To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.
– To był zbieg okoliczności. Tak samo jak w przypadku twojego ojca. – Masz na myśli to, że poznał profesora McBee? – I Richarda. A gdyby się nigdy nie spotkali? Gdyby nigdy me chodzili na te same wykłady? Gdybym nigdy nie trafił na książkę twojego ojca? – W takim razie nie stalibyśmy tutaj razem. Paul uznaje to za uwagę rzuconą od niechcenia, ale po chwili uświadamia sobie, co chciałem powiedzieć. Gdyby nie Curry, McBee, List o belladonnie, Paul i ja nigdy byśmy się nie spotkali. Nasze drogi w kampusie skrzyżowałyby się zapewne w taki sam sposób jak Carrie i moja. Mówilibyśmy sobie „cześć”, zastanawialibyśmy się, czy już się kiedyś spotkaliśmy, i wzdychalibyśmy z żalem, jak to możliwe, że po czterech latach w kampusie wciąż jest wokół tyle nieznajomych twarzy. – Czasami zastanawiam się – podejmuje Paul – dlaczego musiałem trafić na Vincenta? Dlaczego musiałem poznać Billa? Dlaczego zawsze muszę docierać do celu najdłuższą drogą? – Co chcesz przez to powiedzieć? – Czy zwróciłeś uwagę, że instrukcje kapitana portu również nie wskazują najkrótszej drogi? Cztery na południe, dziesięć na wschód, dwa na północ, sześć na zachód. To prawie kółko. Kończysz blisko punktu wyjścia. W końcu rozumiem związek: zbieg różnych okoliczności, jego droga z Hypnerotomachią w czasie i przestrzeni, od dwóch przyjaciół w Princeton w czasach mojego ojca, do trzech w Nowym Jorku, ojca i syna we Włoszech i znów dwóch przyjaciół w Princeton przypomina dziwną zagadkę Colonny, cztery wskazówki, które niemal prowadzą do miejsca startu. – Czy nie sądzisz, że tkwi w tym jakiś głębszy sens, że to właśnie twój ojciec wciągnął mnie w Hypnerotomachię? – pyta Paul. Docieramy do biblioteki. Paul otwiera drzwi i puszcza mnie przodem. Chowamy się przed śniegiem. Teraz jesteśmy w starym sercu kampusu, zbudowanym z kamienia. Latem, gdy obok przejeżdżają samochody z otwartymi oknami i włączonymi radiami, a wszyscy studenci chodzą w szortach i koszulkach z krótkimi rękawami, takie budynki jak Firestone i Nassau przypominają jaskinie. Natomiast, gdy temperatura spada i sypie śnieg, nigdzie nie jest tak przytulnie, jak tutaj. – Ostatniej nocy przyszło mi coś do głowy – kontynuuje Paul. – Przyjaciele Francesca pomogli mu ułożyć zagadki, prawda? Teraz nasi przyjaciele pomagają nam je rozwiązać. Ty rozwiązałeś pierwszą, Katie drugą. Charlie wyjaśnił ostatnią – Twój ojciec odkrył list o belladonnie. Richard znalazł dziennik. Zatrzymujemy się na chwilę przy kołowrotku i pokazujemy ochronie legitymacje. Gdy czekamy na windę, by zjechać na poziom C, na sam dół, Paul wskazuje metalową tabliczkę na drzwiach windy. Jest na niej wygrawerowany symbol, na który nigdy wcześniej nie zwróciłem uwagi. – Oficyna Aldine – mówię, rozpoznając znak. Widywałem go w gabinecie ojca w domu. Godło Aldusa Piusa Manutiusa, jedno z najsłynniejszych w historii drukarstwa, to właśnie delfin i kotwica z Hypnerotomachii. Paul kiwa głową. To jeszcze jeden element jego wywodu. Po czterech latach spędzonych nad Hypnerotomachią gdziekolwiek się skieruje, wraca do punktu wyjścia. Stale czuje na plecach dotknięcie ręki. Jego świat, nawet drobne