To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.

– Chyba zgłaszając mnie na ochotnika do zajęcia się interesami Cresswellów, uprzedziłeś Portera, że jeśli sprawa się przeciągnie, będzie musiał sobie poszukać innego prawnika. – Co ty mówisz? – Prawdopodobnie nie zostanę tutaj. Chyba już ci mówiłem? – Coś wspominałeś. Nie mów, że serio myślisz o przeprowadzce do Nowego Jorku? – Dlaczego nie? Przez wiele lat byłem obrońcą w tamtejszym sądzie federalnym i wciąż mam tam wielu znajomych. Mój syn mieszka z matką w New Jersey. Mógłbym bez przeszkód się przenieść do Nowego Jorku. – A twoja córka? Przecież niedawno tu przyjechała, żeby rozpocząć naukę w college’u? – Okrągłe okulary upodabniały Nate’a do siwowłosej sowy. – O co naprawdę chodzi? Nikt nie przenosi się z Florydy do Nowego Jorku. To nienormalne. Wyjeżdżasz z powodu Gail? – Kogo? – No mejodas – odparował Nate. – To nie ma z nią nic wspólnego. – Zerwaliście, potem przepadłeś w Hiszpanii, teraz mówisz o przeprowadzce do Nowego Jorku i twierdzisz, że to nie ma nic wspólnego z Gail? – Nie. Nate wrócił do obserwowania drogi. Westchnął. – Daj spokój, przyjacielu. Wiem, przez co przechodzisz. Ciężko ci, ale to minie. Anthony pewnie by się roześmiał, gdyby nie smutny wyraz twarzy Nate’a. – Nate... nikt nie umarł. Po prostu zwrócono mi pierścionek. Que lastima. Szkoda. Los ocalił mnie przed głupotą, przed poślubieniem tej kobiety. Wierz mi, nie zamierzam wcale płakać z tego powodu. – Posłuchaj siebie. Nie możesz nawet wymówić jej imienia. – Proszę bardzo: Gail. – Jesteśmy dziś trochę przewrażliwieni, co? Jakaś impreza wczoraj wieczorem? – Tak. W towarzystwie pudła akt z mego biura. – Fajnie było? – Nie. Deszcz spływał strugami po szybie od strony pasażera. Anthony patrzył przez nią na autostradę, którą niedawno poszerzono i upiększono palmami i kwiatami. Witamy w Aventura. Drogie samochody, białe twarze i konwersacje wyłącznie po angielsku. Przy ogromnym centrum handlowym taurus skręcił na wschód, w stronę oceanu. – Słuchaj – odezwał się Nate. – Jeśli dostanę nominację do federalnego, zwolni się miejsce w okręgowym. Powinieneś się o nie ubiegać. – Nie mam cierpliwości babrać się w tym gównie. – Oczywiście, że masz. Nie doceniasz siebie. Bez trudu zostałbyś wybrany. Znajomości wśród Kubańczyków, doskonała reputacja w barach. Znasz prawo. Na ławie sędziowskiej będziesz miał szansę zrobić coś dobrego. Nie płacą takich sum, do jakich jesteś przyzwyczajony, ale podejrzewam, że zebrałeś już dość, aby przestać się martwić o pieniądze. – Zebrałem dość, aby przestać się martwić o cokolwiek. – Anthony oparł głowę o siedzenie i zamknął oczy. – Kiedy byłem w Hiszpanii, zastanawiałem się, czy powinienem wracać. Tam jest inaczej, Nate. Nie ma takiego pośpiechu, nerwów. Nie mają przepisów rozstrzygających każdy cholerny problem. Możesz palić cygaro w restauracji i prawić komplementy kobiecie bez obawy, że zostaniesz oskarżony o molestowanie. To piękny kraj. Ludzie są uprzejmi. Są dumni z siebie, ze swojej historii, nie to, co w Miami. O tej porze roku jest tam gorąco jak w