To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.

Cóż to bowiem za doktor, który nie zapisuje lekarstw! Pozwooliła więc sobie poprosić go, by jednak zapisał jakieś lekarstwo, a wtedy doktor skrzyczał ją, że sam wie, co należy w takich wypadkach robić. Całe szczęście, że w porę rozpoznał chorobę, bo inaczej ci partacze swoimi idiotycznymi lekarstwami byliby chłopca doprowadzili do obłędu i do mogiły. Zdawał sobie wprawdzie sprawę z tego, że źle robi besztając tę nieszczęśliwą kobietę, którą nieudolni lekarze oszukiwali, ale nie mógł się powstrzymać. Był po prostu oburzony, gdyż po raz pierwszy zetknął się ze straszliwym przypadkiem choroby nędzarzy, której dotychczas czytał jedynie w podręcznikach lekarskich. Pokazał wdowie, jak przyrządzać drożdże, i prosił, by powiadomiła go o dalszym przebiegu choroby. Na pożegnanie podał jej rękę i poczuł w swej dłoni kilka srebrnych monet. — W żadnym razie nie przyjmę — znów rozgniewał się. — Pieniądze przydadzą się pani na mleko… i niech pani więcej tego nie robi. Ale wdowa Gargo powiedziała, że nigdy by sobie nie wybaczyła, gdyby doktor odszedł bez honorarium. Nie wiadomo, czym by się skończyła ta dość przykra rozmowa, gdyby doktor Popff nie usłyszał naraz przejmującego pisku, który rozległ się pod łóżkiem. — Pewno znów szczur złapał się w pułapkę — rzekła wdowa, jakby usprawiedliwiając się. — One nas chyba kiedy zagryzą! — Niech no mi pani zawinie tego szczura razem z pułapką w gazetę —— ucieszył się doktor. — Bardzo mi są potrzebne szczury. Będzie to moim honorarium. Za pół godziny może pani przyjść po pułapkę. Z pułapką w ręce doktor Popff wracał do domu. Berenika jeszcze leżała, otworzyła zaspane oczy i zapytała: — No i jak, najdroższy? — Znakomicie — odpowiedział doktor — pierwsze trzy centaury zapracowane w Bakbuku. Pokazał jej banknot trzycentaurowy, który już od tygodnia spoczywał w jego pugilaresie. Nie chciał drażnić małżonki: z pewnością uważałaby tę pierwszą bezpłatną wizytę za zły prognostyk. Zresztą doktor Popff sam również nieco wierzył w dobre i złe przepowiednie. ROZDZIAŁ CZWARTY z którego wynika, że pozory niekiedy mylą Tego samego dnia aptekarz Bamboli z całą uprzejmością dopomógł swojemu nowemu sąsiadowi w nabyciu kilku szczurów i morskich świnek po cenach nader umiarkowanych. Doktor Popff do późnej nocy krzątał się urządzając swe laboratorium w niewielkiej komórce przylegającej do kuchni. Podśpiewywał pod nosem jakąś modną piosenką, fałszując co prawda niemiłosiernie, z hałasem przesuwał stoły, wbijał gwoździe w przepierzenie z desek i był tak zadowolony, że nawet nie zauważył, iż w ciągu całego dnia ani jeden pacjent nie zapukał do jego drzwi. Zresztą najbardziej przesądny lekarz nie mógłby się dopatrzyć w tym złowrogiej przepowiedni. Nie wszyscy przecież mieszkańcy Bakbuku wiedzieli, że do miasta przybył nowy lekarz, a nawet gdyby wiedzieli, czekaliby raczej, dopóki się nie zgłosi do niego pierwszy pacjent, dopiero wtedy oceniliby, czy warto korzystać z jego usług. Doktor Popff zdawał sobie z tego sprawę, więc też bynajmniej nie odczuwał żadnej trwogi i w oczekiwaniu przyszłych pacjentów całkowicie zajął się pracą, dla której właściwie przybył do tej zapadłej dziury. W tym miejscu wypada podać kilka uzupełniających wiadomości do tego, co doktor Popff powiedział o sobie aptekarzowi Bambolemu. „Pewne badawcze prace”, o których doktor Popff zaledwie napomknął, nie tylko powodując się skromnością, lecz również ostrożnością, zasługują na to, by je omówić obszerniej. Niestety, niejakie względy dość poważnej natury nie pozwalają nam nawet teraz, gdy minął znaczny okres czasu od chwili opisywanych tu zdarzeń, na ujawnienie naszym czytelnikom treści i charakteru badań, dzięki którym doktor Popff, młody lekarz i biolog, znalazł rozwiązanie jednego z najbardziej skomplikowanych zagadnień biologicznych, a mianowicie sztucznego przyśpieszenia rozwoju organizmu zwierzęcego