To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.
Rzeczywistością była porzucona na dywanie czarna teczka-dyplomatka ze sterczącym nierówno plikiem fotografii. Inne fotografie walały się po dywanie wokoło. Przy teczce leżał śrubokręt. Osobiste papiery Gerry'ego! Kiepski żart! Fotografie jego i Maggie Taesdale w ciekawych pozach. Wariactwo! Prawie porno. I niezupełnie prawie. Mocno zaciśniętą pięścią Christine walnęła w poręcz kanapy. Aż syknęła z bólu. Pochyliła się i przeciągnęła knykciami po ostrej niższej krawędzi stolika. Jeden palec poczerwieniał krwawo. Z jękiem przyłożyła ten palec do ust, possała, po czym wściekle ugryzła. Niepostrzeżenie w pokoju się ściemniło. Dzień się kończył. Na suficie błysnęły reflektory samochodu podjeżdżającego przed dom. Poderwała się i wyjrzała przez okno. Zobaczyła hondę młodszej córki. Oczywiście, Holly mówiła, że wstąpi. Widać też było w samochodzie czteroletnią Sare. Bogu dzięki, nie wejdą zaraz, bo parę minut zabierać wyzwolenie Sary z pasów. Christine poszuka1 ' hustki do nosa. Gerry śmiał się, że jest wierna chustkom, n /. nłch nic zrezygnuje na rzecz bibułek. Przed lustrem przyc ilu włosy. Fotografie! Znów .ie trzęsąc, zgarnęła je z dywanu i wepchnęła do teczki. Zatrzasnęła pokrywę, wsunęła teczkę pod półkę z książkami. - Mamo, jesteśmy! - usłyszała głos Holly zza drzwi. - Już idę! Otworzyła drzwi. Holly i Sara wpadły do kuchni. Jednocześnie zdjęły czapki, dwa rudzielce patrzące na nią, rozpromienione. Sara malutka i pękata w zimowym rynsztunku, zadzierając głowę, zachwiała się i klapnęła u stóp babci. - Zrobiłam bęc! - śmiała się wesoło. - Bęc, babuniu Krystuniu. - Podskocz! - Holly szturchnęła ja żartobliwie. Christine pochyliła się, żeby ją podnieść. - Usiądź tu, kochanie. - Posadziła y.\ na kuchennym stołku, rozpięła jej botki. - Ślizgałam się na kanale, babuniu Krystuniu. Bęcnęłam tylko dwa razy. - Brawo! - Jak się czujesz, mamo? Nie wyglądasz zbyt dobrze. -Holly podeszła bliżej. Christine odwróciła się bokiem, zasłoniła ręką usta i nos. - Mam okropny katar. Nie zbliżajcie się zanadto, bo się zarazicie. - Usunęła się spod badawczego wzroku Holly. - Zwracam ci termos. Frank dopomina się repety. Szalenie lubi tę twoją zupę z soczewicy. Christine wzięła pusty termos. - Dobrze, będę o tym pamiętać. - Ja lubię zupę z ananasa. Też szalenie - oznajmiła Sara. - Chyba sok ananasowy - sprostowała Holly. - Lubisz pić ten sok, prawda? - Zawsze go jem łyżką. Więc to zupa. Christine uśmiechnęła się do wnuczki. Sara jest nieubłaganie logiczna. - Niech ci będzie. - Holly się roześmiała. - Co z posadą Franka? - zapytała Christine. Frank pracował w Państwowym Instytucie Badań Naukowych, gdzie ostatnio w szybkim tempie redukowano etaty. Holly podniosła skrzyżowarie*palce. - Wisi na włosku. Staram się nie martwić zawczasu. - Pochyliła się i serdecznie pogłaskała matkę po ramieniu. - Niestety, na nas już czas, mamo. Muszę odebrać rzeczy z pralni. Sara, zapnij botki. - Pomogę ci, koteczku. - Christine pochyliła się nad botkami Sary. - Masz wiadomość od taty? Gwałtownie zaciągnęła ekler na botku. Znów ręce jej się trzęsły. Oby Holly ani Sara tego nie zauważyły. - Nie, jeszcze nie. Tacie zawsze parę dni schodzi zanim zatelefonuje. - Wysiliła się, żeby powiedzieć to beztrosko. Holly przytaknęła. - Ale, mamo, czy na pewno dobrze się czujesz? Pralnię mogę odłożyć do poniedziałku. Jeszcze tu zostaniemy, jeśli chcesz. Może ci w czymś pomóc? ¦ *¦ Christine potrząsnęła głową, unikając jej wzroku. Lepiej niech córki nie wiedzą, że coś niedobrego się dzieje. Jeszcze nie. Przede wszystkim trzeba porządnie wziąć się w garść. - Czuję się zupełnie dobrze, tylko nie chcę Sary i ciebie zarazić tym głupim katarem. -1 dodała przekonywająco: - Nie przejmuj się tym. - Zajrzę jutro. Połóż się dziś wcześniej, mamo. Przyrzeknij. - Przyrzekam. Sara nadstawiła buzię do pocałunku. Zgodnie ze swym wierutnym kłamstwem Christine w roli zakatarzonej ucałowała własne palce i dotknęła nimi włosów Sary. - Do widzenia, kotku. Bądź grzeczna. Odprowadziła je do drzwi. Nawet zdołała pomachać ręką, gdy samochód ruszał sprzed domu. Znów zabolało ją serce, i to jeszcze bardziej niż przedtem. /ac/cl-' chodzić od ściany do ściany. Co robić? Co robić? l*i /ła do biurka, otworzyła szufladę, znalazła pustą koper- i tgncła czarną teczkę z chwilowej kryjówki i położyła na Siadając obok, powoli podniosła wieko. Wybrała kilka ii, żeby przełożyć je do koperty. Z ostatnią z nich w ręce icruchomiała, porażona czarną palącą wściekłością. on w niej widzi? Niech piekło ich oboje pochłonie! Li ncła głośno i natychmiast zdjął ją wstyd, dotychczas m^il> i.ik nie przeklinała. Przyszedł jej na myśl cytat, nie wiadomo skąd. W samym piekle nie ma takiej furii, jaką jest kobieta wzgardzona. Zastanowiła się, czy można to zastosować do niej. - Na pewno płakała, potrafię to poznać bez pudła. - Holly patrzyła na siostrę wyczekująco. Nicole zwlekała z komentarzem. - Nie mylisz się, Holly? Mama? Zawsze taka dzielna. - Nie mylę się. Tym razem ma duże zmartwienie. - Chyba nie dowiedziała się o tacie i Maggie Teasdale? - Nicole, do licha! Twarz spuchnięta jak bania, oddech zalatuje brandy i prawie nie mogła zapiąć Sarze botków, tak jej ręce drżały. - Holly chętnie by potrząsnęła siostrą. Czasami ta dziewczyna jest trochę za spokojna. - Chciałam ją objąć, przytulić. Po prostu pocieszyć