Naraziliście życie nas wszystkich, wyrządziliście okropne szkody - odparła Agnes, starając się zachować spokój. - Przebiliśmy się przez powierzchnię ostatniej wewnętrznej ściany - nie ustępowała Deenaz. - Możemy przez nią przeniknąć! Nie może nas pani teraz powstrzymać! Agnes ruchem ręki wskazała na równinę jej komory, gdzie tylko nieliczne rośliny stały prosto, gdyż powstała po ulewie powódź zniszczyła zasiewy. - Gleba wraca do siebie i poziom wody w jeziorze znów jest wysoki. Ale czy następnym razem zregeneruje się równie łatwo? Wasz eksperyment jest niebezpieczny dla nas wszystkich i musi zostać przerwany. Deenaz najwidoczniej wiedziała, że jej prośby są daremne, ale próbowała, protestując, że ona (nie, nie tylko ja, my wszyscy) nie może (nie możemy) pozostawić tego pytania bez odpowiedzi. - Gdybyśmy wiedzieli, jak stworzyć tę cudowną substancję, otwarłoby to przed naszymi umysłami nowe horyzonty! Nie wie pani, że zmusiłoby to nas do zrewidowania fizyki, zweryfikowania wszystkiego, odrzucenia teorii Einsteina i stworzenia czegoś nowego na jej miejsce?! - To nie moja decyzja - Agnes pokręciła głową. - Wszystko, co mogę zrobić, to dopilnować, żebyście żywi opuścili Balon. Ludzie nie będą tolerowali narażania na zagładę ich nowych domów. To miejsce jest zbyt doskonałe, abyśmy wam pozwolili zniszczyć je ze zwykłej żądzy poznania nowych tajemnic. A wtedy Deenaz, osoba zrównoważona, zapłakała. Patrząc na jej mokrą twarz Agnes zrozumiała, jak bardzo uczona była zdeterminowana, jakie katusze teraz cierpi, wiedząc, że nigdy nie rozwiąże najważniejszej w jej życiu zagadki. - Nic nie mogę na to poradzić - powiedziała Agnes. - Musi mi pani pozwolić! - wyszlochała Deenaz. - Musi! - Przykro mi - odparła Agnes. Deenaz podniosła oczy i choć łzy nadal spływały po jej policzkach, powiedziała spokojnym głosem: - Nie wie pani, co to smutek. - Mam pewne doświadczenia w tej dziedzinie - odparowała chłodno Agnes. - Któregoś dnia pozna pani smutek - mówiła dalej Deenaz. -Pożałuje pani, że nie pozwoliła nam zbadać Balonu i zrozumieć go. Pożałuje pani, iż uniemożliwiła nam poznanie zasad jego działania. - Grozi mi pani? Deenaz potrząsnęła przecząco głową; przestała już płakać. - Ja tylko przepowiadam przyszłość. Wybrała pani ignorancję zamiast wiedzy. - Wybraliśmy bezpieczeństwo zamiast niepotrzebnego ryzyka. - Nie obchodzi mnie, jak pani to nazywa - odparła Deenaz. Ale naprawdę bardzo ją to obchodziło, choć tylko sprawiło, że zgorzkniała, gdyż usunięto ją wraz z jej zespołem z Balonu i odesłano na Ziemię. Od tej pory nikomu nie pozwolono zbliżyć się do ściany położonej w samym środku sztucznej planety. HECTOR 6 - Oni się niecierpliwią- powiedział Hector do swoich jaźni. - Nadal jesteśmy tacy młodzi, a już próbują nas przeniknąć. - Sprawiają nam ból - oświadczyły Hectory. - Wyzdrowiejecie - pocieszył ich Hector. - To nie zależy od czasu. Nie mogą przeszkodzić nam w rozwoju. To w naszym spełnieniu, w naszej ekstazie przekonają się, że serce ostatniego Hectora zmiękło; złamią nas podczas naszej ekstazy, okiełznają i zmuszą, żebyśmy już zawsze im służyli. Słowa te brzmiały ponuro, lecz Hectory ich nie zrozumiały. Albowiem pewnych rzeczy trzeba się nauczyć, inne poznać na własnej skórze, a niektóre doświadczenia przyjdą dopiero z czasem. - Ile mamy czasu? - zapytały Hectory. - Sto obrotów wokół tej gwiazdy - odparł Hector. - Sto obrotów i będziemy gotowe. - I skończą z nami, pomyślał, ale tego już nie dodał. AGNES 7 Minęło sto lat, odkąd Balon po raz pierwszy pojawił się na orbicie. I w tym czasie ziściły się niemal wszystkie marzenia Agnes. Zamiast stu statków wielka flota miała pięćset, później zaś tysiąc i nawet więcej niż tysiąc, zanim wielki potok emigrantów zamienił się w wątły strumyk, a statki rozebrano na części. Z tego potoku najpierw tysiąc osób, potem pięć, później zaś dziesięć i w końcu piętnaście tysięcy wypełniło każdy pojazd. Statki stały się szybsze -podróż w obie strony skróciła się z roku do ośmiu, a później do pięciu miesięcy