To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.

Hana leży zwinięta w kłębek, lewym policzkiem przytulona do zakurzonego brokatu, prawą ręką zakrywa sobie głowę i część twarzy, piąstka przy szczęce. Powieki opuszczone, twarz osoby pogrążonej we śnie. Kiedy zobaczył ją po raz pierwszy po okresie rozstania, sprawiała wrażenie spiętej, skupiała cały wysiłek na tym, by wyjść z tego wszystkiego bez szwanku. Cały jej organizm znajdował się w stanie wojny i, podobnie jak to się dzieje w miłości, każda jego część była w ten wysiłek zaangażowana. Głośno zaczerpnął w płuca powietrza, a kiedy na nią spojrzał opuszczając głowę, spostrzegł, że się już obudziła i wpatruje się weń szeroko otwartymi oczyma. - Zgadnij, która godzina. - Czwarta pięć. No, może czwarta siedem. Była to ich stara gra, gra między mężczyzną a dzieckiem. Wyszedł, aby to sprawdzić na zegarze, jego pewny krok uświadomił jej, że już zażył morfinę, odświeżył się i wzmocnił, odzyskał właściwą sobie swobodę. Usiadła i uśmiechnęła się, kiedy wrócił kręcąc głową z zachwytem nad jej dokładnością. - Przyszłam na świat z zegarem słonecznym w głowie, prawda? - A co się z nim dzieję nocą? - Może istnieją zegary księżycowe? Czy ktoś już je wynalazł? Pewnie każdy architekt projektujący pałac umieszcza zegar księżycowy z myślą o złodziejach, jak o należnej im dziesięcinie. - To ciężkie zmartwienie dla bogaczy. - Dawidzie, spotkajmy się przy zegarze księżycowym. W miejscu, gdzie słabsze może wniknąć w silniejsze. - Tak jak ranny Anglik w ciebie? - Niewiele brakowało, a miałabym dziecko rok temu. Ponieważ ma teraz umysł lekki i pobudzony narkotykiem, ona może kluczyć, a on będzie szedł jej tropem, nadążając za jej myślami. Ona zaś otwiera się przed nim, nie do końca zdając sobie sprawę z tego, że się już obudziła, i rozmawiając jakby jeszcze przez sen. Nawet jego kichanie wydaje się kichaniem kogoś, kto jej się przyśnił. Caravaggio dobrze zna ten stan. Często spotykał się z ludźmi przy księżycowym zegarze. Wyrywając ich ze snu o drugiej nad ranem, kiedy przez przypadek strącał na ziemię całą zawartość sypialnianej szafki. Przekonał się, że taki wstrząs chroni ich przed strachem, a także przed przemocą. Zaskoczony przez właścicieli domów, które okradał, wyciągał przed siebie ręce i zaczynał gwałtownie przemawiać; wznosząc ku górze drogocenny zegar i grożąc jego rozbiciem pytał, gdzie się znajdują różne precjoza. - Poroniłam. Tak myślę. Musiałam poronić. Jego ojciec już nie żył. To było na wojnie. - Już we Włoszech? - Na Sycylii, tam się zaczęło. Rozmyślałam o tym przez cały ten czas, kiedy posuwaliśmy się za frontem wzdłuż Adriatyku. Ciągle wiodłam z dzieckiem rozmowy. Bardzo ciężko pracowałam w szpitalu. Zamknęłam się przed całym otoczeniem. Odcięłam się od innych, z wyjątkiem dziecka. W myślach wszystkim się z nim dzieliłam. Przemawiałam do niego podczas obmywania i pielęgnowania rannych. Byłam jak obłąkana. - A potem zginął twój ojciec, tak? - Tak. Potem zginął Patryk. Dowiedziałam się o tym w Pizie. Już się obudziła. Siedzi. - Wiedziałeś o tym, co? - Dostałem list z kraju. - I dlatego tu przyjechałeś? Bo wiedziałeś? - Nie. - No dobrze. Nie sądzę, żeby