To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.

Z pewnością jesteś zdolna, ale światło, które dostrzegasz, płynie wyłącznie z opowieści o twoich bogach. Jesteś jak ci bracia pequeninos, kiedy siedzieli i przyglądali się, gdy umierał mój pasierb. W każdej chwili mogli go uratować; wystarczyło przejść kilkadziesiąt kroków, podać mu żywność z czynnikiem hamującym działanie descolady. Nie są winni morderstwa. Winni są zbyt wielkiej wiary w opowieści, jakich słuchali. Większość ludzi potrafi trzymać takie historie w zawieszeniu, zachowywać pewien dystans między nimi a swym sercem. Ale dla tych braci... i dla ciebie także, Qing-jao... straszliwe kłamstwo stało się twoją własną historią, w którą musisz wierzyć, by pozostać sobą. Jak mogę winić cię za to, że chcesz, byśmy wszyscy zginęli? Wypełnia cię boska wielkość; nie możesz się troszczyć o takie drobiazgi, jak przetrwanie trzech ras ramenów. Znam cię, Qing-jao, i nie oczekuję, byś zachowywała się inaczej. Może zmienisz się kiedyś, gdy staniesz wobec konsekwencji swych działań. Wątpię. Niewielu opętanych tak potężną opowieścią zdołało wyrwać się na wolność. Ale ty, Wang-mu, nie jesteś w niewoli żadnej opowieści. Wierzysz tylko we własne sądy. Jane mówiła mi, kim jesteś, jak wspaniały posiadasz umysł, skoro tak szybko nauczyłaś się tak wiele, skoro masz tak głębokie zrozumienie dla ludzi, którzy cię otaczają. Dlaczego nie jesteś odrobinę mądrzejsza? Oczywiście, musiałaś wiedzieć, że Jane nie doprowadzi do zagłady Drogi. Ale czemu brakło ci mądrości, żeby milczeć i nie zdradzać tego Qing-jao? Czemu nie mogłaś cząstki prawdy zachować w tajemnicy, by ocalić Jane? Gdyby morderca z mieczem w dłoni stanął u twoich drzwi, pytając o kryjówkę niewinnej ofiary, czy powiedziałabyś, że ofiara ukrywa się u ciebie? A może skłamałabyś i odesłała go? W swym pomieszaniu, Qing-jao jest takim mordercą, a Jane jej pierwszą ofiarą. A świat Lusitanii czeka na swoją kolej. Dlaczego przemówiłaś, czemu wskazałaś, jak łatwo nas znaleźć i pozabijać? - Co mogę zrobić? - spytała Jane. Ender subwokalizował odpowiedź. - Dlaczego zadajesz mi pytanie, na które jedynie sama potrafisz odpowiedzieć? - Jeśli mi każesz - stwierdziła Jane - mogę zablokować ich łączność i ocalić nas wszystkich. - Nawet gdyby prowadziło to do zniszczenia Drogi? - Jeśli mi każesz - prosiła. - Nawet jeśli zdajesz sobie sprawę, że na dalszą metę i tak zostaniesz wykryta? Że i tak nie zawrócą floty, mimo wszystkich twoich wysiłków? - Jeśli każesz mi żyć, Ender, zrobię wszystko co w mojej mocy, by przeżyć. - Więc zrób to. Odetnij ansible Drogi. Czyżby dostrzegł ułamek sekundy wahania, nim odpowiedziała? W czasie tej mikropauzy mogła toczyć wielogodzinne wewnętrzne dyskusje. - Wydaj mi rozkaz - zażądała. - Rozkazuję ci. Znowu ten moment wahania. - Zmuś mnie do tego - nalegała. - Jak mogę zmusić cię do czegoś, czego sama nie chcesz zrobić? - Chcę żyć. - Nie tak bardzo, jak bardzo chcesz zostać sobą - odparł Ender. - Każde zwierzę potrafi zabijać we własnej obronie. - Każde zwierzę potrafi zabić obcego. Jednak istoty wyższe włączają w swoją opowieść coraz więcej i więcej żyjących stworzeń. Aż wreszcie nie ma już obcych. Aż potrzeby obcych są ważniejsze od osobistych pragnień. Najwyżej rozwinięte istoty potrafią zapłacić każdą cenę dla dobra tych, którzy ich potrzebują. - Mogłabym zaryzykować zagładę Drogi - wyjaśniła Jane. - Gdybym wiedziała, że to naprawdę ocali Lusitanię. - Ale nie ocali. - Spróbowałabym doprowadzić Qing-jao do obłędu... Gdybym wierzyła, że uratuje to królową kopca i pequeninos. Niewiele brakuje, by straciła rozum... potrafiłabym do tego doprowadzić. - Zrób to - rzekł Ender. - Zrób to, co konieczne. - Nie mogę - odparła Jane. - Ponieważ to tylko wyrządzi jej krzywdę, a nas i tak nie ocali. - Gdybyś była zwierzęciem na trochę niższym stopniu rozwoju, miałabyś większą szansę przetrwania. - Na tak niskim, jakim ty byłeś, Enderze Ksenobójco? - Aż tak niskim. Wtedy byś przeżyła. - A może gdybym była tak mądra, jak ty wtedy. - Mam w sobie mojego brata Petera i moją siostrę Valentine - wyjaśnił Ender. - Bestię obok anioła. Tego mnie nauczyłaś dawno temu, kiedy byłaś jeszcze tylko programem, który nazywaliśmy Grą Fantasy. - A jaka bestia jest we mnie? - Nie masz jej. - Więc może tak naprawdę wcale nie jestem żywa - stwierdziła Jane. - Nigdy nie przeszłam próby doboru naturalnego. Dlatego brakuje mi woli życia. - Albo wiesz, w jakiejś sekretnej głębi swej jaźni, że istnieje inny sposób, by przetrwać. Sposób, jakiego dotąd nie odkryłaś. - Czarujący pomysł - mruknęła Jane. - Udam, że w to wierzę. - Peco que deus te abencoe - szepnął Ender. - Robisz się sentymentalny. Przez długi czas, kilka minut, trzy twarze na ekranie spoglądały w milczeniu na Qing-jao i Wang-mu. W końcu wizerunki obcych zniknęły; pozostało tylko oblicze istoty o imieniu Jane. - Chciałabym to zrobić - powiedziała. - Potrafić zabić was, by ocalić moich przyjaciół. Ulga ogarnęła Qing-jao, niby pierwszy oddech pływaka, który już tonął