To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.
Do prowadzenia rozmów przez komórkę niezbędne są albo wieże przekaźnikowe, albo satelity. Koszt wzniesienia takiej wieży zamyka się w granicach oko- ło 30 tysięcy dolarów - ułamek wydatków na słupy i przewody. Satelitę można wynająć (obecnie krąży ich wokół Ziemi ponad 26 tysięcy). Telefon komórko- wy zajmuje następne po ludzkiej mowie miejsce, jeśli chodzi o minimum nakładów na infrastrukturę (w ka- tegoriach czasu i pieniędzy). Istnieje jednak ogrom- na różnica między niezbędnym „oprzyrządowaniem" mowy a telefonu komórkowego. Z tym pierwszym się rodzimy, ale wiele obszarów na świecie, a nawet w Stanach Zjednoczonych, znajduje się jeszcze poza zasięgiem telefonii komórkowej; zdarzają się dziury i martwe strefy. Jednakże stosunkowo niski koszt in- frastruktury oznacza, że będą one niebawem zanikać. Rozwój skokowy Francuska telefonia była niegdyś w opłakanym sta- nie. Wiele lat po drugiej wojnie światowej pewien czło- nek Zgromadzenia Narodowego zauważył, że „połowa Francji czeka na telefon, a druga połowa - na syg- nał centrali". Ale po niedługim czasie, w połowie lat osiemdziesiątych, system Minitel przekształcił Fran- cję w jedno z przodujących w dziedzinie telekomuni- kacji państw świata. Zamiast drukować i rozprowa- dzać grube książki telefoniczne, wymagające co rok uaktualniania, a więc druku i dystrybucji na nowo, władze francuskie zdecydowały się na upowszechnie- nie terminali komputerowych, przez które obywatele 165 uzyskiwali dostęp do numerów telefonicznych. Wyk0 rzystano cechę monitora komputerowego, jaką jesi nieskończona możliwość odnawiania się - można na nim wyświetlać nieskończoną liczbę danych, dopóki komputer się nie rozpadnie, zadrukowana kartka pa- pieru w książce telefonicznej zawiera natomiast jeden i ten sam zestaw numerów. Choć monitor kosztuje więcej niż książka telefoniczna, inwestycja w infra- strukturę szybko się Francuzom zwróciła, a jej kon- sekwencje nie ograniczyły się do udostępnienia moż- liwości wyszukiwania numerów. System Minitel umożliwiał również przesyłanie ko- munikatów tekstowych. „Rozmowy na gorąco" (jak to wówczas określano), uprawiane w Stanach Zjednoczo- nych przez kilkaset tysięcy abonentów CompuServe i podobnych sieci teleinformatycznych, stały się we Francji narodową rozrywką. Francuzi oddawali się po nocach tej messagerie rosę, z początku potępianej, a następnie zaaprobowanej przez „Le Monde" i in- nych strażników francuskiej kultury. Rozbierali się i uprawiali miłość za pośrednictwem tekstu. Francja zrobiła skok w XXI wiek, epokę SMS-ów i komunika- torów. Znalazła się w niej piętnaście lat wcześniej. Ale dzisiaj ludzie wymieniają nie tylko SMS-y na temat seksu i mnóstwa innych rzeczy. W sieci krąży około 2,5 miliarda pornograficznych e-maili dziennie (zob. Family Safe Media, Pornography Statistics, 2003). Seks po raz kolejny wskazał mediom drogę rozwoju, jak za czasów rozkwitu wiktoriańskiej pornografii i zdjęć Mareya i Muybridge'a, przedstawiających fazy ruchu nagich kobiet schodzących ze schodów, które to zdjęcia zainspirowały wynalazców kina. Francuski cud techniki wymagał oczywiście infra- struktury w postaci linii telefonicznych. Nie mógłby się wtedy pojawić w nierozwiniętej części świata. 166 Dziś, gdy dysponujemy bezprzewodową techniką ko- mórkową, sytuacja wygląda inaczej, ale zasada prze- skoku pozostaje ta sama. przeskok jest możliwy, ponieważ nowe media albo podstawowe elementy ich funkcjonowania bywają niekiedy tańsze od starych, a tym samym łatwiej się przyjmują i rozpowszechniają. Obala to tradycyjny model rozpowszechniania się technologii. Fundamen- talistyczna rewolucja islamska w Iranie pod koniec lat siedemdziesiątych, kierowana przez ajatollaha Cho- meiniego, rozpropagowała swoje przestanie wśród nie- piśmiennych mas dzięki kasetom magnetofonowym. Z drugiej strony, Związek Radziecki w latach osiem- dziesiątych nie dotrzymał kroku amerykańskiej rewo- lucji komputerowej. To sprawa kosztów: produkcja magnetofonów kasetowych kosztowała o wiele mniej niż komputerów, a do ich obsługi niepotrzebna była znajomość czytania i pisania czy inne umiejętności. Dziś telefony komórkowe kosztują mniej więcej ty- le, ile wówczas magnetofony. Nic więc dziwnego, że liczba użytkowników rośnie szybciej niż pojemność sieci telefonii komórkowej - nie tylko w Stanach Zjednoczonych i innych krajach technologicznie roz- winiętych, jak Japonia i państwa Europy Zachodniej, ale i na całym świecie. Z punktu widzenia telefonu komórkowego prawie każde miejsce w świecie jest technologicznie rozwinięte. Wystarczy wpisać w wyszukiwarkę internetową na- zwę któregokolwiek kraju oraz słowa „telefon komór- kowy". Pod koniec 2002 roku zbadałem w ten sposób sytuację w Kenii. Znalazłem raport z lipca 2002 roku, z którego wynikało, że abonenci Safaricom, jedne- go z dwóch działających w tym kraju operatorów telefo- nii komórkowej, podali tę firmę do sądu z powodu per- manentnie przeciążonych sieci. Safaricom przyznał, 167 że możliwości obsługi użytkowników są na wyczerpa- niu - ma już 440 tysięcy abonentów, a może mieć nai- wyżej 500 tysięcy. