To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.

Czekali na ekipę mającą nakręcić wyprowadzanie więźnia i byli nieszczęśliwi. Powód był prosty, podobnie jak i przyczyna tak nienagannego wyglądu — czuli rosnącą frustrację i wściekłość dowódcy, bo trwało to od paru ładnych tygodni i wręcz nie sposób było tego nie zauważyć. I nikt nie chciał dać mu najmniejszego pretekstu do rozładowania się. Timmons był tego świadom, ale to jedynie zwiększało jego wściekłość, skoro bowiem podkomendni rozpoznali bezbłędnie jego stan, musieli się też domyślić, co go spowodowało. Timmons został przydzielony na dowódcę straży cywilnego bloku więziennego krążownika liniowego Tepes ledwie parę tygodni przed odlotem do systemu Barnett. Biorąc pod uwagę, że był ledwie porucznikiem, przydział stanowił nie lada gratkę, oznakę uznania przełożonych oraz wiary w jego umiejętności. Osiągnięcia miał faktycznie spore — specjalizował się w więźniach politycznych i zawsze dostarczał ich w dokładnie pożądanym przez zwierzchników stanie. Zazwyczaj załamanych, gotowych wykonać każde polecenie i wytresowanych. Był przekonany, że potrafi złamać każdego, i miał ku temu podstawy. W końcu zazwyczaj człowiek jest dobry w tym, co robi, jeśli lubi swoją pracę. A Timmons wręcz ją kochał. To był zresztą główny powód, dla którego przydzielono go na osobistą jednostkę towarzyszki sekretarz Ransom — spodziewała się ona bowiem, że od czasu do czasu będzie potrzebowała usług podobnego specjalisty. A powodem frustracji i wściekłości towarzysza porucznika było to, że pierwszy raz w życiu nie udało mu się złamać więźnia. Fakt, miał poważnie ograniczone możliwości, gdyż towarzyszka sekretarz Ransom za- 375 życzyła sobie kategorycznie, by Harrington w dniu egzekucji znajdowała się w pełni sił fizycznych i psychicznych, tak by dobrze prezentowała się przed kamerami i była w stanie reagować na wszystko, co się wydarzy. Ta pierwsza restrykcja wykluczała użycie wobec niej przemocy, gdyż nie mogło być śladów jej użycia — mogłoby to wzbudzić u widzów sympatię. A druga uniemożliwiała użycie narkotyków i innych środków chemicznych pomocnych w praniu mózgu. Oceniając rzecz obiektywnie, Timmons rozumiał sensowność tych ograniczeń, tym bardziej że nie próbowali z więźnia wycisnąć żadnych informacji, a skoro miał trafić prosto na szubienicę, nie było z niego pożytku, więc nie było też sensu go łamać. Co nie zmieniało w niczym faktu, że chciał to zrobić dla własnej przyjemności i satysfakcji. Oraz dla zaspokojenia zawodowej ambicji. Lubił swoje zajęcie, czerpał z niego przyjemność i był pewien swych umiejętności. I dlatego ta porażka tak go bolała i była tak dotkliwa. A najgorsze było to, że nie miał pojęcia, dlaczego mu się nie powiodło! To powinno być takie proste, nawet bez użycia argumentów fizycznych i chemicznych. Na pierwszy rzut oka rozpoznał w niej dumę, a z dostarczonych danych wiedział, że jest przyzwyczajona do rozkazywania. A to tylko zwiększało przyjemność oczekiwania, bo dumnych najbardziej nienawidził. Z wyżyn swych osiągnięć czy urodzenia spoglądali na wszystkich z pogardą i traktowali jak służących. Specjalną radość sprawiało mu ściąganie ich z tych wyżyn i wpychanie w błoto. A doświadczenie nauczyło go, że upokorzenia i bezsilność stanowiły w stosunku do nich najskuteczniejszą metodę. I bez znaczenia było, czy chodziło o cywilów, czy wojskowych. Im wyżej który stał przed aresztowaniem, tym szybciej skutkowały. Ktoś przyzwyczajony, że jego polecenia są wykonywane natychmiast, i dzięki temu mający pełną kontrolę nad swoim losem i otoczeniem był wrażliwszy na niemożność dalszego posługiwania się władzą niż ktoś, kto nigdy nie znalazł się na tyle wysoko, by móc rozkazywać innym. Kiedy dotarło do takiego, że cokolwiek by zrobił, nie miało to żadnego wpływu na bieg wydarzeń i że jest całkowicie bezsilny nawet w najbardziej codziennych kwestiach, szok i wstyd załamywały go błyskawicznie i ostatecznie. Timmons obserwował to wielokrotnie i dlatego ani przez moment nie wątpił, że z Harrington będzie dokładnie tak samo. A cholera nie było! Zdarzali się co prawda więźniowie, którzy próbowali ucieczki w bierność i zamykali się w swoim własnym wewnętrznym świecie, ale żadnemu się nie powiodło. Istniało zbyt wiele sposobów, by przywrócić ich do rzeczywistości, i zawsze któryś skutkował. Ale nie tym razem. W biernym oporze Harrington było coś nienaturalnego — był jakby elastyczny, jakby kolejne spadające na nią ciosy potrafiła zamortyzować tak, że traciły całą siłę. Nie był w stanie dokładnie tego ująć, a wiedział, że gdyby zrozumiał, na czym to polega, znalazłby także skuteczny sposób, by owo „coś" pokonać. Może gdyby miał więcej czasu..