To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.

Zjadłjedną. Była miękka, nadgniła. Przez okno zajrzał do domku. Szukał czegoś bardziej sycące- 164 go. Szyby w oknach zrobiono z pergaminu. Wpuszczały dostateczną ilość światła, ale nic nie można było przez nie zobaczyć. W oddali zaszczekał pies. „Pewnie czeka na powrót właściciela," pomyślał Tuli. Okolica została przeczesana. Nikt nie został, zaledwie kilka zwierząt. Tuli wszedł do chałupki, przeszedł przez izby. W środku stały stare meble i jedna prycza, na której leżał bezładny stos koców. Poza tym dom utrzymany był porządnie. W powietrzu czuło się zapach starej kobiety - kwaśny pot, woń włosów, pył. W spiżarni znalazł żywność - pszenicę, daktyle, rodzynki, wino. Usiadł na podłodze i zaczął jeść, ale nawet to było dla niego zbyt wielkim wysiłkiem. Tracił kontakt z rzeczywistością. - Hej, hej! - zawołał starczy kobiecy głos w dialekcie Pwi. -Jest tam kto? Tuli ocknął się. Był zakłopotany. Nie spodziewał się, że zastanie kogoś w tej chałupce. Myślał, że rycerze Klingi zabili właścicielkę w czasie selekcji. - Hej, ty, w spiżarni, dlaczego się ukrywasz? - Ja... nie ukrywam się, mateczko - odparł Tuli, używając starego zwrotu wyrażającego szacunek. - A powinieneś, wędrowcze ducha - odparła kobieta. Atherku-la cię szuka. - Zimny dreszcz przebiegł Tullowi po plecach. Wyprostował się, osłupiały, zastanawiał się, co to za sztuczka. Drzwi do spiżarni otworzyły się. W słabym świetle księżyca stanęła stara kobieta. Była bez wątpienia Pwi, z okrągłą twarzą i głęboko osadzonymi oczami. Szła bardzo ostrożnie, jak ludzie słabowici. - Wyjdź, zrobię ci coś do jedzenia. - Poszła do kuchni i rozpaliła ogień w piecu. Kiedy potarła zapałkę, płomyk oświetlił jej czarne mokasyny. - Jesteś wędrowcem ducha - powiedział Tuli. - Jak brzmi two-je imię, mateczko? Zapaliła suche gałązki. Płomień chwycił, palił się coraz jaśniej. Za chwilę ogień buzował w palenisku. Tuli spostrzegł, że na jej mokasynach nie ma wizerunku kruka. Wyszyty natomiast był sztylet skierowany ostrzem w stronę księżyca. Wstrząsnęło to nim do tego stopnia, że cofnął się o krok. Nagle się przestraszył, ale nie potrafił wyjaśnić sobie, czego się boi. Stara kobieta roześmiała się i odwróciła do niego głowę. Tuli nagle ją rozpoznał. - Tak, widziałeś mnie już w swoich snach - powiedziała. - Widziałem cię w wieży razem z Phylomonem! 165 - Tak. Uratowałam parę kobiet z objęć dręczących je koszmarów. Tuli gapił się na nią, na jej mokasyny. Zamknął oczy. Wyczuwał jej obecność, była jak płomień, niszczący i potężny. - Zmądrzałeś. Starasz się zobaczyć mnie oczami duszy. Mokasyny, które noszę, wskazują, że nie jestem wędrowcem, lecz wojownikiem ducha. Na ogniu postawiła biały ceramiczny kociołek, na stole położyła pajdę chleba z masłem i miodem, ser i wino. - Masło i ser nie są już za świeże - powiedziała przepraszającym tonem. Napił się wina. Było słabe, owocowe, miało octowy posmak. Usiadł i zaczął się rozglądać po lepiance. Nie przypominała chat w Smilodon Bay. Pomyślał, że ściany z gliny dają więcej chłodu niż drewno, co tu - na gorącym Południu - musi być zaletą. Siedział zgarbiony, z przymkniętymi oczami, nadal oszołomiony. Gorące, gorące południe... Ale w izbie czuło się chłodny powiew. Dotykały go zimne palce, głaskały go, pieściły ciało. Były wszędzie, jak drobniutkie ukłucia lodowymi igiełkami. Dawały uczucie ukojenia. - Wiem, że jesteś zmęczony - powiedziała stara kobieta - ale popatrz na mnie. - Wskazała palcem, Tuli odwrócił ku niej głowę. -Muszę porozmawiać z twoim duchem. Czy słyszałeś o Okansharai, Wyzwolicielu Wszystkich? - Słyszałem, że w Craalu i w Bashevgo marzą o kimś takim i o-powiadająo nim dzieciom bajki. Mająnadzieję, że wyzwoli niewolników. - Nie tylko niewolników, ale także ich panów - powiedziała stara. - Dlatego nazywa się go Wyzwolicielem Wszystkich. - Ale panowie są wolni - odparł Tuli. - Nie są wolni od niewiedzy, strachu, okrucieństwa. Ty byłeś skrępowany łańcuchami strachu. Wiesz, że niewidzialne łańcuchy najtrudniej zerwać. Jak Panowie Niewolników mogą być wolni, skoro krępują ich tak przerażające więzy? Tuli nie odpowiedział. Wspominał ojca, Jenksa. Kiedy był dzieckiem, Jenks wpadał czasem we wściekłość. Tuli był wówczas tak przerażony, że nie mógł się ruszać. Jenks bił go wtedy albo zakuwał w łańcuchy. To były rzeczywiście przerażające więzy. - Tak - rzekła starucha. - Zrozumiałeś. Okansharai jest w stanie wyzwolić ludzkość, bo sam jest prawdziwie wolny. - Gdzie jest Okansharai? - zapytał Tuli. 166 Stara uklęknęła i zdjęła mokasyny. - Może uda ci się go zobaczyć, gdy otworzysz oczy swojej duszy - rzuciła mokasyny w stronę Tulla. Miał wrażenie, że same wskoczyły mu na stopy. Żarzyły się jak ogień. Usiłował ściągnąć je z nóg. Patrzył na wizerunki księżyców i sztyletów. Nagle się obudził