To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.

Bardziej umiarkowani biskupi pisali do Burghleya o swych obawach, radzili odebrać całą broń katolikom, usunąć ich z otoczenia królowej, jej zaś samej dać silną protestancką ochronę, pilnować miasta i Tower, wreszcie związać się mocno ze szkockimi i niemieckimi protestantami. Ileż to razy Bóg Wszechmogący objawiał nam swą wolę, okazując swą przychylność, lecz my lekkomyślnie wzgardziliśmy jego radami. Oby Bóg dał teraz królowej uszy, by słyszała, i umysł otwarty, by się czegoś nauczyła. W nowy i straszliwy sposób potwierdzało się przekonanie o istnieniu ligi katolickiej stawiającej sobie za cel zniszczenie protestantyzmu. Nic dziwnego, że protestanci uważali masakrę za rzecz od dawna już zaplanowaną wspólnie z papiestwem i Hiszpanią. Na wybrzeżu angielskim ogłoszono stan pogotowia, marynarka otrzymała rozkaz natychmiastowego wypłynięcia na pełne morze, wszędzie obowiązywała czujność. Kiedy ambasador francuski poprosił o audiencję, by przekazać oficjalną relację o masakrze, Elżbieta kazała mu czekać trzy dni, po czym przyjęła go milcząco w otoczeniu wielu swych doradców i głównych dam dworu. Zrobiła kilka kroków z miną surową i zasmuconą, lecz nie pozbawioną życzliwości, wysłuchała słów powitania, zaprowadziła go na bok do niszy okiennej i wysłuchała żałosnych, lecz dyplomatycznych kłamstw, które miały wytłumaczyć postępowanie króla. Jej odpowiedź była pełna godności. Przyjęła tłumaczenia, lecz tylko tak, jak wypadało przyjąć królewskie zapewnienia, nie uważając bynajmniej, by usprawiedliwiały tę straszliwą zbrodnię. Nie śmiała zerwać z Francją, ale nie miała zamiaru darować masakry. Obawy były powszechne, wiec wszyscy z oburzeniem mówili o Marii, tej "niebezpiecznej zdrajczyni i dżumie świata chrześcijańskiego", i to z tym większym przekonaniem, że w wyniku masakry odzyskali władzę jej krewni Gwizjusze, będący synonimem zagrożenia. Biskup Londynu domagał się, by Burghley "natychmiast uciął głowę szkockiej królowej". Arcybiskup Parker doradzał to samo, lecz w bardziej oględnych słowach. Jakiś anonimowy korespondent Leicestera "wypowiadał powszechną opinię, lamenty i obawy dobrych poddanych" na sześciu gęsto zapisanych stronach: "Na litość boską, jaśnie wielmożny panie, niechże Jej Królewska Mość nie zapomina w tych ciężkich chwilach o największym niebezpieczeństwie, niechże pamięta o sumieniu i wieczności." Niech nie ściąga na Anglię fali morderstw, gwałtów, rabunków, przemo- 211 NAMIĘTNOŚCI RELIGIJNE I POLITYKA cy, barbarzyńskich rzezi, a także wiecznego potępienia tylu dusz sprowadzonych na manowce przez postępy papistowskiej wiary, "i wszystko to z pożałowania godnej litości i miłosierdzia, które każe jej oszczędzać tę straszliwą kobietę, ściągającą wszędzie, gdzie tylko się ruszy, gniew Boży". Zaiste, żaden władca nie zasłużył sobie, jak nasza królowa, na tak kochających poddanych. "Czyżbyśmy mieli wątpić w to, że Jej Królewska Mość, matka nasza, nie zawaha się przed wydaniem rozkazu zabicia ropuchy, węża lub wściekłego psa, kiedy widzi, że on ją atakuje, przegryza gardła jej niemowlętom i z nią chce tak samo postąpić?" Możemy sobie tylko wyobrazić, bo nie wiemy, jak silnie naciskali najbardziej wpływowi doradcy Elżbiety. Kryzys zmusił ją wreszcie do takiego przynajmniej ustępstwa, że choć sama nie .skaże Marii na śmierć, pozwoli wysłać ją do Szkocji i tam stracić za udział w zabójstwie Darnleya. Żąda jednak pewnych gwarancji, a mianowicie, że nie skończy się to na pozostawieniu Marii przy życiu. Z taką tajną misją, której treść znali tylko: królowa, Burgh-ley, Leicester i później Bacon, wysłano pośpiesznie do Szkocji szwagra Burghleya. Miał tę propozycję przedstawić jako pomysł niektórych członków Rady, w żadnym zaś wypadku nie wspominać o Elżbiecie; oczywiście zastrzeżenie to zrobiono biorąc pod uwagę możliwość niepowodzenia misji. Regent oraz jego doradcy gotowi byli podjąć się tego zadania, ale pod kilkoma warunkami, między innymi, że armia angielska będzie się znajdowała w Szkocji w czasie egzekucji i następnie usunie z zamku edynburskiego resztę stronników Marii. Od nocy św. Bartłomieja upłynęły jednak dwa miesiące i ziemia się nie zapadła, toteż Elżbieta zaczęła się skłaniać ku litości i kaprysić. Problem został wszakże rozwiązany bez jej udziału, ponieważ równocześnie z wiadomościami o warunkach stawianych przez regenta i uznanych za niemożliwe do przyjęcia nadeszła wieść o jego śmierci. Rozstrzygało to sprawę, przynajmniej na razie. Burghley pisał do Leicestera: "Niech Bóg da Jej Miłości siłę ducha, by ocaliła Bożą sprawę, swe własne życie i życie milionów wiernych poddanych... Niech Bóg ma nas w swej opiece." W kwietniu doznał pewnej pociechy, kiedy wysłane przez Elżbietę wojska zdobyły zamek edynburski. Wraz z poddaniem twierdzy rozpadło się stronnictwo Marii w Szkocji