To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.

Jednocześnie poważnie zmieniał się stosunek do śmierci, której w średniowieczu oczekiwano ze spokojem i ufnością, u schyłku jednak epoki, w Xv w., następuje w tej dziedzinie mentalności ludzkiej zasadnicza zmiana. Śmierć przestaje być elementem cichej i spokojnej rezygnacji, czymś, z czym człowiek absolutnie oswoił się i przeciw czemu nie buntuje się, a staje się powoli czymś strasznym, nieszczęściem, którego wprawdzie nie można w końcu uniknąć, ale które staje się przekleństwem rodzaju ludzkiego. Wzmaga to ogromnie strach przed śmiercią. A strach z kolei rodzi agresję wobec wszystkiego, co może być uznane za jego przyczynę, w tym przypadku przyczynę śmierci. "Nieuniknioną konsekwencją tematu agresji, braku poczucia bezpieczeństwa i opuszczenia, jest temat śmierci. Obsesja śmierci była wszechobecna w obrazach i słowach Europejczyków u progu czasów nowożytnych: zarówno w tańcach śmierci, jak w "Tryumfie śmierci" Breughla, w Próbach Montaigne'a, jak i w teatrze Szekspira, w poematach Ronsarda, jak i w procesach o czary; rzucają one światło na zbiorową trwogę i na cywilizację, która czuła się nietrwała" (Delumeau). Strachy i lęki jednostek, obejmujące mnóstwo dziedzin i realiów życia codziennego, sumują się na płaszczyźnie życia zbiorowego, stając się jednym z głównych elementów sposobu myślenia większości. Dominuje strach przed wszystkim, co może przynieść zagrożenie, co jest obce i niezrozumiałe, co grozi destabilizacją. W kręgu strachu znajdują się nie tylko śmiertelne niebezpieczeństwa, jakimi grozi ludziom przyroda, lecz również zagrożenia, prawdziwe lub urojone, które przynoszą zjawiska życia społecznego czy też polityka lub wojny. Bano się nie tylko mórz i oceanów, które zawsze mogły pochłonąć żeglujących śmiałków, bano się w ogóle żywiołu wody, żyjąc w stałej obawie przed grożącym światu potopem. Jeden z najwybitniejszych umysłów Renesansu, Leonardo da Vinci (zob. rozdział Vi) przedstawił apokaliptyczny obraz potopu. "Nabrzmiałe rzeki - pisał - występują ze swego łoża i zatapiają wszystkie okoliczne ziemie wraz z ich mieszkańcami. Można ujrzeć, jak gromadzą się wtedy na wzgórzach wszelkie gatunki przerażonych zwierząt domowych obok mężczyzn i kobiet, którzy schronili się tam wraz ze swoimi dziećmi. Zalane pola ukazują fale niosące zwykłe stoły, drewno łóżek, łodzie i wszystko, co podpowiada potrzeba i strach przed śmiercią". Bano się nie tylko burzy, wody, morza i zgaśnięcia słońca, bano się również wilków, zjaw i duchów, "dzieciojadów", wampirów i innych tworów świata naiwnej, przerażonej wyobraźni, odczuwano strach przed rzeczywistymi klęskami i zagrożeniami - epidemiami, wojnami i ich skutkami, głównie doraźnymi. Lękano się buntów, a równocześnie i ingerencji podatkowej państwa, obawiano się wszelkich ruchów społecznych. Bano się jakichkolwiek nowości i, przede wszystkim chyba, inności. Stąd powszechna niechęć, a nierzadko i nienawiść do cudzoziemców, stąd jedna z zasadniczych przyczyn nienawiści do Żydów, jako nie tylko uosobienia absolutnego zła, ale przede wszystkim obcej zbiorowości, niezwykle przedsiębiorczej, niepodatnej na żadne poczynania asymilacyjne. Względy ekonomiczne odgrywały oczywiście również swą rolę w procesie narodzin i rozwoju europejskiego antyjudaizmu, przecenianie ich byłoby jednak poważnym błędem. Najważniejsze były motywacje ideologiczne, religijne. Wszak Żydzi ukrzyżowali Chrystusa i tego, między innymi, nie można im nigdy wybaczyć. Niektóre odłamy chrześcijaństwa, śmiertelnie skłócone między sobą po Reformacji, spotykają się na wspólnej platformie antyjudaizmu z katolikami. Luter nie wahał się napisać: "Należałoby, dla unicestwienia tej bluźnierczej doktryny (tj. judaizmu) podłożyć ogień pod wszystkie ich synagogi, a jeśliby po tych pożarach co zostało, zasypać piaskiem i błotem, aby nie widać było najmniejszej dachówki i najmniejszego kamienia z ich świątyń (...) Trzeba zakazać Żydom u nas i na naszej ziemi, pod karą śmierci, chwalić Boga, modlić się, nauczać, śpiewać"