To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.

Zakony pełniły funkcję wielkich mecenasów sztuki i za to jesteśmy im wdzięczni do dziś. Panowały nad wielkimi włościami jako ich właściciele; niektórzy opaci nosili prawnie tytuły książąt-opatów i żyli po książęcemu. Zakony bogaciły się, a najpotężniejszy z zakonów rycerskich, templariusze, z tej przyczyny zginął i został zniszczony w najbardziej przejmującym procesie średniowiecza, w którym nie zabrakło morderstw sądowych; wielki mistrz zakonu został spalony, a wraz z nim wielu braci; majątek zakonny, uzyskany na drodze wielu transakcji bankowych, uległ konfiskacie: był to pierwszy w średniowieczu akt sekularyzacji. Wieść o tym pozostawała żywa w czasach Lutra, choć o tych zdarzeniach mówiono szeptem. Nie poszła też w zapomnienie „walka o ubóstwo" radykalnych franciszkanów, która pochło- 43 DOJRZEWANIE BUNTOWNIKA nęła jeszcze więcej ofiar; obserwanci chcieli przestrzegać surowych nakazów ubóstwa, wydanych przez założyciela zakonu, świętego Franciszka z Asyżu, natomiast „konwentualni" mieli zamiar korzystać z dóbr i zapisów, którymi już wkrótce po założeniu szczodrze obdarzono zakon. Za czasów Lutra od dawna już przywołano franciszkanów do posłuszeństwa. Ich radykalne zasady wciąż były żywotne, odrodziły się w nowym zakonie kapucynów. W klasztorze augustianów nie było mowy o ubóstwie. Luter stwierdził sam: „Mieliśmy co jeść i co pić"; postów przestrzegano umiarkowanie. Augustianie nie zaliczali się do zakonów bogatych, jak benedyktyni, był to jednak zakon zasobny. Ich posiadłości były rozległe, a stan posiadania różny w poszczególnych klasztorach. Niektóre z nich miały duże folwarki, z własnymi rządcami, wójtami oraz urzędnikami zbierającymi daniny. Posiadłości te narosły w ciągu stuleci i nigdy nie ulegały pomniejszeniu; co Kościołowi raz przypadło, pozostawało przy nim „na wieczność", podczas gdy posiadłości świeckie nieuchronnym biegiem zmieniały właścicieli. Pod koniec XVI wieku nagromadzenie posiadłości, praw, przywilejów i danin osiągnęło już takie rozmiary, że zmiana tego stanu rzeczy była nieunikniona. „Chciwość" - tak określił to Kościół -- wobec jego dóbr, okazywana przez potęgi świeckie, była zarzewiem sporów przez całe wieki, i na odwrót, strona świecka zarzucała Kościołowi żądzę wciąż rosnącego posiadania. Nawet w arcykatolickiej Hiszpanii poddani błagali swego króla Karola, by powstrzymał nieustanny wzrost „dóbr martwej ręki", inaczej świeccy nie będą mieli z czego płacić państwu podatków, ich ziemia bowiem w coraz większej mierze przechodziła na własność Kościoła. Był to mocny argument, ponieważ w zasadzie wpływy z własności kościelnej nie zasilały skarbu państwa, pozostającego wciąż w tarapatach. Dokładnych rozmiarów tej własności w poszczególnych krajach nie ustalono nigdy; oceniano ją w Anglii na jedną trzecią całego obszaru, a w Niemczech mogła była wynosić co najmniej tyle samo. Należałoby jeszcze uwzględnić to, że własnością kościelną i klasztorną bardzo często były najlepsze i najżyźniejsze grunty, a także najlepiej zagospodarowane. W tej jednej trzeciej części Świętego Cesarstwa Rzymskiego mieli swój udział augustianie-eremici; w Niemczech ich własnością były 102 klasztory, których większość pochodziła z XIII wieku, a niektóre były nowymi fundacjami z ostatnich