To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.

- Sto pięćdziesiąt metrów - zameldował oficer obsługujący ster głębokościowy. - Obiekt w odległości trzystu metrów. - Zanurzenie sto sześćdziesiąt metrów. Gorow opierał się przechyłowi pokładu, trzymając się z całych sił barierki przy stanowisku dowodzenia. Czuł ból w ramionach, jego zaciśnięte dłonie zbielały jak nagie kości. - Obiekt w odległości dwustu metrów! - Zaczyna nabierać prędkości - stwierdził Żuków. - Sto siedemdziesiąt metrów zanurzenia. Zanurzali się w coraz większym tempie, jednak nie tak szybko, jak tego oczekiwał Gorow. Aby znaleźć się pod górą i poczuć się w miarę bezpiecznie, musieli zejść co najmniej o jakieś sześćdziesiąt metrów niżej. - Sto osiemdziesiąt. - W ciągu dziesięciu lat służby tylko dwa razy byłem tak głęboko - stwierdził Żuków. - Możesz o tym napisać w liście do rodziny - zaproponował Gorow. - Obiekt oddalony o sto sześćdziesiąt metrów; odległość gwałtownie się zmniejsza! - zawołał operator radaru. - Sto osiemdziesiąt sześć - meldował oficer przy sterze głębokościowym, chociaż z pewnością wiedział, że wszyscy spoglądają na duży wskaźnik manometru. Ponieważ Ilja Pogodin nie był jedną z nuklearnych łodzi podwodnych mogących osiągać duże głębokości, jego oficjalnie podawane, maksymalne zanurzenie wynosiło trzysta metrów. Oczywiście, jeśli poszycie zewnętrzne ucierpiało podczas niedawnej kolizji, wówczas wszelkie wcześniej ustalane parametry, łącznie z owymi trzystoma metrami, nie miały większej wartości. Uszkodzenie lewej części dziobu mogło uczynić łódź niezdolną do oparcia się implozji nawet na znacznie mniejszej głębokości. - Obiekt oddalony jest o sto dwadzieścia metrów; odległość wciąż się zmniejsza. Gorow również przyczyniał się do powstania specyficznej woni w niewielkim pomieszczeniu. Jego koszula zwilgotniała pod pachami i w dolnej części pleców. Głos oficera obsługującego ster głębokościowy zniżył się prawie do szeptu, jednak wciąż docierał do wszystkich obecnych w centrum dowodzenia. - Dwieście metrów; zwiększamy zanurzenie. Twarz Emila Żukowa była wymizerowana jak czaszka nieboszczyka. - Tak czy owak musimy zaryzykować następne dwadzieścia sześć czy trzydzieści metrów - powiedział Gorow, mocno trzymając się barierki. - Musimy zejść znacznie poniżej dolnej granicy lodu. Żuków pokiwał głową. - Dwieście siedem. Operator radaru starał się mówić opanowanym głosem, niemniej jednak w jego następnym meldunku dało się wyczuć spore napięcie: - Obiekt oddalony o sześćdziesiąt metrów; odległość gwałtownie się zmniejsza. Ściana lodu przed dziobem - zaraz w nas uderzy. - Nic z tych rzeczy - ostro uciął Gorow - uda nam się. - Głębokość dwieście dwadzieścia metrów. - Obiekt oddalony o trzydzieści metrów. - Dwieście dwadzieścia sześć. - Dwadzieścia metrów. - Dwieście trzydzieści. - Obiekt zniknął! - powiedział operator radaru, przy ostatnim słowie podnosząc głos o oktawę. Zamarli w oczekiwaniu na miażdżące kadłub uderzenie. Byłem głupcem, narażając na szwank życie siedemdziesięciu dziewięciu marynarzy i swoje własne dla ocalenia dziesięciokrotnie mniejszej grupy ludzi, pomyślał Gorow. - Lód ponad nami - zawołał technik kontrolujący sondę powierzchniową. Znajdowali się pod dryfującą górą. - Jaki jest prześwit? - zapytał Gorow. - Piętnaście metrów. Nikt nie wydał okrzyku radości - wszyscy byli jeszcze zbyt napięci, pozwolili sobie jednak na głębokie westchnienie ulgi. - Jesteśmy pod nią - powiedział Żuków ze zdumieniem w głosie. - Dwieście trzydzieści trzy metry; zwiększamy zanurzenie - powiedział wyraźnie zaniepokojony oficer przy sterze głębokościowym. - Zatrzymaj zanurzanie na poziomie dwieście czterdziestu - zarządził Gorow. - Jesteśmy bezpieczni - stwierdził Żuków. Gorow pogładził swoją starannie przystrzyżoną brodę i stwierdził, że jest mokra od potu. - Nie