To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.
Najbystrzejszego z nich, szeregowca Rega Bensona, uczynił swoim szoferem. Następnym krokiem Armstronga była re- kwizycja mieszkania na Paulstrasse, poprzednio zajmowa- nego przez dowódcę brygady, który wracał do Anglii. Kiedy pułkownik podpisał stosowne papiery, Armstrong polecił Sally wysłać telegram do Charlotte do Paryża. - Co mam w nim napisać? - spytała, odwracając kartkę swojego notatnika. - Znalazłem odpowiednie lokum. Pakuj wszystko i na- tychmiast przyjeżdżaj. - Mówiąc to Armstrong wstał z krzesła. - Idę do redakcji „Der Telegraf" dowiedzieć się czegoś o Arno Schultzu. Dopilnuj tu wszystkiego, póki nie wrócę. - Co mam z tym zrobić? - spytała Sally, podając mu list. - O co chodzi? - zapytał, pobieżnie rzuciwszy nań wzro- kiem. - Jakiś dziennikarz z Oksfordu chce odwiedzić Berlin i napisać o tym, jak Brytyjczycy traktują Niemców pod okupacją. - Cholernie dobrze - powiedział Armstrong już przy drzwiach. - Chyba powinnaś umówić go ze mną na spotka- nie. X DAILY CHRONICLE 1 PAŹDZIERNIKA 1946 Wyrok norymberski: Wina Goeringa bezprzykładna w swej potworności Kiedy Keith Townsend przyjechał «do Anglii, żeby w Kole- gium Worcester w Oksfordzie studiować politykę, filozofię i ekonomię, pierwsze jego wrażenia potwierdziły to, czego się spodziewał: był to kraj zadowolony z siebie, snobistycz- ny, pompatyczny i nadal żyjący w epoce wiktoriańskiej. Albo się było oficerem, albo plebejuszem, a ponieważ Ke- ith przybywał z kolonii, dawano mu nader wyraźnie do zro- zumienia, do jakiej kategorii się zalicza. Prawie wszyscy studenci, jego koledzy, przypominali mu młodsze wydanie pana Jessopa i po tygodniu Keith chętnie wróciłby do domu, gdyby nie jego opiekun. Trud- no byłoby znaleźć większe przeciwieństwo dawnego dyrek- tora Keitha niż doktor Howard, który nie okazał cienia zdziwienia, gdy młody Australijczyk powiedział mu przy kieliszku sherry w swoim pokoju, jak bardzo pogardza bry- tyjskim systemem klasowym wciąż popieranym przez większość studentów. Doktor Howard powstrzymał się na- wet od komentarza na temat popiersia Lenina, które Ke- ith ustawił w widocznym miejscu nad kominkiem, gdzie poprzedniego roku królował lord Salisbury, Doktor Howard nie zaproponował żadnego natychmia- stowego rozwiązania kwestii klasowej. Poradził tylko Ke- ithowi, żeby udał się na giełdę dla pierwszoroczniaków, gdzie dowie się wszystkiego o klubach i stowarzyszeniach, do których mogą wstąpić świeżo upieczeni studenci i być może znajdzie coś, co mu będzie odpowiadało. 152 Keith postąpił zgodnie z jego radą i następne przedpo- łudnie spędził na wysłuchiwaniu argumentów, dlaczego powinien wstąpić do klubu wioślarskiego, towarzystwa fi- latelistycznego, kółka dramatycznego, klubu szachistów, korpusu szkolenia oficerskiego, a zwłaszcza zostać współ- pracownikiem gazety studenckiej. Jednak gdy Keith spo- tkał się z nowo wybranym redaktorem „Cherwell" i usły- szał jego opinie na temat tego, jak powinno się kierować gazetą, postanowił się skoncentrować na polityce. Opuścił giełdę, dzierżąc w ręku formularze Oxford Union i Klubu Laburzystowskiego. Następnego wtorku Keith odnalazł pub „Pod Murarza- mi", gdzie barman wskazał mu schody prowadzące do ma- łego pokoju, miejsca zebrań Klubu Laburzystowskiego. Przewodniczący klubu, Rex Siddons, od razu nabrał po- dejrzeń wobec brata Keitha, jak z uporem tytułował go od samego początku. Townsend posiadał wszystkie atrybuty typowego torysa - miał ojca ze szlacheckim tytułem, cho- dził do prywatnej szkoły, miał własne fundusze, a nawet przechodzony samochód MG magnette. Ale mijały tygodnie i członkowie Klubu Laburzystowskie- go, którzy w każdy wtorek wysłuchiwali poglądów Keitha na temat monarchii, szkół prywatnych, systemu tytularnego i elitaryzmu Oksfordu i Cambridge, nadali mu przydomek to- warzysz Keith. Dwóch nawet kiedyś zaszło do niego po zebra- niu i długo w noc rozmawiali o tym, jak zmienią świat, kiedy już wydostaną się z „tego okropnego miejsca". Podczas pierwszego trymestru Keith ze zdziwieniem stwierdził, że jeśli nie pojawi się na wykładzie albo nawet opuści czasem zajęcia z tutorem, na których miał odczytać swą cotygodniową pracę, ani nie pociąga to automatycznie kary, ani nawet reprymendy. Dopiero po kilku tygodniach przyzwyczaił się do systemu, który polegał wyłącznie na samodyscyplinie i pod koniec pierwszego trymestru ojciec groził mu, że jeśli nie przysiądzie fałdów, cofnie mu fundu- sze, sprowadzi z powrotem do domu i wyśle do pracy. W drugim trymestrze Keith w każdy piątek pisał długi list do ojca, szczegółowo relacjonując, jak przykłada się 153 do nauki, co hamowało trochę potok złorzeczeń. Pokazy- wał się nawet czasem na wykładach, w czasie których pró- bował zgłębić system gry w ruletkę oraz na zajęciach z tu- torem, na których usiłował nie zasypiać