To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.
- Gerrod uśmiechnął się ponuro. Wprawdzie Rendel był matczynym ulubieńcem, ale nie widział powodu, by maskować swoje uczucia. - W końcu obaj jesteście jego synami, Gerrodzie. - Skoro już mówimy o drogim ojcu, czego zresztą wolałbym uniknąć, to możesz mu powiedzieć, że mała Zeree jest w zamku Melenei. To nie moja wina. Czarodziejka zmusiła ją do odejścia. - Nie wiedział, czy powiedział prawdę, czy skłamał, ale w ten sposób zrzucał z siebie część odpowiedzialności. Może nawet dostanie się Reeganowi, zabawce w rękach Melenei. - Mniejsza z tym, Gerrodzie. Nie ma czasu, by jej szukać. W obecnej sytuacji i tak nie wystarczyłoby dla niej miejsca. - Mina Alcii zdradzała odrobinę współczucia, ale władczyni nie była skłonna poświęcić któregoś z własnych dzieci dla dobra córki Dru. Gardziła Meleneą jak nikim innym, ale pierwszeństwo miały ważniejsze sprawy. - Sądzę, że Barakas pragnie jak najszybciej zakończyć przeprawę. Niektórzy z obcych już podnoszą wrzawę. Zgromadzenie zostało przerwane. Gerrod potarł szczękę. - Ile osób czeka na przeprawę? - Ojciec chce, żeby do brzasku wszyscy znaleźli się w Smoczym Królestwie. On będzie ostatni. - Cóż za akt odwagi! Wielmożna Alcia skarciła go wzrokiem. 163 - Nie mogę obiecać, że do końca będzie trzymał miejsce dla ciebie. - W takim razie pal go licho, mamo! - Gerrod cisnąłby w kąt notatki, ale przypomniał sobie w porę, że zawierają ogromnie ważne informacje. - Będzie mi lepiej z dala od niego! Władczyni Tezerenee otuliła się płaszczem. W migotliwym świetle płaszcz wyglądał jak całun. - Może i tak, mój synu. Gerrod został sam. Warcząc, schował księgę głęboko w zanadrze płaszcza i również odszedł, zostawiając twierdzę Tezerenee i możliwe, że własną przyszłość, na łasce okaleczonego Nimth. Podczas gdy w małym ukrytym świecie był jeszcze dzień, tutaj panowała noc. W chwili powrotu do zrujnowanego miasta zmęczenie i głód czarnoksiężnika zwiększyły się stukrotnie, jak gdyby przebywanie w innym miejscu przyspieszyło upływ czasu. Dru miał kłopoty z koncentracją, choć zawisło nad nim śmiertelne niebezpieczeństwo. Wiedział, że nie będzie miał nawet chwili na złapanie oddechu, a jego ciało osiągnęło kres wytrzymałości. Modlił się, żeby Czarny Koń nadal był w formie, ponieważ inaczej czekała ich nieuchronna zguba. Zajęci swoim jeńcem Poszukiwacze z opóźnieniem dostrzegli przybyłych. Elfka pierwsza zauważyła wysoką postać na demonicznym wierzchowcu i nie potrafiła ukryć zaskoczenia. Jej mina uprzedziła skrzydlatych o zagrożeniu. Dru wiedział, że w bladej poświacie jednego księżyca w pełni jego towarzysz musi prezentować się niezwykle groźnie, ale pozory i rzeczywistość często nie szły w parze. Mocniej uchwycił się grzywy Czarnego Konia, żeby uchronić się od upadku, i szepnął: - Musisz się z nimi rozprawić! Ze mnie nie będziesz miał większego pożytku. Śmiech mrocznego rumaka poniósł się przez noc, echa zahuczały niesamowicie w szczątkach niegdyś potężnego miasta. - Nie ma się czym przejmować! Trzymaj się mocno! - Nie skrzywdź elfki! - zawołał Dru. Bał się, że jeniec Poszukiwaczy, być może mogący zweryfikować jego domysły na temat światów w światach, zginie w następstwie ataku hebanowego ogiera. - Czy to maleństwo nazywasz elfką? Nie ma obawy! Jeszcze nie zasługuje na moją uwagę! Dru zadrżał. Jego towarzysz, który z każdą chwilą czuł się lepiej w swojej nowej postaci i w nowej roli, stawał się coraz bardziej przerażający. Skrzydlaci rozpierzchli się. Dwaj próbowali unieść jeńca w niebo. Elfka walczyła z nimi, wykrzykując słowa, których Dru, kurczowo trzymający się grzywy ogiera, nie mógł zrozumieć. Jedna z Poszukiwaczek nie wzbiła się w powietrze, tylko stojąc na ziemi, niezdarnie manipulowała medalionem. Czarny Koń przebiegł przez nią. Czarnoksiężnikowi przytulonemu do jego grzbietu mignęła przerażona twarz... a potem skrzydlata zniknęła. - Ha! A niech to... - Dalsze słowa nie padły. Dru usłyszał ostry świst, a potem został wyrzucony w powietrze; mocny chwyt za grzywę należał do przeszłości. Płucom zabrakło powietrza, żeby wrzasnąć, więc czekał w milczeniu, aż ziemia poderwie się na jego spotkanie i trzaśnie w jego ciało. Myślał wyłącznie o nieuniknionym bólu i obrażeniach. Błysnęły dwa księżyce, jasna pełna tarcza i nikły rąbek, jeden szkarłatny, drugi blady jak śmierć, i ich obraz utrwalił się w jego umyśle na moment przed zderzeniem z’ ziemią. - Nie - powiedział głos w jego głowie. Ziemia zadrwiła ze swojej ofiary. Dru miał wrażenie, że wszystko zamarzło. Choć miał otwarte oczy, widział tylko wspomnienie księżyców. Uświadomił sobie, że zapadła głucha cisza i zastanowił się, co się stało z Poszukiwaczami i z Czarnym Koniem. - Nie wtrącać się - rozbrzmiał drugi znajomy głos. - My nie mamy najmniejszego zamiaru - zapewnił trzeci niemal gorliwie. - A my mamy - rzekł pierwszy. - Wszyscy muszą przyjść do tego świata. Jeśli się nie wtrącimy, cały plan spełznie na niczym