To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.
- Doug... - Suzanne poderwała dłoń do szyi, jej palece za- cisnęły się na najwyższym guziku bluzki. - Nie wiedziałam, że wpadniesz... To jest... O, mój Boże... - Callie. - Callie dałaby wiele, aby uciec przed nagłym na- pięciem, jakie dało się wyczuć w pokoju. Niepewnie poprawiła trzymane pod pachą pudełko. - Callie Dunbrook. - Tak, wiem. - Doug przeniósł spojrzenie na matkę. - Prze- praszam, powinienem był zadzwonić... - Przestań się wygłupiać, Doug. - Już wychodzę. - Callie spojrzała na Suzanne. - Będziemy w kontakcie. - Odprowadzę cię. - Nie, nie trzeba... - Callie ruszyła w stronę drzwi, ani na chwilę nie spuszczając oczu z twarzy Douga. Jej serce galopowało jak szalone, zdołała jednak przejść obok niego spokojnie i wyjść na zewnątrz. Pobiegła do samochodu, szarpnęła drzwiczki i wsunęła pu- dełko pod przednie siedzenie. - Dlaczego przyjechałaś? Odgarnęła wilgotne włosy z czoła i odwróciła się twarzą do Douga, który stał obok niej na wciąż padającym deszczu. Miała wrażenie, że powietrze wokół niego aż iskrzy od napię- cia, a krople powinny zasyczeć, zderzając się z jego skórą. - Na pewno nie po to, żeby cię wkurzyć - odparła. - Nawet cię nie znam. - Moja matka przechodzi teraz ciężki okres, a ty nie ułat- wiasz jej życia, wpadając na kawę i ciasteczka. - Posłuchaj, jeżeli mam ochotę wpaść do niej na kawę i cia- steczka, to mogę to zrobić. Żyjemy w wolnym kraju. Tak się jednak składa, że nie jest to główny powód mojej wizyty. Nie chcę niepokoić twojej matki i nie zamierzam komplikować wa- szego życia, ale wszyscy powinniśmy poznać odpowiedzi na pewne pytania... - Niby w jakim celu? - zapytał ostro. - Żeby wyjaśnić tę sytuację. - Odkąd firma matki weszła na rynek ogólnokrajowy, mniej więcej co dwa lata pojawia się jakaś dziewczyna, podająca się za jej dawno zaginioną córkę. To coś w twoim stylu, prawda? Coś w rodzaju poszukiwania stypendiów i subsydiów, mam rację? Callie podniosła wysoko głowę i zrobiła krok do przodu. Stanęła dokładnie naprzeciwko Douga, tak blisko, że czubki ich butów się zetknęły, i spojrzała mu prosto w twarz. - Pieprz się! — rzuciła. - Nikomu nie pozwolę jej skrzywdzić. Nigdy więcej. 128 129 - I dlatego uważasz się za dobrego syna? - Parsknęła po- gardliwie. - Dlatego z całą pewnością nie uważam się za twojego brata. - Co za ulga! Pozwól, że ci przypomnę, Doug, czy jak ci tam na imię, iż to ona przyszła do mnie, ni stąd, ni zowąd, wy- wracając moje życie do góry nogami. Wczoraj widziałam się z moimi rodzicami, którzy nadal są w szoku. Nie wiem, jak so- bie poradzą. Musiałam oddać krew do badania i naprawdę nie mogę się w tym wszystkim odnaleźć. I nie tryskam w tej chwili radością i pogodą ducha, więc lepiej daj mi spokój, do ciężkiej cholery! - Ona nic dla ciebie nie znaczy. - To także nie moja wina. - Wiedziała o tym, ale wyrzuty sumienia wciąż ją dręczyły. - Ani jej. A jeżeli martwisz się o spadek, to możesz się zrelaksować. Nie chcę jej pieniędzy. Słowo daję, że mam wszystkiego dosyć, bo przez ostatnie dwa- dzieścia minut patrzyłam, jak ona stara się nie załamać, więc jeżeli chciałbyś, żebym się na tobie wyładowała, to z radością to zrobię. A jeśli nie, to znam kilka lepszych sposobów na wy- korzystanie czasu niż stanie na deszczu i wykłócanie się z tobą. Odwróciła się na pięcie, wskoczyła do samochodu i zatrza- snęła drzwiczki. Z pewnym trudem oparła się pokusie, aby przejechać mu po stopach. Jeżeli tak miały wyglądać kontakty z rodzeństwem, to chyba powinna uważać się za szczęściarę, że przez pierwsze dwadzieścia osiem lat swojego życia była je- dynaczką. Kiedy dotarła do motelu, była w najgorszym z możliwych nastrojów. Ledwo weszła do pokoju, a już rozdzwonił się i sto- jący na stoliku telefon, i jej komórka. Ze złością wyszarpnęła komórkę z torby. - Tu Dunbrook, proszę chwilę zaczekać - rzuciła, chwy- tając słuchawkę stacjonarnego aparatu. - Dunbrook, słucham! - Tylko nie odgryź mi głowy - odezwała się Lana. - Dzwo- nię, żeby podać ci najnowsze informacje, ale jeżeli masz na mnie warczeć, to chyba podniosę stawkę... - Przepraszam. Czego się dowiedziałaś? - Wolałabym porozmawiać z tobą w cztery oczy. Możesz wpaść? - Przed sekundą wróciłam. Jestem trochę zmęczona. - W takim razie ja przyjadę - oświadczyła Lana. - Będę za pół godziny. - Nie mogłabyś po prostu... - Nie. Zobaczymy się za pół godziny. - Lana przerwała połączenie. - O, kurwa mać! - Callie rzuciła słuchawkę na widełki i już miała sięgnąć po komórkę, gdy ktoś zapukał do drzwi. - Wspa- niale, co tam, cudownie! - Gwałtownie szarpnęła klamkę ku sobie i wbiła wściekłe spojrzenie w twarz Jake'a. - Czy ludzie nie mają nic lepszego do roboty tylko dręczyć mnie od świtu do zmierzchu?! - Odwróciła się i podniosła komórkę do ucha. - Tak, o co chodzi? - Zastanawiałem się, gdzie jesteś. - Głos Jake'a dobiegł do niej w wersji stereo, przez słuchawkę i od drzwi. Odwróciła się znowu. Stał w progu, trzymając przy uchu własną komórkę i wystawiając plecy na uderzenia kropel deszczu. - Byłem w restauracji i pomyślałem, że powiem ci, co sły- chać. Telefon w pokoju nie odpowiadał, więc postanowiłem spróbować szczęścia przez komórkę... - Dlaczego rozmawiasz ze mną przez telefon, skoro już tu jesteś, do diabła?! - Mógłbym ci zadać to samo pytanie