To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.

Oboje wybuchnli [miechem. Przeszli do nastpnej sali, gdzie równie| staBy zakurzone, stBoczone warsztaty tkackie.  Co to? SpóBdzielnia RzemiosBa Artystycznego  Zwit nad Odr" w remoncie?  zakpiBa Marta. 74 - Nie. To s warsztaty zapasowe, na wypadek, gdyby przyjli wicej studentów - wyja[niB Mateusz, prowadzc j do rogu pomieszczenia, gdzie byBa odrobina wolnej przestrzeni. ZnajdowaBy si tam pomazane farbami sztalugi, a par metrów od nich stara amerykanka i pudBo peBne zrolowanych szkiców. - A to nieoficjalna pracownia Docenta. Siadaj, zaraz ci poka| jego najlepsze rzeczy. Marta jednak staBa obok amerykanki umieszczonej przy wielkim oknie wychodzcym na Krakowskie Przedmie[cie. W sali byBo zaskakujco cicho. Nie sByszaBa haBasu ulicy, po której sunBy samochody ani kroków przechodniów. Z góry i w niepokojcym [wietle zimowego zmierzchu wydawali si nierealni jak ze snu. Nie zwracaBa uwagi na kolejne obrazy stawiane przez Mateusza na sztalugach. Ten za[ byB tak zaabsorbowany wybieraniem prac ze stosu pBócien opartych o [ciany i potem podziwianiem ich, |e dopiero po dBu|szej chwili spojrzaB na siostr. - No wiesz co! - zawoBaB. - Mo|e raczysz wreszcie popatrze? Bo si czekolada ojca zamarnuje! Marta posBusznie oderwaBa wzrok do widoku za oknem. Na sztalugach stoi [rednich rozmiarów pBótno utrzymane w zBoto-biaBej tonacji. Wyglda jak poBczenie dwóch obrazów. Po lewej stronie na niemal biaBym tle, nieporadne, niczym namalowane dziecinn rk owalne formy ni to z kolcami, ni to z czóBkami. Praw cz[ pokrywaj prostokty - opalizujce, mienice si zBotem i biel, pomaraDczowymi i czerwonymi bByskami. Marta zafascynowana podchodzi bli|ej i z uwag przyglda si fakturze obrazu. - Z czego to jest? - pyta. - Fantastyczny pomysB Docenta. Rozcite i wyprostowane tubki po farbach wywrócone na lew stron i przypite do pBótna z dum wyja[nia Mateusz. - I jak si ten obraz nazywa? - On z zasady nie tytuBuje prac, ale ten pochodzi z cyklu  Kokony". - Niby te ohydy po lewej stronie? Szkoda. Bez nich byBoby lepsze  stwierdza. - Chrzanisz. Bez nich w ogóle nie byBoby obrazu. Pomy[l 75 tylko. Z kokonu, jak z poczwarki, kiedy[ wylgnie si motyl Ale ju| teraz dziki czuBkom nawizuje kontakt z otoczeniem Je|eli pknie jak ta tubka farby, jak ta umieszczona obok bla szka, to odsBoni cudownie wielobarwne wntrze. Nie rozcit pusta tubka bdzie si nadawaBa tylko do wyrzucenia. Jest [ci [le okre[lona. Nalepka. BBkit paryski. Marta Widunt. Wzoro wa córeczka i studentka. Mateusz Widunt. Wariat i buntownik Pozory. Ale co jest w [rodku? Jak to pozna?  Dorabiasz ideologi  prycha pogardliwie Marta.  Jednak, mimo czuBków, kokony nadal pozostaj same Midzy nimi zieje pró|nia, pustka, bo s zamknite  cigni jak w natchnieniu Mateusz, nie zra|ajc si jej uwag.  Al gdyby si otworzyBy, to jak te tubki zal[ni peBni barw, a po tern zajm miejsce obok innych, wpasuj si w kompozycj i rzeczywi[cie stan si potrzebne.   Jednostka zerem, jednostka niczym". To ju| te| byBo.  Ni ustpuje Marta