wierzył w zmartwychwstanie i takie tam rzeczy. Patryk często mówił, że chce, aby jego konaniu towarzyszył duet kobiet grających na instrumentach. Na harmonii i skrzypcach. I to wszystko. Był piekielnie sentymentalny. - Tak. Można było wszystko od niego wydębić. Wystarczyło mu znaleźć kobietę w tarapatach i już był stracony. Zerwał się wiatr, ciągnął z doliny ku ich wzgórzu, cyprysy wyznaczające linię trzydziestu sześciu schodków obok kaplicy gięły się od jego podmuchów. Krople pozostawione przez deszcz na liściach spadały z charakterystycznym odgłosem na nich siedzących na balustradzie. Było już dobrze po północy. Wyciągnęła się na betonowym schodku, on rozglądał się i wychylał popatrując w głąb doliny. Tylko odgłos spadających kropel. - A kiedy przestałaś rozmawiać z dzieckiem? - Stało się to nagle. Oddziały frontowe walczyły o most na Moro, potem wkroczyły do Urbino. Chyba w Urbino przestałam. Miało się wrażenie, że w każdej chwili można zginąć, nie tylko jeśli się jest żołnierzem, równie dobrze mogłeś być księdzem albo pielęgniarką. To były królicze norki, te wąskie, strome uliczki. Żołnierze docierali tam resztkami sił, zakochiwali się we mnie na godzinę i umierali. Było ważne, by zapamiętać ich nazwiska. Kiedy umierali, jak zmywani przez falę, widziałam oczami wyobraźni moje dziecko. Niektórzy siadali i zrywali wszystko, co mieli na sobie, żeby łatwiej im było oddychać. Inni zamartwiali się drobnymi okaleczeniami rąk, a potem konali. A wtedy banieczka powietrza w ustach. Taki mały bąbelek. Nachylam się, żeby przymknąć zmarłemu żołnierzowi powieki, a on je otwiera i krzyczy: "Nie możesz zaczekać, aż zdechnę? Ty dziwko!" Siada i zmiata wszystko z mojej tacki na podłogę. Wściekły. Któż by chciał tak umierać? Umierać tak rozwścieczony. Ty d z i w k o! Potem zawsze już czekałam, aż pojawią im się bąbelki w ustach. Znam się na umieraniu, Dawidzie. Wiem, jak przeprowadzić ich przez agonię. Kiedy wbić silny zastrzyk morfiny w główną żyłę. To słone ukojenie. Każdy z przeklętych generałów powinien spróbować mojej roboty. Każdy z przeklętych generałów. Powinien to być warunek wstępny przed wydaniem rozkazu forsowania każdej kolejnej rzeki. Kimże my, do diabła, jesteśmy, by udźwignąć tę odpowiedzialność, oczekuje się od nas mądrości jak od sędziwych kapłanów, umiejętności przygotowania ludzi na coś, czego nikt nie chce, i łagodnego doprowadzenia ich do samego kresu. Nigdy nie uwierzę w żadne te posługi, które świadczy się zmarłemu. W ich prostacką retorykę. Jak oni śmią! Jak śmią w ten sposób gadać o umierającej istocie ludzkiej. Nigdzie żadnego światła, wszystkie lampy zgasły, niebo niemal zakryte chmurami. Mieszkańcy okolicznych domostw już przywykli do poruszania się w ciemnościach. - Wiesz, dlaczego wojsko nie chciało, żebyś tu pozostała z tym rannym Anglikiem? Wiesz? - Zagrożenie małżeństwem? Kompleks mojego ojca? -uśmiechnęła się. - Jak się ma nasz pacjent? - Jeszcze się ciągle nie uspokoił po tym psie. - Powiedz mu, że pies zjawił się tu wraz ze mną. - Ale on nie jest pewien, czy ty tu jesteś. Myśli, że może jesteś porcelanową figurką. - Sądzisz, że chciałby się napić wina? Udało mi się zwędzić dziś butelkę