detale, popycha go, pomaga mu złamać tajemnicę Colonny. Winda się otwiera i wchodzimy do środka. – W każdym razie, myślałem o tym wszystkim wczoraj wieczorem – mówi Paul, naciskając guzik C. Zaczynamy zjeżdżać. – O tym, jak wszystko wydaje się tworzyć krąg. To było dla mnie czymś uderzającym. Nad naszymi głowami rozlega się dzwonek. Drzwi się otwierają i mamy przed sobą najbardziej ponure miejsce w bibliotece, kilkanaście metrów pod ziemią. Sięgające do sufitu półki są tak ciasno upchane, jakby to na nich miał spoczywać ciężar pięciu pięter nad nami. Po lewej znajduje się dział mikrofilmów, ciemna jaskinia, w której przed czytnikami wysiadują profesorowie i doktoranci, wpatrując się w jasne ekrany. Paul prowadzi mnie między półkami, wodząc palcem po zakurzonych grzbietach książek. Idziemy do jego klitki. Jest pewien powód, dla którego wszystko w książce wraca do punktu wyjścia. Początek to klucz do Hypnerotomachii. Pierwsze litery każdego rozdziału tworzą akrostych o Francesco Colonnie. Pierwsze litery terminów architektonicznych to rozwiązanie pierwszej zagadki. Nie jest przypadkiem, że wszystko wraca do początku. Francesco zrobił to celowo. Widzę już długi szereg metalowych drzwi, umieszczonych niemal tak ciasno, jak drzwiczki szafek w szatni. Pokoje za nimi nie są wiele większe od szafy. To tutaj studenci czwartego roku przesiadują przez wiele tygodni, by w spokoju pisać rozprawy. Cela Paula – nie byłem tu już dawno – znajduje się blisko końca szeregu. – Może po prostu byłem zmęczony, ale pomyślałem, że Colonna mógł dobrze wiedzieć, co robi. Być może klucz do odszyfrowania drugiej połowy książki kryje się w pierwszej zagadce? Francesco napisał, że nie podaje więcej rozwiązań, ale nie wykluczył wskazówek. Miałem do dyspozycji wskazówki z dziennika kapitana portu. Jesteśmy już przed drzwiami do jego klitki. Paul otwiera szyfrowy zamek. Niewielkie okno w drzwiach zaklejone jest grubym czarnym brystolem, tak, by nikt nie mógł zajrzeć do środka. – Wcześniej byłem przekonany, że te wskazówki dotyczą kierunków fizycznych. Jak dostać się od stadionu do krypty, mierząc odległości w stadionach. Nawet kapitan portu sądził, że dotyczą kierunków geograficznych. – Paul kręci głową. – Nie myślałem jak Francesco. Otwiera drzwi i wchodzimy do środka. Cela jest zawalona stertami książek. To miniaturowa wersja pokoju prezydenta w Ivy. Na podłodze walają się torebki po kanapkach. Na ścianach wiszą niezliczone kartki z notatkami. „Fineus syn Belusa to nie Fineus król Salmydessus”. „Sprawdź u Hezjoda: Hesperethousa czy Hesperia i Arethousa?”. „Kup więcej krakersów”. Podnoszę plik odbitek kserograficznych z jednego z dwóch krzeseł wciśniętych do tej klitki i próbuję usiąść tak, by niczego nie strącić. – W ten sposób wróciłem do zagadek – mówi Paul. – Czego dotyczyła pierwsza? – Mojżesza. Rogów po łacinie. – Słusznie. – Paul odwraca się do mnie plecami, by zamknąć drzwi. – Dotyczyła błędnego przekładu. Filologia, lingwistyka historyczna. Dotyczyła języka. Paul zaczyna szukać czegoś w stosie książek na biurku. W końcu wyciąga Historię sztuki renesansu Hartta. – Dlaczego udało nam się rozwiązać pierwszą zagadkę? – Bo miałem sen. – Nie