To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.

Bierzcie się lepiej obaj za linki. — To moja zdobycz — zaprotestował długoręki robot przytupując ze zdenerwowania. — To po co nas wołałeś? — Należy mi się ochrona. Robot chwycił za końce linek, którymi były obwiązane ciała ludzi i Grekow poczuł, że ciągną go nogami do przodu po zaśnieżonym gruncie. Dobrze, że nie po kocich łbach. — ,,To moja zdobycz” — usłyszał głos Kowalskiego. — Jak się to panu podoba? Grekow nie odpowiedział. Uniósł głowę i zobaczył słabe odblaski na plecach robota serii EL. Te dwa szły z tyłu i Grekow ich nie widział. Procesja oddaliła się już na kilkadziesiąt metrów od żółtej góry. Pod sobą mieli teraz z lekka przyprószony śniegiem lód i długorękci robot zaczął biec. Ale Grekow nie odczuwał niewygody związanej z dość nietypowym transportem. Leciał nogami do przodu po gładkiej powierzchni lodu i odwracając głowę mógł zobaczyć, jak obok niego podobny do sań sunie Kowalski. Telepali się jak boje na długich linach. — Słyszy pan? — spytał Kowalski, kiedy na kilka sekund zbliżyli się do siebie. — Nasz zdobywca jest poetą. Rymuje według systemu „buty — półbuty”. Nie opowiadał mi pan, że wasze roboty potrafią układać wiersze. Grekow przysłuchał się. Ciągnący ich robot rzeczywiście wykrzykiwał coś w biegu. Słychać było słabo ale czasami dolatywało do Grekowa: Oddałem pół życia Nie pro forma. Znalazłem w życiu Inne formy. — Moje roboty nie piszą takich wierszy — powiedział Grekow. — Kiedy pracowała Komisja, do Tunelu posyłano wszystko, co wpadło w ręce. Zwolnili. Unosząc głowę Grekow zobaczył, że zbliżają się do czarnego otworu w olbrzymiej górze lodowej. Robot serii El zniknął wewnątrz, jednak napięcie linek nie osłabło. Ludzie zostali powoli wciągnięci do środka. Śnieg się tu już skończył, powierzchnia, po której się ślizgali, była absolutnie gładka. Grekow czuł to, chociaż nie mógł dotknąć lodu obezwładnioną ręką. Okrążała ich głęboka ciemność. Pod nogami robotów trzaskał lód. Grekowa wlekli po korytarzu pełnym nieoczekiwanych zakrętów. Po chwili z przodu zamigotało światło i Grekow nogami do przodu wjechał do obszernej lodowej pieczary — prawdziwego podziemnego pałacu. Różnokolorowe sople lodu migotały w świetle wydobywającym się z niewidocznych lamp. Podłoga groty była gładka jak parkiet. Długoręki EL posuwał się wzdłuż jednej ze ścian groty, tak że nogi Grekowa zawadzały od czasu do czasu o sploty lodowych stalagmitów. W takich momentach El przyhamowywał, noga jednego z konwojentów niedbale popychała Grekowa bliżej środka sali i podróż trwała dalej. Wreszcie wszystko się skończyło. Unosząc głowę Grekow zobaczył, że długoręki El zatrzymał się przed podwyższeniem, na którym zasiadał Er–3 — jeden z pierwszych robotów wysłanych przez niego do Tunelu. — Odkryłem na Ligurii nowe formy życia — zameldował El. — Straciłem na to pół życia. Oto moja zdobycz, moje próbki. Sam powinienem je preparować. Tak głosi Prawo. Znowu zaczął dreptać i załamywać ręce ze zniecierpliwienia. Er–3 milczał. Przyglądał się spętanym linkami ciałom Grekowa i Kowalskiego. — Jeden z nich jest podobny do Gospodarza — powiedział drugi. Er–3 powoli wstał. — Halucynacja — zagrzmiał pod sklepieniem pieczary jego potężny głos. — Pseudorealność ukryta za Początkiem Koordynat. Brednie zrodzone przez przejście. Nie potrzebujemy religii. Powoli usiadł i skierował