To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.
Musi być blisko okienka do kuchni albo - kotła, albo - w ogóle tam, gdzie wydają jedzenie. Wtedy i talerz doniesiesz raz-dwa, i po repetę łatwiej. - Weźmiesz namiot? - Nie. Niech sobie leży u ciebie w piwnicy. Czy ją nie znam chłopaków? Każdy by chciał brać, przymierzać, jak się siedzi, jak się leży, a potem do składania i dźwigania zostawałbym sam. - Masz rację. Ja wsadzę w plecak domino i jakąś ciekawą książkę. Ty też weź. Tylko patrz, żeby była gruba! Rozstali się niedaleko domu Kostka. Wracająca z zebrania pani Przegoniowa zdążyła jeszcze ich zobaczyć. Minęła Marcina, który nawet jej nie zauważył, i już na schodach, przed samymi drzwiami, dogoniła syna: - Z kim ty się włóczysz? - stawiała od razu sprawę jasno. -To najgorszy chłopak w całej klasie! Wszyscy tak mówią, wszyscy! Dowiedziałam się! O! Ładnych rzeczy się dowiedziałam! Każda awantura w szkole - przez niego! 5 - Głowa na tranzystorach - 129 - - Eee... - Kostek w to nie wierzył. - Nie żadne: eee!, tylko od jutra, słyszysz? Zaraz od jutra masz siedzieć z kim innym! - Dlaczego? - Powiedziałam: dlatego, że to najgorszy chłopak w klasie! Może powiesz, że nie najgorszy? - Normalnie. Jak każdy inny. - Normalnie! Już j a mu się dobrze przyj rżał am wtedy z tym namiotem! Zdemolował mieszkanie i jakby nigdy nic! Nawet przepraszam nie powiedział! A te nieprzyjemności z Malino-wską? Żeby jego tu nie było, dobrze byś wiedział, co bierzesz z góry! I kłamczuch! Powiedział swojej matce, że to twój namiot, nie jego* No!!! I że ty mu pieniądze dajesz! Coś nieprawdopodobnego! Skąd miałbyś pieniądze? Jego matka też mi się nie podobała. Ma takiego synalka i jeszcze głos zabiera! Wolałabym się pod ziemię schować! Podobno w tym namiocie jakiś cyrk urządzał! Za pieniądze! Pewno o tych pieniądzach powiedział, że od ciebie. Jeden ojciec chciał mi szczegółowo opowiedzieć, ale go nauczycielka do kancelarii poprosiła. I jeszcze o jakimś związku ofiar coś mówili! A cała sprężyna - on i on! Żebyś mi się z nim nie ważył! Ty musisz na człowieka wyrosnąć! Dlaczego nie przyjaźnisz się z takim... zaraz... jakieś takie dziwne imię... tak go wasza pani chwaliła, chociaż, jak się okazało, ani ojciec, ani matka nie przyszli. No, wiesz, któ-ry? - Nemek? - Tak. Właśnie on. Same piątki... Ale... zaraz, stań no prosto przede mną! Kiedy ja cię do kaloryfera przywiązywałam, co? Kostek spłoszył się nie na żarty. - O tym też była mowa na zebraniu? - Nie też, ale prawie wyłącznie, słyszysz? Aż mi się nie wiadomo co robiło! Coś takiego! A ten twój gagatek to łańcuchy czyści czy mu cukru nie dają, już nie pamiętam, ale wymyślił jakieś tortury - mówiąc o torturach mama przypomniała sobie, że siedzi w niewygodnych szpilkach, i zsunęła je z nóg, a Kostek szybko podał jej domowe pantofle. -1 zaraz wszyscy odgadli, kto to wymyślił! Ten sam! - 130 - - Pucia o tym mówiła? - Kostek był wyraźnie zaskoczony. - Jaka Pucia? Żadna Pucia, tylko jedna młoda nauczycielka . Biedactwo, uwierzył a we wszystko, a j ak się tym prze j mo-wała!... - Eee, to nie nauczycielka. Ona dopiero się uczy na nauczycielkę. - Sumienia trzeba nie mieć, żeby coś takiego... - Mamo, to wcale nie chodziło o sumienie... Po herbacie, kiedy Kostek zmywał w kuchni naczynia - teraz codziennie była jego kolej, bo Alicja wyjechała na urlop - mama przyszła do kuchni, ciężko usiadła na krześle i z wyraźnym niepokojem zapytała: - Kostek! Powiedz mi całą prawdę. Słyszysz? Samiuteńką prawdę: co było z tymi pieniędzmi? - Z jakimi znowu pieniędzmi? - najeżył się Kostek. - Z tymi, co miałeś dać temu... Bigoszewskiemu. - Normalnie. Pożyczyłem mu. - Pożyczyłeś? Coś nieprawdopodobnego! Z czego ty mogłeś mu pożyczyć? Mów mi zaraz! - Ojej, po co mamusia tak się wszystkim przejmuje! Co ja, dziecko jestem? Pieniędzy nie widziałem? Alicja wtedy, co to za nią do magla poszedłem razem z Marcinem, dała nam dwadzieścia złotych na kino. A że do kina nie poszliśmy, więc mu ze swoich pożyczyłem. - Dwadzieścia złotych na kino! Całe dwadzieścia złotych! -biadała mama. - Alicja taka rozsądna, a rzuca pieniędzmi bez powodu! - Powód był: wystroiła się w nowy kostium i gdzieś leciała, mało nóg nie połamała - mówił Kostek zadowolony, że odwrócił temat rozmowy. - Taak... I teraz na urlop też tak nagle... - zamyśliła się mama. - Miała przecież jechać jesienią, a tu szast-prast! Coś mi się zdaje, że... Mama nie dokończyła. Kostek nie dopytywał. Miał przecież swoje kłopoty. Szkoły - wszystkiego dwa dni. W sobotę wyj azd na kolonie. Kto się teraz przesiada w ławkach! I po co! Co mamie przyszło do głowy? - 131 - Środa była upalna od samego rana. Kiero sam zadecydował, żeby uczniów nie trzymać w murach, tylko z wychowawcami młodszych klas puścić do Łazienek. I dobrze się stało, bo w pokoju nauczycielskim temperatura dyskusji była jeszcze gorętsza niż czerwcowa pogoda. - Nie pojadę na kolonie i nikt mnie do tego nie zmusi! - z uporem powtarzała co jakiś czas pani Skoczelowa. - Ależ, koleżanko - tłumaczył po raz nie wiadomo który pan Tomaszewski, z trudem zachowując normalny spokój -dobrowolnie pani zgłosiła swoją kandydaturę kilka miesięcy temu... - Nie potrzebuje mi pan tego przypominać - odpowiedziała historyczka - pamiętam. A teraz mówię: nie. Niech kierownictwo kolonii obejmie kto inny!... - Pani żartuje!-wołała matematyczka. -W ostatniej chwili? Kiedy każdy ma już zaplanowane wakacje i bilet w kieszeni? Przecież pojutrze, a ja nawet jutro na noc, wszyscy wyjeżdżamy. - Ja też jestem człowiekiem! Ja też mam prawo do wypoczynku! A do tego przejrzałam na oczy! Od kilku chwil w pokoju znajdował się kierownik. Siedział przy stole milcząc i dopiero teraz odezwał się: - Nie chce pani jechać - dobrze. Nikt nie będzie pani do tego zmuszać. Znajdziemy jakieś inne wyjście. Ale przecież nie odmówi nam pani wyjaśnień, co się stało? Wczoraj jeszcze była pani pełna energii i mówiła ze mną o różnych pomysłach, jakie warto by wykorzystać na koloniach, a dziś... - Właśnie, o te pomysły chodzi, panie kierowniku. Zorientowałam się, że na koloniach grozi mi takie mnóstwo pomysłów, że to przekroczy moje siły. Późno się wycofuję, prawda, ale też dopiero wczoraj na wywiadówce z rodzicami szóstej A zrozumiałam, co za wulkan siedzi w uczniu tej klasy, Bigosze-wskim. I jego pomysły, i moje to stanowczo za dużo! - A więc mówmy krótko - przerwał kierownik. - Albo Bigoszewski, albo pani? - Podziwiam przenikliwość pana kierownika - usiłowała - 132 - uśmiechnąć się pani Skoczelowa - i odpowiadam: tak. Chociaż z góry jestem przekonana, że Bigoszewski znajdzie tu obrońców. - Czy pani nie przesadza? - Nie, panie kierowniku. Miałam wiele dowodów tego na naszych zebraniach