To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.

W jednym gabinecie połowa ministrów była książętami, w drugim tylko jeden minister z gminu. (Szlachcic z tytułem "sira" też należał do gminu, jak i młodsze potomstwo lordów). Ta oligarchia miała w swoich rękach najważniejszy instrument władzy: parlament. W hrabstwach, gdzie wybierano w ogromnej większości po 2 posłów, bierną kwalifikacją wyborczą od r. 1430 był dochód co najmniej Ł 2 rocznie z ziemi będącej własnością prywatną (freehold), nie dzierżawą (lease). Była to oczywiście prawna fikcja; uciekano się m.in. do takich kruczków, jak wydzierżawianie miejsc na groby na cmentarzu prywatnym po Ł 2 za jedno, ażeby się wykazać takim dochodem. W jeszcze gorszym stanie były miejskie okręgi wyborcze, oparte na przeróżnych przywilejach średniowiecznych, ponieważ wiele z tych "miast" w ogóle już nie istniało razem z uprawnionymi do głosowania, a przywileje pozostały; nie odwołane! Takimi okręgami, niejako rodzinnymi, rozporządzali zazwyczaj miejscowi ziemianie, z różnych względów mający do nich formalnie prawo. Nazywano je "pocket boroughs", gdyż miało się je ,.w kieszeni", wraz z takimi okręgami, gdzie wybór posła nie przedstawiał wątpliwości ze względu na całkowitą zależność od miejscowego potentata. "Rotten boroughs" - "zgniłe" miejskie okręgi wyborcze - to w większości i takie, gdzie kilkunastu lub kilkudziesięciu wyborców trzeba było kupować. Cały system w wiejskich i miejskich okręgach wyborczych domagał się radykalnej reformy, do której nikomu się nie śpieszyło. Okręgi się kupowało. Posłem mógł zostać każdy, kogo uważało się za "dżentelmena", a więc nie pracował fizycznie na wsi czy gdzie indziej, no i co najważniejsze, miał możnego patrona lub własne duże dochody. Przeciętnie w pierwszej połowie Wieku Oświecenia okręg wyborczy kosztował Ł 1500, ale w r. 1832 już Ł 7000. Cena zależała od liczby wyborców i miejscowych wpływów. W połowie XVIII w. około 50 posłów zawdzięczało swoje miejsca w Izbie Gmin ks. Newcastle. Izba Gmin liczyła wtedy (oprócz Szkotów) 489 posłów. 80 reprezentowało hrabstwa, 32 okręgi wyborcze były w rękach rządu, 200 zależało od 100 patronów, w 180 większość kupowała swoje mandaty lub też patroni kupowali je dla nich; reszta posłów wybierana była "normalnie". W Parlamencie z 1761 r. było 50 urzędników rządowych wraz z ministrami^ 50 dworaków, 50 nominałów na synekurach, 57 dostawców rządowych i 10 posłów otrzymujących tajne pensje z funduszu na wywiad. Oligarchia arystokratyczno-ziemiańska strzegła swoich przywilejów i władzy w sposób bezwzględny. W XVIII w. kara śmierci objęła około 200 przestępstw i "zbrodni" - poczynając od kradzieży przedmiotu -wartości l szylinga. Ta oligarchia rządziła hrabstwami jak własnym folwarkiem, mianując spośród siebie sędziów pokoju, których władza osiąg- 311 nęła v Wieku Oś" v ;, *s>je apogeum. A że dziedzic mianował również, z racji swego pauwiatu (advowson), proboszczów, więc prawo i moralność na co dzień też były zależne od jego interesów. Oprócz kary śmierci i więzienia na straży stała także zsyłka dożywotnia na pracę karną do kolonii. Par Anglii stał właściwie ponad prawem. Nie można go było aresztować za długi, zająć sądownie majętności lub ogłosić bankrutem. Jego klub - Izba Lordów - był też trybunałem najwyższym. Podatki płacił mniejsze niż ktokolwiek inny, tak samo rogatkowe, listy wysyłał pocztą bezpłatnie. Książęta stali na szczycie tej oligarchii jak bogowie. Otaczał ich tłum niemal na kolanach, wypatrujący łask i faworów, wiodących do pieniędzy. Arogancja oligarchii wypływała z absolutnego przekonania o swym boskim i konstytucyjnym prawie do sprawowania rządów - z jej łaski Wilhelm III i Maria II, królowa Anna i Jerzy I zostali monarchami. Ona nadawała ton i dyktowała modę. Do fasonu należały pałace w Londynie nad Tamizą, okazałe dwory na wsi, no i podróże po Europie (grand tour). Gospodarka rolna przedstawiała się różnie, pieniądze płynęły z czynszów dzierżawnych, staranna uprawa ziemi zagrażała polowaniu, olbrzymie połacie ziemi leżały odłogiem. Z drugiej strony właśnie wtedy, w połowie stulecia, zaczęły się ulepszenia w inwentarzu i płodach, intensywnie zagradzano ziemię gromadzką (o czym zob. dalej). Ale majątkami gospodarzyło się przez zarządców, rządców i plenipotentów; gdy zasiadał Parlament, mieszkało się w Londynie. Dla rodzin, które dzierżyły władzę, dla ich krewniaków, pociotków, sług i znajomych wszystkie urzędy, od ministerialnych do celnych i kościelnych, od pierwszego ministra do najmniejszego gryzipiórka czy woźnego w sądzie były oczywiście naturalnym źródłem dochodów. Najwięcej dobijano się o urząd płatnika (paymaster), z pensją Ł 4000 rocznie, który stwarzał niezliczone możliwości. Oprócz procentów, darów, łapówek i szans robienia różnych interesów na własne konto płatnik dostawał także procent od skarbu za negocjacje pożyczek zagranicznych i co nie mniej lukratywne, mógł i z reguły pobierał sobie procent od sum trzy-manych u bankierów na żołd dla wojska i marynarki