To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.

ARYST Nic z tego, dobrodzieju! FIRCYK Proszę. ARYST Obejdzie się, Obejdzie, dosyć mojej cierpliwości poty! FIRCYK Chwilkę jedną. ARYST Nie, nie, nie, ani pół minuty! FIRCYK do Klarysy Przyrzekaszże, mi pani, że za twą pomocą... KLARYSA Jeżeli będę mogła, bądź pewien... ARYST Co? Co? Co? KLARYSA do męża To, o czym waćpan nie wiesz. Do Fircyka Że się nie uchylę, Żebym ci rozkoszniejsze mogła sprawić chwile. ARYST Co, co waćpani mówisz? KLARYSA odchodząc Kłaniam uniżenie, Na tak lekkie pytania najlepsze milczenie. FIRCYK do Klarysy Służę pani. ARYST w ostatniej zapalczywości A wiesz ty, mospanie Fircyku, Że ja takich wypraszam gości na patyku? Klarysa odchodzi, Fircyk za nią. SCENA XI Aryst, Pustak PUSTAK Goście, mospanie! ARYST Jacy? PUSTAK Po korabiu starym Poznałem, że ksiądz proboszcz przyjechał z wikarym; Także dwa o trzech koniach szydłem karawany, Pewnie księża kwestarze jadą na barany. ARYST Idźże sobie do diabła z swymi kwestarzami, Z kwestą i ze wszystkimi w świecie baranami! PUSTAK Ale ksiądz proboszcz! Wszakże to przyjaciel pański. Należy go przywitać. ARYST Ciszej, mi, pogański Synu! PUSTAK Przecież w kościele dla pani i pana Pierwsza ławka jak sutym kobiercem zasłana! Pierwszy krok w procesyi, pierwszy ku patynie. ARYST A ty za tę zuchwałość twoją, poganinie, Daje mu policzek z obojej strony Masz! Nie za "panie bracie" z panem! Odchodzi. SCENA XII PUSTAK sam Niezłe i to. Kochany pan! Kiedy da, to już da sowito! Choć późno zaczął, ale naddał to w przycisku. Nigdy jeszcze tak brzydko nie wziąłem po pysku. Musiała mi twarz spuchnąć przynajmniej pół piędzi. Strasznie ma ciężką rękę, zekaty mię swędzi. Lecz mniejsza o ból, gorszy jest wstyd. Jaki taki Może spytać, skąd mam te na gębie siniaki. Muszę łgać, nie tak dla mnie, jak raczej dla pana, Boby go za wielkiego miano grubijana. Pfe, dać komu policzek! Już ten zwyczaj stary Ledwie między dzikimi uszedłby Tatary, Ale nie u nas w Polszcze, w tak grzecznym narodzie, Nieszczęście! Czasem jeszcze bywa i tu w modzie, Lecz nie między pierwszymi, i jeśli trafia się, To się trafia najczęściej w niskich ludzi klasie. Zawsze jednak, na moje zdanie, nie ten, który Schwyci, lecz który wytnie, wart by czarnej kury, A przynajmniej powszechnej wzgardy, jak niegrzeczny, Podły i w obcowaniach ludzkich niebezpieczny. Wreszcie nie mnie na cudze wady być bocianem! Ja sam może bym gorszym był, gdybym był panem. Lepiej zrobię, gdy trocha przejdę się w opłotki Wyzierać moich dziewcząt - Basi i Dorotki. Skoro się zabierają panowie do tańca, Toć i mnie ze Świstakiem nie mówić różańca. AKT TRZECI SCENA I Pustak, Świstak ŚWISTAK Jakbyś zęby rwał, tak ci spuchły obie szczęki. PUSTAK Pusta ciekawość. Kaduk wniósł mię do pasieki. Sam nie wiem, skąd mi się wziął ten humor wesoły, Zacząłem w ule dmuchać, podrażniłem pszczoły I tak ni stąd, ni zowąd, ni siadło, ni padło, Kilkoro tych bestyjek razem mnie ujadło. ŚWISTAK Dobrze ci tak, mój bracie, starych ludzi słuchać: Przysłowie staropolskie: nie trzeba w ul dmuchać. PUSTAK