To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.

– Z ogrodowego węża leci to samo. – Więc susza – mruknęła po chwili Belle. – Coś w zbiornikach. Muł z dna jeziora albo co. – Zakręć – powiedziała Sarah. Belle zamknęła kran z ciepłą wodą. Potem powoli, jakby pod przymusem, puściła zimną wodę. Poleciała czerwoną strugą, ciemne krople rozprysnęły się ciężko na emalii. Belle podstawiła palec pod strumień. – Nie rób tego! – krzyknęła Sarah. – Jest ciepła – stwierdziła Belle. – Prawie gorąca. Zakręciła kran. Przez chwilę patrzyły, jak czerwone krople i strużki znikają w otworze odpływowym. – Zadzwonić po hydraulika? – spytała Belle. – Chociaż... raczej nie. Może do wodociągów? Jak myślisz? Ale jeśli wszędzie jest tak samo, to kto żyw złapie zaraz za telefon. Jak podczas trzęsienia ziemi. Sarah przeszła do pokoju od frontu i wyjrzała przez panoramiczne okno na zbrązowiałą trawę i dalej, na ulicę. Zraszacz na murawie przed domem Mortensonów pracował jakby nigdy nic. Niedzielny wieczór był jednym z dwóch w tygodniu, gdy wolno było podlewać ogródki, chociaż z racji suszy i tak nie całe. Tylko krzewy i grządki warzywne. I wyłącznie z ręki, ale pan Mortenson włączył swój mały zraszacz i jakoś nikt mu nic nie powiedział, nikt na niego nie doniósł. Pan Mortenson był rosłym mężczyzną i miał dwóch nastoletnich synów, którzy ujeżdżali na motocyklach. Nigdy nie rozmawiał z Sarah ani z Belle, praktycznie ich nie zauważał. Synowie też się do nich nie odzywali, ale czasem spojrzeli na którąś, gdy rozmawiali z przyjaciółmi podjeżdżającymi na motocyklach i w pikapach. Pan Mortenson ciął pod wiatą garażową drewno do kominka. Zawodzenie piły urastało do krzyku, milkło raptownie i zaraz rozlegało się na nowo. Pani Mortenson wyszła godzinę temu do kościoła, w niedziele bywała tam rano i wieczorem. Mijając dom Belle i Sarah, zawsze odwracała głowę. Zadzwonił telefon i Sarah odebrała, żeby nie hałasował. To była Neenie. – Sarah, kochanieńka! Nie uwierzysz! Poszłam się wysiusiać, a gdy zajrzałam do muszli, to cała była czerwona, wiesz, no i pomyślałam, rany, dostałam okres, ale zaraz sobie przypomniałam, że mam sześćdziesiąt sześć lat i zrobili mi przecież histerektomię, więc to... o nie, moje nerki, już po mnie... ale poszłam umyć ręce, a tu woda z kranów też poleciała czerwona jak nic. Więc to nie ja, tylko wodociągi, chociaż dziwne, nie? Może to jakiś kawał prawdziwych mężczyzn? Eleanor mówi, że to muł, bo przez tę suszę opadła woda w zbiornikach, ale zadzwoniłam do magistratu i powiedzieli, że nikt nie zgłaszał niczego niezwykłego. U ciebie pewnie woda leci normalnie, co? – Tak – odparła Sarah, patrząc, jak nisko stojące słońce prześwieca przez mgiełkę wodną nad zraszaczem pana Mortensona. – Słuchaj, Neenie, oddzwonię, ale teraz muszę z kimś porozmawiać. Nie przejmuj się, dobrze? – Nie, nie przejmuję się, ale to dziwne. Na razie – rzuciła pospiesznie Neenie. – Pozdrowienia dla Belle! Sarah zadzwoniła do Andrew. Usłyszała nagrany głos: „Cześć, przepraszam, nie możemy teraz z Tomem odebrać telefonu, ale odezwiemy się, jak tylko się da”. Poczekała na sygnał i powiedziała: – Andrew, tu Sarah. – Przerwała na chwilę. – Coś dziwnego dzieje się z... Andrew podniósł słuchawkę. – Cześć, Sarah! Słuchałem, kto dzwoni. Tom mówi, że nie powinienem czuć się winny, że nie odbieram od razu każdego telefonu, tylko najpierw słucham kto. – Andrew, może to dziwne pytanie, ale nie macie kłopotów z wodą w kranach? – Mam sprawdzić? – Gdybyś mógł. Gdy Sarah czekała, do pokoju weszła Belle. Wygładziła afgański koc na sofie i stanęła przy oknie. Spojrzała na drugą stronę ulicy. – Ich woda wygląda normalnie – mruknęła. Sarah skinęła głową. – Zrobiła się im tęcza – dodała Belle. Andrew kazał czekać na siebie zastanawiająco długo. – Jesteś tam, Sarah? Sprawdzałaś, jak smakuje woda? – Nie – odparła i przypomniała sobie strumień gęstej, jaskrawoczerwonej cieczy płynącej z węża. – A ja owszem. – Umilkł na chwilę. – Spytałem panią Simpson, tę co mieszka pod nami, ale ona ma wodę. Normalną, nie taką jak my. – I co mamy zrobić? – spytała Sarah. – Zadzwonić do wodociągów. I nie tylko – stwierdził energicznie. – Płacimy za wodę. Nie mogą na to pozwalać! – Oni? Andrew znowu umilkł na moment. – No, my nie możemy na to pozwalać. – Podzwonię tu i tam – powiedziała Sarah. – Zrób tak. Ja przekręcę do Sandy z gazety. Po prostu nie możemy... – Zgadza się. Nie możemy. Oddzwoń, jak się czegoś dowiesz. Lub coś postanowisz. – Ty też, dobra? Wkrótce się odezwę. Głowa do góry, to nie koniec świata! Rozłączył się. Sarah odłożyła słuchawkę i spojrzała na Belle. – Coś z tego będzie – powiedziała. – To dobra gazeta. Belle wróciła do kuchni, Sarah poszła za nią. Belle odkręciła do końca oba kurki. Czerwony strumień runął na białą emalię. – Nie, nie – szepnęła Sarah, ale Belle wsunęła obie dłonie pod kran, zaczęła obracać je, pocierać, myć pracowicie