To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.

A ten chłoptaś najwyraźniej sam potrzebował podpory, odwróciła się więc, aby nie patrzeć dłużej 76 na niego i schroniła w sypialni, gdzie nie musiała już powstrzymywać nowych łez, wtuliła twarz w poduszkę i płakała żałośnie nad losem córki i swoim. Liza tymczasem podsłuchiwała pod drzwiami gabinetu ojca, każdej chwili gotowa odskoczyć od nich, gdy otworzą się nagle i zmaltretowane resztki Torstena rozpłaszczą się na podłodze holu. Spodziewała się wszak grzmotów i burzy, a wyłowiła uchem, przyciśniętym do deski, zaledwie kilka słów. Profesor nie mówił głośno, nie gromił Simmela, ułagodzony zapewne, jak sądziła, jego skruszoną postawą i mikrym wyglądem. Stanowiło to, samo w sobie, korzystną okoliczność i mogło prowadzić do pomyślnego zakończenia rozmowy, przed którą drżeli oboje, trzymając się za ręce w tramwaju. Torsten usiłował nawet uciec na jakimś przystanku, lecz jego margarynowa oblubienica udaremniła ten zamiar i doprowadziła nieszczęśnika przed oblicze przyszłego teścia. Tak bowiem, w rzeczy samej, sprawa się potoczyła, zakończyła wszelako zdumiewającą niespodzianką. Zgodnie z planami Emmy, ślub kościelny był cichy, bez organów i Veni Creator, obiad weselny skromny, w najściślejszym gronie rodzinnym i młoda para zamieszkała na piętrze, w pokoju Lizy, który uległ przemeblowaniu. Wstawiono do niego podwójne, małżeńskie łoże i trzydrzwiową szafę, pozostawiając miejsce na łóżeczko dla nadchodzącego brzdąca, gdy pewnego dnia, Torsten zbiegł na parter, drżący i przerażony, powtarzając bełkotliwie: – Moja żona! Moje dziecko! Moja żona! Moje dziecko! Emma nie mogła sobie później przypomnieć, w jaki sposób, niemal natychmiast, znalazła się przy rozpaczającej głośno córce. Widząc łzy w oczach Elzy i krew na pościeli, nie musiała zadawać żadnych pytań, poleciła Torstenowi sprowadzić dorożkę i w niecałą godzinę później zajeżdżała już przed kamienicę na Paradiesgasse, w której przyjmował pacjentów doktor Nikodem Goldbaum, powszechnie ceniony ginekolog. Miała jednak pewną trudność w dotarciu z Elzą i Torstenem do jego gabinetu, ponieważ na klatce schodowej natknęła się na dwóch młodych mężczyzn; niemal zagradzając jej drogę, zapytali, czy wie, że lekarz, do którego idzie z wizytą, jest Żydem i radzili, aby z chorą córką udała się do innego, ordynującego na pobliskiej ulicy. Odepchnęła młokosów, doktor Goldbaum przeprosił ją za incydent na schodach, a po starannym zbadaniu Lizy oświadczył, że nie była w ciąży i ma jedynie pewne komplikacje z miesięcznym okresem. – To nie jest nic poważnego, szanowna pani – uspokajał Emmę, widząc na jej twarzy czerwone plamy wypieków – Zapiszę córce skuteczny lek, po którym wszystko się ureguluje. Dodał jeszcze, że przykrości, na jakie obecnie narażony jest on sam i jego pacjentki, zmuszają go do zamknięcia praktyki i przeniesienia jej do polskiej Gdyni, po czym wypuścił całą trójkę kuchennymi drzwiami, wychodzącymi na drugą klatkę schodową. Zeszli z niej przez nikogo nie zaczepiani i podwórkiem kamienicy dotarli na Baumgartsche Gasse, gdzie złapali dorożkę i wrócili do domu, mocno zemocjonowani diagnozą doktora Goldbauma, nie wracając już wcale do dziwnego wydarzenia przed jego gabinetem. Elza popłakiwała jeszcze trochę na ramieniu matki, Torsten siedział osowiały na krześle przy łóżku i milczał, wpatrzony tępo w kaloryfer pod parapetem okiennym. Co chwila grzebał palcami w swojej rudej czuprynie i Emma, spoglądając na zięcia, utwierdzała się w przekonaniu, że jej pierwsze spostrzeżenie było słuszne i ocena jego mazgajstwa prawidłowa. Podążając dalszym tropem tego stwierdzenia i widząc wyraźnie, że Elza nie będzie miała w nim oparcia w żadnej trudnej sytuacji życiowej, karciła się teraz za ślub córki nieoględnie zawarty tak szybko. Nie doszłoby przecież do niego, gdyby wcześniej wyszła na jaw fatalna pomyłka z ciążą. A wówczas Torsten... – Wybacz mi, Boże... – zawstydziła się zdrożnych zapewne myśli o niepotrzebnym ślubie i możliwości przepędzenia Simmela na cztery wiatry, doznała wszakże znacznej ulgi, kiedy zwierzyła się z nich Arnoldowi, a on przyznał, że również uczyniłby to samo, gdyby czas dał się cofnąć. Kazał sobie dokładnie powtórzyć diagnozę doktora Goldbauma, uspokoił się, ale 77 nie poszedł na piętro do córki