Mniejsza o mnie, ta fraszka łatwo się zagoi, Ale ja co mam wnosić z smutnej miny twojej? Niedawno tak wesoły, tak byłeś rubaszny, Teraz taki ponury, tak kwaśny, tak straszny! Hulanka tuż. Gdzie stąpisz, wszędzie jest ochoczo, Wszędzie gotują, wszędzie pieką, wszędzie toczą, A w czym najwięcej może cieszyć nas ochotka: Niezabawem przybędą Basia i Dorotka. A jeszcze jak nadobne, jak piękne dziewczyny! Świeżuchne, rumieniuchne, gdyby dwie maliny. No! humor dobry! Porzuć niepotrzebne troski! Zobaczysz, jaki będzie stół mój marszałkoski, Co się nam zda: miód, wiszniak, malinnik czy wino - Wszystko to z naszą będziem popijać drużyną. ŚWISTAK wzdychając Smaczne to są łakocie, ale nie w tym czasie, Wszystko dziś na nieszczęście moje sprzysięga się. Możnaż być nieszczęśliwszym? PUSTAK Od czegóż są trunki, Jeżeli nie na ludzkie troski i frasunki? Ja sam, kiedy się w jakiej znajduję przygodzie, Nigdy mojej pociechy nierad szukam w wodzie, Ale gojąc zgryzotne na sercu zastrzały, Mam skuteczne ulepki z wina i gorzały, Potem choć pod kanapą, gdy nie na kanapie, Równie smaczniej jak trzeźwy śpię sobie i chrapię. Ani mnie sny umartwią. Słodki skutek wina: Często mi jaka piękna przyśni się dziewczyna. Nigdy okrutna! zawsze jak skromny baranek I przyjmie, i dozwoli niewinnych cacanek. Ja ją przycisnę, ona pod brodę mnie muśnie... Zgoła człek kontent wstaje, choć niewesół uśnie. ŚWISTAK Mój bracie, sen jest mara. PUSTAK A toż co na jawie Służy nam ku rozkoszy, rozrywkom, zabawie, Cóż, jeśli nie lubego snu jest przedłużenie? Co, jeśli nie dym próżny, mara, omamienie? Zwłaszcza kobiety teraz tak płoche, tak zmienne, Tak zdradliwe - prawdziwe pogody jesienne. ŚWISTAK Niechże będą, jakie chcą. Bywaj zdrów, kamracie! PUSTAK Cóż to znaczy, albo już od nas odjeżdżacie? Przecie smaczne mieliśmy dziś łakocie spasać I dobre trunki spijać, i z pięknymi hasać. ŚWISTAK Proszę, nie dodawaj mi tym więcej stąd bólu; Bies nam jakiś w pszenicę podmuchnął kąkolu. Straszna się w interesach zrobiła różnica. Przyjechawszy zaledwiem poznał starościca. Chodzi, myśli, wykręca palce, zęby zgrzyta, Sam sobie odpowiada, sam siebie się pyta, Wspomina Podstolinę, ramionami zżyma, Drapie się w głowę, wzdycha, przewraca oczyma, Rozrzuca się po stołkach, po pokoju lata... Słowem, zakochanego znać w nim waryjata. PUSTAK Co za przyczyna tego? Czy mu zrobił kto co? ŚWISTAK Tyle mi tylko mówił, że pojedzie nocą, Byle pofolgowało cokolwiek gorącu. PUSTAK Czas piękny, dobra pora jechać po miesiącu, Zwłaszcza jak teraz w pełni jaśniej świecą gwiazdy, Wielka szkoda uchybić tak pogodnej jazdy. Więc żegnam cię, bywaj zdrów - szczęśliwej podróży! ŚWISTAK To być nie może, cierpieć niepodobna dłużej! Już mi się też nareszcie i przykrzyć zaczyna. PUSTAK Daj go katu! Mam w lodzie spory gąsior wina. Skradłem co najstarszego dwa butle wiszniaku... Odjechać tego? Wisieć wolałbym na haku. ŚWISTAK Posyłać mnie tak nagle, ledwom nie darł garła, Dwie szkapy padły w drodze, jedna się rozparła, Ubiegałem się jak Żyd, w błociem się zaklapał, Całe miasto obiegał, nim Włochów połapał