To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.

PodniósB gBow, zamrugaB oczyma.  Ki diabeB?  mruknB. Przerazili si, |e gotów ich odnalez, a nie mieli ochoty wchodzi w bli|szy kontakt z jego skatymi paluchami, skoro, jak si okazaBo, dyli|ansowi, który byB ich oczkiem w gBowie, dzisiaj jeszcze nic nie zagra|aBo  a do jutra co[ si obmy[li. Ireneusz podniósB wysoko latarni, o[wietlajc wszystkie zakamarki pomieszczenia. Nie mógB jednak dostrzec spiskowców wci[nitych midzy [cian szopy a wysokie koBa pojazdu.  To rzeczywi[cie nieprzyjemne miejsce i zdaje si, |e kto[ si krci na zewntrz. KoDczmy ju|, trzeba si [pieszy  powiedziaB i postawiwszy latarni, jB wrzuca ksi|ki do plecaka. Gdy go napeBniB, zapiB paski i zarzuciB sobie ci|ar na ramiona.  Niech pani bierze latarni!  krzyknB na Skwarkow. Widocznie jego niedawna pewno[ siebie te| prysBa.  No ju|, szybko! Niech pani nie zamyka tego grata  dodaB widzc, |e usiBuje przekrci kluczyk w staro[wieckim zamku.  Szkoda czasu. Nie bd tego" przecie| cignB z sob  kopnB kuferek na po|egnanie. Wyszli. Skwarkowa mamrotaBa co[ pod nosem, mo|e zaklcia skuteczne przeciw nieczystym mocom. Jeszcze nawet nie umilkBy ich gBosy, kiedy Janicki wyBabudaB si ze swej ki'yjówki. i, zapalajc latark podbiegB do kuferka. Teraz wystarczyBo tylko unie[ wieko. Heniek i Jofe przyBczyli si do niego zaciekawieni tym znaleziskiem, chocia| dziewczynka, nie ukrywaBa zniechcenia.  lii, my[laBam, |e tam naprawd jest co[ ciekawego. Lepiej poczekajmy, mog wróci.  A skd wiesz, anioBku, |e to jest nieciekawe?  zgasiB j Janicki.  A wróci na pewno nie wróc, bo ten facet czuje fors i interesu bdzie pilnowaB, a nie nas. OdwróciBa si do niego plecami udajc, |e nie sByszy. Janicki tymczasem 125 wykBadaB ostro|nie na ziemi zawarto[ kuferka, a byBo tego jeszcze sporo. Ireneusz zabraB ledwie poBow, a mo|e i to nie. Zaczli przeglda ksi|ki. Co te| to by mogBo, |e Ireneuszowi tak na nich zale|aBo? KompletowaB sobie bibliotek? Ale przecie| z tym nie musiaB si ukrywa. E, to po Bacinie.  Jola z wyraznym obrzydzeniem odBo|yBa na bok opasie tomiszcze. - Zdaje si, |e one s wszystkie po Bacinie  dorzuciB Heniek.  I jaki [mieszny druk. A to, to chyba rcznie pisane. Jakie cudaczne litery! A co ty tam masz? - zajrzaB PawBowi przez rami. Ten milczc wskazaB palcem. Czytali mozolnie, sylabizujc prawie, nieprzywykli do dziwnego ksztaBtu liter:  W Krakowie, w drukarni MikoBaja Szarffenberga, mieszczanina krakowskiego. Roku PaDskiego 1570". Bigbit gwizdnB przez zby.  To ci dopiero! Jola wetknBa midzy nich gBow.  %+-' Co takiego? Wskazali jej dat.  Widzisz, a mówiBa[, |e to nic nadzwyczajnego te ksi|ki  dogadywaB Janicki. - Ty wiesz, co to jest? Takie stare ksi|ki to s na Wag zBota. Nawet jeszcze cenniejsze ni| zBoto!  Skd ten facet je wykopaB?; '  W tym sk! - Janicki przegldaB wszystkie tomy uwa|nie. Niektóre miaBy pikne oprawy z metalowymi okuciami.  Czy zauwa|yli[cie, |e one wszystkie s opatrzone tym samym herbem?  Herbem? - Bigbit rzuciB si ponownie do przejrzanych ju| ksi|ek