czasów. Klasztor w Erfurcie, w którym przebywał Luter, istniał od roku 1256, kiedy to w wyniku zarządzeń papieskich nastąpiła konsolidacja zakonu. Ubiorem zakonnym Lutra był czarny habit z białym szkaplerzem i czarnym skórzanym paskiem, pod habitem noszono białą koszulę z wełny. Szkaplerz z białym kapturem Luter wkładał także na 44 ŻYCIE W KLASZTORZE noc, poza tym sypiano w owych czasach nago. W habicie Luter pozostał jeszcze długo po swoim zerwaniu z Kościołem. W klasztorze w Wittenber-dze mieszkał aż do śmierci. W okresie zakonnym Lutra drążyła przede wszystkim myśl o jego grzeszności, przeżywał cierpienia i tortury serca i sumienia, serce drżało i dygotało, niepewne, czy Bóg okaże mu litość. Wyobrażano go też sobie jako mnicha i w istocie nim był, w tym pojęciu, jakie wiąże się z postaciami dawnych ojców-samotników, wystawionych na pokusy szatanów i na grzechy z katalogu mniszych zdrożności: pychę, gniew, smutek i wahanie, do zwątpienia włącznie. Ślubów zakonnych dochował, z wyjątkiem jednego: posłuszeństwa. „Siłaczem Bożym" być nie chciał ani też rekordzistą w asce-zie. Nie chciał też zostać świętym, choć myśl taka byłaby u zakonnika zrozumiała, a dla jego zakonu ze wszech miar pożądana; ku swemu niejakiemu zatroskaniu zakon nie mógł bowiem poszczycić się własnym świętym, podczas gdy franciszkanie i dominikanie z dumą odczytywali imiona swych założycieli i patronów w spisie Świętych Pańskich. Luter pragnął tylko jednego: zdobyć łaskę u Boga. Próbował tego na swój własny sposób — i to było nieposłuszeństwem. Wielu mnichów, wielu pustelników w samotności myślało po swojemu; Kościół nie mógł i nie chciał tym się martwić. Luter nie tylko rozmyślał, ale i głosił swoją drogę, wpływał tym na innych ludzi i wprowadzał w błąd. To było jego nieposłuszeństwem, określanym jako kacerstwo. Wymagało ukarania śmiercią. ŻYCIE W KLASZTORZE Zgodnie z ewolucją monastycyzmu, erfurcki klasztor był organizacją ściśle hierarchiczną, z precyzyjnie wyznaczonymi miejscami i stanowiskami. Na czele stał przeor, swego rodzaju papież czy monarcha miniaturowego państwa, w otoczeniu „wysoko postawionych": swego zastępcy, zakrystiana zajmującego się organizacyjno-techniczną stroną nabożeństw, ojca prokuratora, który miał w rękach administracyjny zarząd i finanse klasztoru, wreszcie magistra nowicjatu, którego zadaniem była opieka nad wstępującymi. Zakonnicy dzielili się na ojców i braci. Pierwsi z nich, patres, tworzący arystokrację klasztoru, mieli święcenia kapłańskie i wykształcenie, a przynajmniej byli oczytani; drudzy, fratres, zakonnicy szeregowi, złożyli śluby zakonne, ale nie mieli wykształcenia, a nadzór nad nimi był nawet ukierunkowany tak, by nie uczyli się czytać i pisać; pełnili służbę jako furtiani, chórzyści, opiekowali się chorymi, naprawiali odzież mieszkańców 45 DOJRZEWANIE BUNTOWNIKA klasztoru i zajmowali się innymi podrzędnymi pracami. Erfurcki klasztor Lutra nie był biedny, ale i nie nazbyt bogaty w porównaniu z innymi, które przy personelu idącym w setki, a nieraz w tysiące parobków i posługaczy klasztornych tworzyli małe miasto czy nawet księstwo. W niektórych krajach byli jeszcze poddani klasztorni, przypisani do klasztoru niewolili, w hierarchicznej budowie Kościoła i w wielkich budowlach myślowych jego doktorów uważani za element składowy porządku świata