To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.
Zachwiał się na swych krótkich nogach, odruchowo prężąc gruby ogon, co dało mu dodatkowy punkt podparcia. Zobaczyła, że jego palce konwulsyjnie zaciskają się na strzykawce i zamknęła oczy, gdy usłyszała, że wydaje ona ciche phut. Porcja trucizny z dużą szybkością wystrzelona minęła jej pierś i nieszkodliwie rozprysła się z tyłu na ścianie. W tym czasie ona już 258 skoczyła na Lepara, przewracając go na podłogę. Wstrząs wywołany upadkiem jeszcze bardziej go oszołomił, dzięki czemu była w stanie wyrwać broń z bezsilnych palców. Choć była ona skonstruowana z myślą o kościstych palcach, udało się jej uchwycić proste urządzenie giętkimi wypustkami na końcu lewego skrzydła. Bez przerwy recytując najbardziej dynamiczną, służącą samokontroli mantrę, podniosła się z podłogi i stanęła, patrząc w dół na swego niedoszłego zabójcę. Lepar mrugał pozostałym okiem, a jego ogon drżał pod nim spazmatycznie. - Nadzwyczajne. Gdybym sam tego nie doświadczył, nigdy bym nie uwierzył, że to możliwe. Co teraz zamierzasz zrobić? Zaskoczyło ją odkrycie, że nie wie. To wszystko stało się tak szybko, ale teraz gwałtownie powracał rozsądek. Zaczęła gwałtownie dygotać. Zauważywszy jej reakcję, Lepar zaczął wstawać. Krew sączyła się z lewej strony jego twarzy, na której wy kwitł smętny, sztywny uśmiech. - Nie możesz mnie zabić. Jesteś Waisem, a Waisowie uważają się za najbardziej cywilizowany gatunek ze wszystkich. - Płetwo-wata ręka wyciągnęła się w jej stronę. - Oddaj broń. Trucizna działa bezboleśnie. Skończmy z tym wszystkim, dla naszego wspólnego dobra. Potknęła się cofając. - Wy też jesteście "ucywilizowani". - Tak. Ale my jesteśmy wystarczająco przerażeni i ograniczeni umysłowo, żeby móc to obejść. Osiągnąwszy znacznie wyższy poziom cywilizacji, wy tego nie potraficie. Ręka pozostała wyciągnięta oczekująco: rozwarte palce, a cęt-kowana, zielono-czarna dłoń zwrócona w górę. - Zapominasz o jednej rzeczy. Spędziłam wiele lat, blisko współpracując z Ziemianami. Moi przyjaciele, rodzina, triada, a nawet koledzy zawsze twierdzili, że wywarło to na mnie szkodliwy i nieodwracalny wpływ. Zawsze zaprzeczałam. Teraz muszę niestety przyznać, że mieli rację. Lepar tylko mrugnął, gdy mały pistolecik wypalił po raz drugi, wydając taki dźwięk, jakby jakieś małe stworzenie kichnęło w swoje własne futro. Duże usta szeroko się rozwarły, ukazując czarną wilgotną gardziel. Nie rozległ się żaden dźwięk. Ciężko usiadł na podłodze. - Informacja była prawdziwa. Nie czuję żadnego bólu. 259 Nieznacznie go obserwowała. - Jaka szkoda, że ta toksyna nie jest zorientowana na konkretny gatunek. Powoli przewrócił się na lewy bok. - Niezwykle ciekawe. Czarne oko wpatrywało się w nią nieruchomo. Chciała się odwrócić, uciec, ale nie mogła. Makabryczna fascynacja przykuła ją do miejsca. - Nie powinnaś być do tego zdolna. - Musiała wytężyć słuch, by zrozumieć słabnące gardłowe słowa. - To komplikuje sprawę. -Głos stał się niesłyszalny. Lepar nic więcej nie powiedział, nie poruszyła się też już żadna część jego ciała. Chwiejąc się obeszła zwłoki, nawet na sekundę nie odrywając od nich wzroku i wreszcie przysiadła na krawędzi gniazda. Przez ponad godzinę obserwowała nieruchomy kształt, rozciągnięty na podłodze. Czując się względnie bezpiecznie, odłożyła zwodniczo niewinnie wyglądającą broń i przeszła do higienicznej wnęki apartamentu. Pochylając szyję i głowę nad stosownym urządzeniem, rozpoczęła gwałtowne opróżnianie swego żołądka i wola z zawartości, która rychło znalazła się w pastelowym, perfumowanym zbiorniku. Gdy skończyła, umyła się i oporządziła najlepiej, jak potrafiła, po czym zaczęła pakować swoje rzeczy, nie zapominając o małym, śmiercionośnym pistoleciku. Ktokolwiek znajdzie nieżyjącego Lepara stwierdzi, że zmarł on na atak serca. Podstęp, który miał ukryć przyczynę jej śmierci równie dobrze działał w przypadku jej niedoszłego zabójcy. Medykamenty, które pozwalały jej współpracować dłuższy czas i całkiem blisko z Ziemianami pomogły jej opanować nerwy, gdy opuszczała rezydencję. Całkowicie zaabsorbowany śmiercią Am-plitura i dwóch wyższych oficerów-Ziemian, personel nie zwrócił uwagi na wyjazd uczonej-Waisa. Lalelelang wątpiła, czy w całym tym rozgardiaszu ktokolwiek zauważy zgon robotnika-Lepara, który najwyraźniej zmarł z powodów naturalnych. Może z wyjątkiem innych przerażonych, ograniczonych umysłowo Leparów. Leparów, którzy obserwowali, słuchali, mało mówili, ale za to czasami działali. Leparów, którym nigdy nie udało się samodzielnie okiełznać podprzestrzeni i którzy musieli być przewożeni ze świata na świat przez przedstawicieli innych, bardziej technologicznie kompetentnych gatunków. Leparów, którym w ten sposób udało się być wszędzie, jak Gromada długa i szeroka. 260 - Co on mówił?, próbowała sobie przypomnieć w bezpiecznej kajucie podprzestrzennego liniowca, który parkował na orbicie, że ona, Lalelelang, była najbardziej niebezpieczną, żyjącą osobą? Lepar nic nie powiedział na temat zdradliwych Turlogów