To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.
Wiele pytań nasuwało mi się także w związku z Corazzinim. Stany Zjednoczone wyspecjalizowały się w seryjnej produkcji tego typu administratorów i dyrektorów fabryk, inteligentnych, odważnych i bezwzględnych. Corazzini był doskonałym reprezentantem tej kategorii ludzi. Ale refleks charakteryzujący ludzi przemysłu dotyczy wyłącznie sfery umysłowej, a Corazzini łączył go z odpornością fizyczną i odwagą, którymi umiał posługiwać się w sytuacjach nie mających nic wspólnego z jego specjalnością. W pewnej chwili zawstydziłem się, zdając sobie sprawę, że podejrzewałem go z powodów dokładnie przeciwstawnych tym, które kazały mi obawiać się Levina i Smallwooda. Corazzini nie mieścił się w żadnej ramie. Nie pasował do żadnej koncepcji, które do tej pory stworzyłem. Wreszcie dwaj pozostali mężczyźni: Teodor Mahler i senator Brewster. Najbardziej prawdopodobnym podejrzanym wydawał mi się ten pierwszy, ale kiedy zastanowiłem się, dlaczego tak uważam, nie umiałem na to odpowiedzieć. Był chudy, niskiego wzrostu, miał czarne włosy i zawsze zgorzkniałą twarz. Nie wiedziałem o nim absolutnie nic. Jeśli chodzi o senatora Brewstera, wydawał się poza wszelkimi podejrzeniami. Nagle ogarnęła mnie szaleńcza myśl, że gdy chce się stworzyć doskonałe alibi, to najlepiej pożyczyć sobie czyjąś osobowość, na przykład człowieka, którego nie można podejrzewać. Skąd mogłem wiedzieć, czy on rzeczywiście jest senatorem Brewsterem? Przecież wystarczyłoby kilka fałszywych dokumentów, wąsy i siwa peruka, aby natychmiast zmienić się w senatora Brewstera. Oczywiście, byłoby to przebranie, którego nie można nosić zbyt długo, ale czyż obaj mordercy mieli zamiar korzystać z przebrań i z czyichś osobowości w nieskończoność? Z każdą chwilą stawałem się coraz bardziej niespokojny i podejrzliwy. Zacząłem obawiać się nawet kobiet. Młoda dziewczyna, Helena, mówiła, że pochodzi z Monachium. To blisko krajów bloku wschodniego, a ci zza żelaznej kurtyny potrafią człowieka zmusić do wszystkiego. Ale na jej korzyść przemawiało to, że miała zaledwie siedemnaście lat i w dodatku złamany obojczyk. Nie mogła więc brać udziału w zbrodniczych akcjach. Pani Dandsby-Gregg? Należała do świata, który znałem bardzo słabo, jedynie z fragmentarycznych informacji, jakich udzielali mi kiedyś moi koledzy psychiatrzy, łowiący w mętnych, ale pozłacanych wodach tak zwanego londyńskiego towarzystwa. Ale nerwice, zachwiana równowaga psychiczna, nawet okresowy brak środków materialnych - wszystko to groźne, zgoda, nie musi jednak prowadzić do przestępstwa. Przede wszystkim wszakże uniemożliwiał temu środowisku popełnienie tego typu zbrodni brak tych cech, które mieli Zagero i Corazzini. O pani Dandsby-Gregg jako o człowieku również nie mogłem nic powiedzieć. Pozostawała już tylko Maria le Garde, ale ona w tym oceanie niepewności była prawdziwą skałą. Była moim spokojnym portem. Gdybym pomylił się w jej ocenie, to przede mną musiałyby mylić się miliony widzów. Są pewne sprawy, które nie mogą budzić żadnych wątpliwości. Tak właśnie było z uczciwością Marii le Garde. Wielka aktorka była poza wszelkimi podejrzeniami. Z zamyślenia wyrwał mnie odgłos obracających się w zwolnionym tempie skrzydełek anemometru. Wiatr uciszył się. Płomień wielkiej, zawieszonej u sufitu lampy buzował z trzaskiem. Poza tym w baraku panowała absolutna cisza. Wszyscy wpatrywali się we mnie. W ich spojrzeniach widziałem niepewność i ciekawość. Z mojej twarzy nie można było jednak wyczytać nic, co niewątpliwie zapewniało mi nad nimi przewagę. Nie czułem się speszony tym zainteresowaniem. Umożliwiło ono Jackstrawowi wejście do pomieszczenia tak, żeby go nikt nie zauważył. Nikt go nie zauważył. Nawet wówczas, gdy uniósł w ręku gotowy do strzału sztucer. - Proszę mi wybaczyć - powiedziałem. - Przyglądanie się ludziom w taki sposób, jak to zrobiłem kilka minut temu, nie jest zaliczane do dobrego tonu. Ale teraz na państwa kolej. - Ruchem głowy wskazałem Jackstrawa. - Każda ekspedycja zabiera ze sobą jeden albo dwa karabiny, by bronić się przed niedźwiedziami i wilkami, które w każdej chwili mogą zaatakować obozowisko. Broń potrzebna jest również do polowania na foki, które stanowią pokarm dla psów. Nigdy jednak nie pomyślałem, że nasze sztucery mogą posłużyć do innych celów, że okażą się tak cenne, właśnie tutaj, w sercu grenlandzkiego lodowca. Być może obronią nas przed zwierzyną jeszcze groźniejszą. Ostrzegam, że pan Nielsen jest niezrównanym strzelcem. A teraz, żadnych zbędnych ruchów! Proszę podnieść ręce do góry i skrzyżować je nad głowami. Wszyscy, bez wyjątku! Wszystkie oczy, wlepione do tej pory w Jackstrawa, jak na komendę zwróciły się w moją stronę. Znalazłem dość czasu, by wyciągnąć pistolet - wyjętą z kabury pułkownika Harrisona berettę kalibru dziewięć milimetrów