To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.
Wzięła od niego sukienkę i podniosła jego ubranie. Potem położyła je na mokrej od rosy trawie i spojrzała na niego tak jak nigdy przedtem. Po czym, jakby powzięła jakąś decyzję, pocałowała go, długo, powoli. Lecz kiedy się odsunęła, na jej pięknej twarzy zalanej światłem księżyca malował się strach. Przysunęła się do niego i zarzuciła mu ręce na ramiona. - Nigdy nie byłam z mężczyzną - powiedziała cicho, jakby nie wiedziała, od czego zacząć. - Strasznie się bałam, że ten okropny szynkarz zgwałci mnie, ale potem się zjawiliście. Wiem, że jutro musimy się rozstać, i bardzo mnie to smuci. Mam nadzieję, że nigdy mnie nie zapomnisz. Chciał coś powiedzieć, lecz ona opuściła rękę i dotknęła niepewnie jego krocza. Tristan poczuł, jak jego ciało wypełnia żar, jakiego jeszcze nigdy nie doświadczył. Nagle zapragnął tej kobiety bardziej niż jakiejkolwiek innej spośród wszystkich, które poznał dotychczas. - Chcę, żebyś był moim pierwszym - powiedziała i spuściła oczy, jakby zawstydzona. - Jesteś przystojny i silny - powiedziała, nie podnosząc wzroku - wiem, że mnie nie skrzywdzisz. Proszę, bądź moim pierwszym, Tristanie, i daj mi coś, co pozwoli mi zapamiętać cię na zawsze. Położyła dłoń na jego nagiej piersi i popchnęła go delikatnie w dół, na plecy, na lichy stos ułożonych nierówno ubrań. A potem sama, powoli, osunęła się na niego lekko jak motyl. - Zamknij oczy, kochany - powiedziała i zaczęła się poruszać. Tristan posłuchał jej, pozostawiając wszystko swojemu biegowi. Wydawało się, że ciepłe nocne powietrze spowiło ich ciasno, jakby byli jedynymi ludźmi na całym świecie. To pewnie jest tak, jak powinno być, pomyślał, kiedy jest się z kimś, kogo się kocha naprawdę. Nie otwierając oczu, poczuł, jak Lillith przytula twarz do jego twarzy i obejmuje go ramionami, nie przestając poruszać zmysłowo biodrami. - A tak przy okazji - usłyszał kobiecy głos dobiegający jakby z oddali - to nie jest mój pierwszy raz. Jeśli to będzie dziewczynka, to nauczę ją wszystkiego, co sama potrafię. Jeśli jednak bękart okaże się chłopcem, mój słodki książę, zabiję go własnymi rękoma. Nie był to już głos Lillith, lecz brzmiał znajomo. Tristan otworzył szybko oczy. Twarz Lillith zniknęła. Teraz patrzył prosto w oczy Natashy, księżnej Ephyry. Damy Sabatu. Instynktownie szarpnął całym ciałem, a jego pożądanie w jednej chwili zmieniło się w czystą nienawiść. Próbował poruszyć rękoma i nogami, by zrzucić ją z siebie, lecz bezskutecznie. Uśmiechnęła się złowrogo. - Ty głupcze, nigdy nie było żadnej Lillith. - Roześmiała się. - Ale chyba pozwolę ci zobaczyć ją po raz ostatni, zanim umrzesz. Tristanowi, patrzącemu jej w oczy, obraz zaczął falować Wydawało się, że twarz Natashy topnieje, rozpada się. A potem, kiedy już całkowicie się rozpłynęła, powróciły fale, a wraz z nimi twarz Lillith o zielonych oczach i długich rudych włosach. To niemożliwe, pomyślał. Chyba oszalałem. I wtedy sobie przypomniał. Jak Wigg nazwał Natashę? „Zaklinacz twarzy”. Potrafi dowolnie zmieniać wygląd. Oniemiały wpatrywał się w twarz Lillith, którą, jak sądził, mógłby pokochać, aż wreszcie zobaczył, jak powoli powracają brązowe włosy i oczy damy Sabatu. Ona zaś nie przerywała stosunku, sprawiając, że Tristan wciąż był podniecony, w jakiś sposób kontrolowała także i tę część jego ciała. Uśmiechnęła się. - Ty suko! - krzyknął z całych sił. - Co zrobiłaś z moją siostrą? Natasha uderzyła go grzbietem dłoni w twarz, a potem spojrzała na swoją rękę. - Zobacz, co przez ciebie zrobiłam - jęknęła, udając rozpacz. - Złamałam paznokieć. - Wpatrzona w palec, zmrużyła oczy i Tristan zobaczył, jak długi pomalowany paznokieć odrasta. Uderzyła go ponownie, nie przestając poruszać biodrami. - Nie martw się o siostrę - powiedziała łagodnie, patrząc mu w oczy. -1 tak nigdy już jej nie zobaczysz. Teraz jest jedną z nas i dotarła już pewnie na środek Morza Szeptów. Nie obawiaj się, będzie miała najlepszą opiekę. A tak przy okazji, wtedy na podwyższeniu pierwszy czarnoksiężnik pokazał niezłą sztuczkę. Wszędzie was szukałyśmy, a wy po prostu zniknęliście. Ale teraz już wiemy, gdzie jesteście, prawda? Nie masz co wołać starego czarnoksiężnika. Tak to urządziłam, że nikt nas nie usłyszy, nawet on. - Jesteś z nami od pierwszego dnia w zajeździe - powiedział Tristan, jakby mówił do siebie. - Byłaś z nami przez cały ten czas! - Ach, wreszcie zaczynasz rozumieć - rzuciła sarkastycznie. - Domyślałyśmy się, że udacie się prosto do Lasu Cieni. Co innego można było pomyśleć, zważywszy na to, że pierwszy czarnoksiężnik dowiedział się, iż jego stary przyjaciel, a mój drogi ojciec, wciąż żyje. Pospieszyłam więc do zajazdu przed wami, podczas gdy wy odwiedzaliście trupy rodziny i przyjaciół, zgodnie z naszymi domysłami. - Spojrzała na niego z góry, mrużąc oczy z zadowoleniem. - A tak w ogóle, jak ci się udało zabić wiktora? - zapytała zaciekawiona. - Zdaje się, że jesteś pierwszym, który tego dokonał. - Ale to i tak nie ma znaczenia, bo on naprawdę nie umarł, wiesz o tym. - Z radością go zabiłem - warknął - i z taką samą radością zabiję was wszystkie. - Przeceniasz siebie, mój książę - powiedziała, przesuwając dłonią po jego twarzy, szyi i w dół aż do sutka. A potem zaczęła wodzić wokół niego długim czerwonym paznokciem. - Aha, chciałam ci podziękować za twoją rycerskość w zajeździe, chociaż niepotrzebnie się wysilałeś. Nie potrzebowałam żadnego bohatera. Mogłabym zabić jedną myślą wszystkich tych głupich pospolicie urodzonych sukinsynów. - Schyliła sią i polizała lubieżnie jego policzek. - Ale zabierając mnie ze sobą, zrobiłeś więcej, niż mogłam się spodziewać. Poza wściekłością, która go rozpalała, Tristan poczuł, że do jego umysłu wkrada się inne uczucie: wstyd