To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.

– Poklepał się po marynarce i zaczął gorączkowo przeszukiwać kieszenie. Wyjął paczkę chusteczek higienicznych, okulary i zegarek. – Oto moja wizytówka. Nazywam się Emil Allyn. – w jaki sposób może mi pan… – Jestem psychiatrą. Ben spojrzał na Christinę. – Czy to jakiś żart? – Nie, nie – wyjaśnił Allyn. – Miałem na myśli to, że jestem specjalistą w dziedzinie leczenia utraty pamięci. Ben klepnął przybysza po ramieniu. – Jones pana znalazł! Będzie pan moim biegłym. Allyn wyglądał na nieco zakłopotanego. – Jeśli pan sobie tego życzy… – o tak. Proszę mi wierzyć. – Więc dobrze. Przepraszam, ale zdaje się, że wylewa pan mleko na mój garnitur. Rozdział 64 Przepychając się wśród tłumu Ben czuł żar panujący w sądzie. Sala była wypełniona po brzegi. Widzowie siedzieli na ławkach, a część stała pod ścianami. Tłok jak w puszce śledzi. Byli wszyscy, których Ben widział wczoraj. Ernest Hayes tym razem przyprowadził kilkoro ze swych dzieci. Co chwila oglądał się na dwóch młodych czarnych chłopaków stojących z tyłu. Wprawdzie nie mieli na sobie czarnych kurtek, ale Ben był pewien, że należą do Demonów. Zjawiło się całe towarzystwo z klubu łącznie z Ruthefordami. Dzisiaj siedzieli razema mimo to, Ben wyczuwał, że dzieląca ich przepaść emocjonalna jeszcze się powiększyła. Ben ze zdumieniem spostrzegł Mike’a z Abiem trzymającym się blisko opiekuna. Zatrzymał ich Harold Rutheford. – Abie, nie spodziewałem się ciebie tutaj! Chłopiec nie odpowiedział. – Abie nie powinien tu przychodzić. – Wstąpiliśmy tylko na chwilę. Zamienię słowo z adwokatem i pójdziemy – odparł Mike. – Podobno sprawa ma się dzisiaj zakończyć – powiedział Rutheford. – Abie, pójdziemy gdzieś potem? Abie wbił wzrok w podłogę. – Możemy pójść do wesołego miasteczka, jeśli chcesz – zaproponował Ruteheford. Zerknął na żonę. – Albo po prostu na spacer. Abie ścisnął Mike’a za rękę i spróbował odciągnąć. – Przyprowadzę Abiego do domu po południu – powiedział Mike. – Będziecie mieli trochę czasu. Rutheford skinął głową. Mike przecisnął się z chłopcem do ławy oskarżonego. – Świetnie do siebie pasujecie – rzucił Ben, klepiąc przyjaciela po ramieniu. – Gadanie – zjeżył się Mike. – Nigdy do nikogo świetnie nie pasowałem. – a teraz pasujesz. Wygląda na to, że znalazłeś swoje powołanie. – Cha, cha. – Może powinieneś dać sobie spokój z policją i otworzyć przedszkole. Mike położył palec na piersi Bena. – Przestań. Ben roześmiał się. – Przepraszam. Nie chciałem przez to powiedzieć, że jesteś wrażliwy. – Pochylił się do Mike’a. – Dlaczego go nadal pilnujesz? Myślałem, że Blackwell cię odwołał – szepnął. – Odwołał, ale Ruthefordowie o tym nie wiedzą. Nie zostawię dziecka bez ochrony, dopóki się nie upewnię, że nic mu nie grozi. – Rozumiem. Co cię sprowadza do sądu? Mike zerknął na Abiego. Chłopiec rozglądał się z ciekawością dookoła. – Musisz mi pomóc. – Jeśli będę mógł. o co chodzi? – Zetknąłeś się już z tym problemem. Potrzebuję opiekunki. – Mike… – Posłuchaj. Nie mogę zwrócić się do nikogo z policji. Nawet ja nie powinienem już pilnować chłopca. Gdyby Blackwell dowiedział się, że nie uznałem tej sprawy za zamkniętą, wkurzyłby się aż miło. – Może lepiej dać sobie z tym spokój. w końcu znaleźli tę czapeczkę… Mike przysunął się do kolegi. – Przez kilka ostatnich nocy po służbie krążyłem w okolicy, gdzie pedofil zabrał Abiego. Obszedłem prawie połowę miasta, przecznica po przecznicy… – a kiedy spałeś? – Wiele nie spałem od trzech dni, ale to nieważne. – Mike… – Słuchaj, wydaje mi się, że jestem już blisko, naprawdę. Nie umiem tego wyjaśnić, ale czuję, że znajdę ten dom. Wtedy dowiem się, kim naprawdę jest ten zboczeniec. Lub kim był. Jeśli to Bentley, w porządku, możemy spać spokojnie. Ale jeśli nie, to Abie nadal jest w niebezpieczeństwie. Chcę skończyć dzisiaj poszukiwanie, zanim Blackwell wywącha, co robię. a nie dam rady z… – Ruchem głowy wskazał Abiego. – Mike, jestem w samym środku procesu! – a Christina? – Jest u mnie. Pilnuje Joeya. – Świetnie! Jeśli zajmuje się jednym dzieckiem, to drugie w niczym jej nie przeszkodzi. – Hm… Możesz ją zapytać. – Doskonale. Pojadę tam z chłopcem