piekle, ale się przyzwyczaiłem. – Chyba żartujesz. – Tak myślisz? – Anthony spojrzał przez szybę na niskie wzniesienia pola golfowego, które powstało na dawnych mokradłach. – Szesnaście lat w zawodzie prawnika. Za miesiąc skończę czterdzieści trzy lata. Nie mogę w to uwierzyć. Mimo to nie jest jeszcze za późno, aby zacząć wszystko od początku. Mógłbym robić cokolwiek. Jechać dokądkolwiek. – Pewnie, ale Hiszpania... – Dlaczego nie? Znam język. Jak myślisz, skąd wywodzą się Kubańczycy? Popatrz tylko na to. – Podciągnął rękaw, odsłaniając przedramię. – Trzy tygodnie na Costa del Sol i wyglądam jak Cygan. Kupiłbym dom nad morzem i leżałbym w słońcu. Mógłbyś mnie odwiedzać. Tamtejsze kobiety są wspaniałe. Ale ty żyjesz jak mnich. Nate włączył migacz. Czekał na przerwę w sznurze jadących z przeciwka samochodów. – Mógłbym trochę zaszaleć. Zapisz mnie do kolejki. Zbliżali się do oceanu, którego granicę wyznaczał rząd wieżowców całkowicie zasłaniających widok. Za nimi błękitne plamy prześwitywały spomiędzy chmur o białych wierzchołkach. – Opowiedz mi o Cresswell Yachts. Czym się zajmują? Kto prowadzi firmę? Chcę przynajmniej udawać, że coś wiem. Z apartamentu Cresswellów na dwudziestym szóstym piętrze roztaczał się widok na krętą szosę, łuk brzegu Atlantyku i drapacze chmur w centrum Miami. Służąca wpuściła Anthony’ego i Nate’a do środka. Marmurowe podłogi przykrywały stare, orientalne dywany. Minęli obite jedwabiem krzesła i pozłacane stoliki, na których w porcelanowych donicach stały orchidee. Weszli do pokoju z wiklinowymi i ratanowymi fotelami. Drzwi balkonowe prowadziły na otoczony szklaną ścianą taras. Pod sufitem wirowały wentylatory. Zielone rośliny rzucały tropikalny cień. Podeszła do nich szczupła blondynka w spodniach i pastelowej, niebieskiej bluzce. Z uśmiechem przytuliła policzek do twarzy Nate’a. – Witaj, kochany. Nie widziałam cię od tygodni! Odwróciła się ku drugiemu z gości. Anthony wiedział, ile miała lat – sześćdziesiąt jeden – mimo to wciąż wyglądała pięknie. Miała młodzieńczą fryzurę z kosmykami opadającymi na policzki. Być może za uszami czy pod brodą pozostały jakieś ślady po operacjach, ale były niezauważalne. – Panie Quintana, tak się cieszę, że nas pan odwiedził. Jestem Claire. – Ujęła go za ręce. Uśmiechnął się. – Nie, nie. Proszę mi mówić Anthony, dobrze? Policzki Claire zaróżowiły się. – W porządku, Anthony. Och, Porter? Chodź, przywitaj się z gośćmi. Mąż gospodyni przyjrzał się nowo przybyłemu uważnie. Szare oczy tkwiły głęboko w kwadratowej, ogorzałej twarzy. Brodę przedzielał dołek. Gdy pokonywali ostatni kilometr, Anthony zdążył się dowiedzieć, że Porter Cresswell zarządzał firmą wspólnie z bratem Duncanem, którego wszyscy nazywali Dubem. Porter był dyrektorem generalnym, a Dub rządził działem handlowym. Żona Duba, Elizabeth, która awansowała w firmie z samego dołu drabiny, nadzorowała planowanie i produkcję. We trójkę utrzymywali wszystko w równowadze, aż do choroby Portera. Wówczas Porter przekonał syna, prowadzącego pokrewną firmę wynajmującą jachty, aby na jakiś czas zajął fotel dyrektora