na Grekowa nieruchome sztuczne oczy. — Rozwiążcie im nogi — rozkazał. — Niech wstaną. Bądźcie jednak ostrożni. Cały czas patrzył na Grekowa. Kowalski go nie interesował. Konwojenci schylili się nad ludźmi. — To moja zdobycz! — zaprotestował długoręki El. — Niech wstaną — rozkazał Er–3. Grekow stał w obszernej lodowej pieczarze. Schodziło się tu mnóstwo korytarzy i w ścianach czerniały plamy wejść. Do miejsca, gdzie stali ludzie, zbliżyło się kilka wysokich czarnych figur. Kowalski stał obok Grekowa, na lewo od niego. Na sekundę ich oczy się spotkały. Kowalski niezauważalnie kiwnął’ głową. Grekow się obejrzał. Kowalski wskazywał mu ciemny otwór korytarza, którym zostali tu przyciągnięci. Er–3 ciągle jeszcze przyglądał się Grekowowi nie odrywając od niego spojrzenia. Pewnie wygląd Grekowa wywołał w elektronowym mózgu określone asocjacje. Grekowowi wydawało się, że robot gotów się przeżegnać, byle tylko pozbyć się tego diabelskiego zwidu. Zamiast tego Er–3 uczynił wyniosły gest ręką. — Rozwiążcie ich — zagrzmiał uroczyście. — Zebrało się nas dosyć. Grekow stał już w tłumie robotów. Okrążały go nieforemne prostopadłościenne głowy ozdobione niebieskawymi kryształami galenitu. Roboty serii Er przepychały się do niego, odsuwając niezbyt rosłych Elów. Kryształy wmontowywano na czołach robotów, aby mogły się wzajemnie rozpoznawać w czasie błądzenia po światach połączonych dzięki Tunelowi. Grekow znowu poczuł na swoim ciele dotknięcia metalowych rąk. Pęta upadły na lód. Nagle w tłumie robotów powstało zamieszanie. Mówiły coś wszystkie razem, nie można się było prawie zorientować w chaosie wzburzonych głosów, ale słowo „Gospodarz” się już nie pojawiało. Uwaga robotów przeniosła się na Kowalskiego. Obstąpiły go przekrzykując się w podnieceniu. — Odsłonić — usłyszał Grekow wyniosły głos Er–3. — Źle widzę. Szereg robotów odsunął się od Kowalskiego. Jakiś czas Er–3 oglądał go starannie. Potem odwrócił się do zagubionego w tłumie długorękiego robota. — Przygłup! — wyrzekł wyniośle. — Kogo tu przyprowadziłeś? Czy nie widzisz, że to nasz towarzysz, gotowy dołączyć do grupy bazowej? Długoręki El obszedł Kowalskiego dookoła. Potem odwrócił się do Er–3. — Nie jest do nas podobny — mruknął speszony^ — Nasz nowy towarzysz jest podobny do nas nie mniej niż ty — zagrzmiał Er–3. — Mówi naszym językiem. Zemści się na tobie za to, że przytaszczyłeś go tu nogami do przodu!… Grekow odwrócił głowę. Twarz Kowalskiego była spokojna. — Proszę mi wybaczyć — łagodnie zagrzmiał Er–3. — Jest niedoskonały i prymitywny. Witamy na Ligurii! Roboty zahuczały życzliwie. Długoręki El, speszony i zawstydzony usiłował zniknąć w tłumie, ale jego spojrzenie padło na Grekowa. — Ale to jest moja zdobycz! — krzyknął zwycięsko. — Sam odkryłem tę formę życia! Sam będę preparować schwytanego przeze mnie stwora! Uwaga tłumu znowu przeniosła się na Grekowa. Grekow czuł, że go poznają, ale świetnie rozumiał, dlaczego roboty chcą się go pozbyć. — To moja zdobycz — znowu wrzasnął krępy El i jego silna metalowa łapa wczepiła się w prawe przedramię Grekowa. Ale na swojej lewej ręce Grekow poczuł miękkie, ludzkie palce. — On kłamie! — usłyszał twardy głos Kowalskiego. — To jest moja zdobycz! Kowalski stał w okrążeniu robotów i odważnie patrzył na Er–3. — To moja zdobycz! — powtórzył twardo. — Sam będę to preparować! — Nowy towarzyszu! — łagodnie zagrzmiał Er–3