To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.

- Byliśmy u niej. - Błąd. - I jeszcze jaki! Najpierw powiedziała, że żadnej teczki u niej nie ma i ona nic o tym nie wie. Potem, że co w domu, to nieboszczyka i reszta jej nie obchodzi. W końcu wyraźnie dała nam do zrozumienia, że chcemy ją wykantować, upominamy się bezprawnie, obraziła się i wyrzuciła nas z domu, przy czym widać było, że w następnej sekundzie runie do szukania. I cokolwiek znajdzie Rozumiesz. - Cholera - powiedział Tadzio z troską. - Na, tym stoimy? - A, nie. Poszliśmy dalej. Była wizyta przebłagalna i udało się w nią wmówić, że teczka z forsą znalazła się gdzie indziej. Już ją mamy i przepraszamy za głupie posądzenie. Uwierzyła i okazała łaskawość, stosunki towarzyskie wróciły do równowagi, a myśmy postanowili No, teraz mi najgłupiej, bo w planach jest włamanie do twojego domu Tadzio przerwał z energią. - Po pierwsze, zwracam ci uwagę, że to nie jest mój dom, nigdy nie był i nie będzie. Tam jest dwie sztuki dzieci mojego ojca, a ja jestem dorosły i musiałbym się ześwinić poniżej wszelkiego dna, żeby im to wydzierać. Po drugie, wdowę po moim ojcu kocham tak strasznie, że coś mi się robi. I po trzecie, istnieje coś takiego jak elementarna przyzwoitość i od razu ci powiem, że możecie na mnie liczyć. - I nie będziesz podejrzewał, że interes robił twój ojciec, a nie mój, a mój chce teraz to wykorzystać? Przez chwilę Tadzio przyglądał się jej acz z zachwytem, to jednak potępiająco. - Słów mi brakuje - oznajmił wreszcie. - Tych eleganckich, bo mniej wytworne owszem, pchają się na usta. Kto z nas ma tu robić za pluskwę, ty czy ja? Bo w takim wypadku ktoś musi. - Fakt - zgodziła się Elżbieta po krótkim namyśle. - Głupio spytałam, bardzo cię przepraszam - Nie ma sprawy. Co z tym włamaniem? Chociaż, prawdę mówiąc, już się domyślam - I pewno trafnie, ale czekaj, podam ci szczegóły. Bo myśmy już uczynili próbę. Wyszła nam jak krew z nosa. Z szalonym zainteresowaniem Tadzio wysłuchał opisu wizyty pojednawczej i trudności, jakich przysporzyło jego przyrodnie rodzeństwo. Poczuł się zarazem rozbawiony i zatroskany. Przejął się sytuacją, jakoś niejasno czując, że sprzeniewierzenie depozytu po wiek wieków będzie kalało pamięć jego ojca. - Rozumiem z tego, że w pierwszej kolejności nie wiadomo gdzie to jest? Mój stary gdzieś to utknął i nikt nie wie, gdzie? - W tym główny szkopuł! -westchnęła Elżbieta. - Samo rąbnięcie to małe piwo, ale przedtem trzeba znaleźć. Ten dom jest duży i pełen zakamarków, pojęcia nie mam, jak go przeszukać, to znaczy owszem, coś mi się klaruje i widzę dwie drogi. Jedna, to metodą dedukcji, i tu możliwe, że tobie coś przyjdzie na myśl? Tadzio też westchnął i pokręcił głową. - Może by mi i przyszło, ale za rzadko tam ostatnio bywałem. Straciłem z oczu rozmaite detale, wiem, że ojciec się migał przed tą słonicą, ile mógł, i wiem, że dyplomatycznie, bo go miała pod pantoflem, ale gdzie sobie znalazł azyl, pojęcia nie mam. Na rozum biorąc, pewno gdzieś, gdzie się rzadko zagląda. Ty uważasz, że gdzie się rzadko zagłada? - Do miejsc trudno dostępnych - odparła Elżbieta bez namysłu. - Jakieś pawlacze do włażenia po drabinie, jakieś komórki pod schodami do włażenia na czworakach, jakieś takie