To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.

— Tak, toby mogło wypaść nie bardzo szczęśliwie. Zawsze jednak kiedy nie ma kogo użyć, trzeba tego co jest; liczcież trochę i na to, że ja stary intrygant, jestem także na wasze usługi. Tylko na mnie znów rachunek nie wielki, bom papla. — A! zlitujże się! nie wygadaj! — Nie! nie! w innym razie, może; tu jestem jako lekarz przy pacyentce: radzę. Pani Jędrzejowa ruszyła ramionami, zbliżyła się do ucha doktora i szepnęła mu: — Tylko mnie nie zdradź! Wiesz, żem złapała list, który chciała pisać do niego.... — Pierwsza ona! to źle! to bardzo źle! — Dlategom tak niespokojna. — I list poszedł? — zapytał doktor. — Ale nie! spaliłam go! Uprosiłam, żeby tego nie czyniła; ale Aneta ma wolę silna; i nie dziś, to jutro zrobić gotowa co postanowi. — Ale on? jakże z nią. był? — spytał Szemere — dał powód do tego? — On... właśnie, że to rzeczy niepewne, Bóg go wie jak z nią, jest; zdaje się, że się jakoś rozumieją, chociaż Aneta coraz traci śmiałość, dziecinnieje przy nim i boję się żeby jej nie zawojował. A z drugiej strony, mówią jakoby się szalenie kochał w swojej siostrze stryjecznej. — Coraz nowe rzeczy! — zawołał Szemere. — Ależ to być nie może! Sodoma i Gomora! Na to ani pobożna Hrabina, ani sztywny Hrabia nie pozwolą nigdy... Zamieszanie! chaos, a panna chora z miłości. Czyż już pani kon- ceptu zabrakło, żeby go tu przyciągnąć i środków, by przytrzymać: toby był koniec świata. — Mamże posłać po niego! cóż pocznę? Męża chyba wyuczę i odkomenderuję. — A! na nic się to nie zdało! — rzekł doktor kiwając głową, — męża sobie pani odeszle do gospodarstwa: to jego rzecz, a tu sama rób!... Gdybym mógł, gotowem i ja do tego pobożnego uczynku ręki przyłożyć. Jerzy przyjedzie do Robowa, tam go potrzeba złapać, trzeba nasztyftować Ottona, namówić Maxa; przecież go w tylu razem zaciągną tu do państwa, a dalej już niech kobiecy rozum dzieło kończy. Uczyć was nie potrzeba. I nagle urwawszy, innym tonem zakończył: — Cobyś pani na to powiedziała, gdyby dali śniadanie? Na tem skończyła się narada, ale panna Aneta pozostała, smutną i bladą jak była, a matka niespokojną. KONIEC TOMU TRZECIEGO Tom IV. Kilka tygodni upłynęło od ostatnich wypadków, a Jerzy jeszcze się był nie pokazał ani w Robowie, ani u Hrabinéj; oczekiwano go co chwila i wypatrywano nadaremnie. Zajęty był w Horycy urządzaniem domu dla tej, która mu się tak niespodzianie narzuciła za matkę, i całą, swą, czułość przez długie oszczędzaną życie, zlała na głowę przybranego dziecięcia. W Pińsku smutny ów dom zwany Murowanką, sprzedano, przewieziono sprzęt lepszy i panna Izabella z pośpiechem kobiety, która lęka się by jej na odrobinę szczęścia nie zabrakło życia, przyjechała zaraz do Horycy. Juraś obmyślił wszystko, aby jej było wygodnie: wyrestaurowano na nowo opuszczoną górę domu, odświeżono pustki, poustawiano sprzęty, a dwór stary Hrabiego w podziwie i nie bez strachu wyglądał nowej swej pani. Naturalnie wszyscy teraz pozostali na swych miejscach, nawet Paweł, który był niezmiernie zajęty; i choć miał dawne uprzedzenia przeciwko pannie Morosz, otrząsł się z nich powoli, widząc jak kochała Jerzego, domyślając się, że w tem przywiązaniu było coś i dla nieboszczyka pana. — Tak to tam było coś niezłego! — mówił po cichu, — a że to do śmierci człowieka nie poznasz! Ktoby to powiedział na rok wprzódy, że się tak wszystko obróci? Lacyna pokręcał wąsa i poprawiał czuba, resztka zalotności dziwne mu jakieś myśli pędziła do głowy: a nuż nowa dziedziczka Horycy (czy to takie trafiają się rzeczy?) upodoba sobie męzką jego fizyonomią, lub da mu przynajmniej swe zaufanie wyłączne i szczególny fawor? Kobieta — mówił w duchu — powinnaby się poznać na takim jak on człowieku. Radwanowicz bardzo był rad, że mu biblioteki nie ruszą, ale z powodu niewiasty mającej panować nad Horycą, cytował czasem ró- żne nieciekawe rzeczy z Ekkleziasty, z Erazma Rotterdama i Rabelazyusza (bo tak Rabelego nazywał), kręcąc głową ii mrucząc niezrozumiale pod nosem, czego głośno dopowiedzieć nie śmiał. Jerzy nareszcie przygotował się przewieźć swą, opiekunkę do Horycy i wprowadzić ją do tego domu, do którego pierwszy raz po marzeniach młodości, wchodziła drżącą już stopą. Spodziewała się niegdyś być tu panią i towarzyszką szczęśliwą człowieka, który ją żółcią i octem napoił; — dziś przez grób jego wchodziła do pustki panią wprawdzie..