coś. Tak ogólnie, ona sprząta, w dodatku porządnie. Ale gdzieś musi sprzątać rzadziej, raz do roku na przykład albo co. - Spytałbym Stasia. Albo lepiej Agatkę! - Toteż właśnie, i tu ty - Czekaj. A druga droga? - Praktyczna. Metodą zwyczajnego szukania raz koło razu, kawałek po kawałku. - Może potrwać - zauważył Tadzio ostrzegawczo. - Żeby tylko! Na razie, jak widać, nawet zacząć się nie da. I tu ty - Czekaj, a czy ona przypadkiem nie wybiera się na urlop? Nie wysyła dzieci na jakieś wakacje? - Nie wyglądało na to i mowy o tym nie było. Na moje oko ona teraz nigdzie nie wyjedzie, nie wiem dlaczego, ale takie mam głębokie, wewnętrzne odczucie. Prędzej przystąpi do odnawiania całego domu, a to już będzie zwyczajne nieszczęście. - Nie takie wielkie, jakby się zdawało - mruknął Tadzio w zadumie. - W razie czego miałbym pomysł. Czekaj, zaczęłaś mówić, że coś ja? - No właśnie, cały czas chcę powiedzieć, że ty byś się przydał, i to chyba do wszystkiego. Jeśli się zgodzisz? Popatrzyła na niego tak, że Tadziem szarpnęło. Nawet gdyby wcale nie chodziło o jego ojca i żadnej skalanej pamięci nie musiałby czyścić, dla dziewczyny, która patrzy takimi oczami, poszedłby na wszystko. Przeszukiwać klatkę z rozżartymi tygrysami, proszę bardzo, dlaczego nie? Mimo woli zmarszczył lekko brwi i zacisnął szczęki. Przyglądająca mu się z malutkim niepokojem i wielką nadzieją Elżbieta poczuła nagłe zdziwienie i zaskoczenie. Pomyślała, że z tego bezbarwnego chłopaka wyrósł bardzo przystojny facet, ciekawa rzecz, że zauważyła to dopiero teraz Tadzio wydobył z siebie nieco zdławiony głos. - To już drugi raz zadajesz głupie pytania. Masz taki nałóg? - Nie, na ogół nie. Ale zdaje się, że podpuszczam cię teraz na duży gniot i ciągle mi głupio - To niech ci już przestanie być głupio. Wchodzę w to ze śpiewem na ustach. Dobra, przydałbym się na pewno, masz konkretne propozycje? - Pi razy oko. Do omówienia. - Wal. - W pierwszym wypadku pogadać z dziećmi A, nie, czekaj! W pierwszej kolejności w ogóle musiałbyś ułagodzić tę trąbę powietrzną! Tadzio nie miał najmniejszych wątpliwości, co to jest trąba powietrzna. - W jakim sensie? - Krystyna podejrzewa, że ona się ciebie boi ze względu na spadek po twoim ojcu. Boi się, że będzie musiała coś tam wypłacić albo podzielić. Skoro nie zamierzasz się upominać. Powinieneś ją w tym upewnić. - Owszem, zamierzam - rzekł zimno Tadzio, ponownie marszcząc brwi. - Chociaż zapewne inaczej niż ona myśli. Zamierzam nie dopuścić do wywalenia na śmietnik pamiątek po ojcu, co ona zrobi na bank. I nie będę ich zbierał z tego śmietnika. Od Stasia wiem, że jeszcze nie zaczęła, ale już ją chyba ręce swędzą, a ojciec miał swoje hobby, różne tam takie, i ja to chcę zabrać. Możliwe, że mam podobne upodobania. - I co to jest takiego? - zainteresowała się Elżbieta delikatnie. - A proszę cię bardzo, żadna tajemnica. Cały. sprzęt wędkarski. Ona tego nienawidzi jak morowej zarazy, wędziska spali, resztę wyrzuci z satysfakcją, a ja się tym wszystkim ze Stasiem podzielę, bo on też to kocha. Ze starym na ryby chodził Przechowam to nawet dla niego. I nie tylko, stare słowniki i atlasy, ojciec sobie zbierał dla przyjemności, a ta stara elegancko mówiąc - Gropa - podsunęła uczynnię Elżbieta. - Może być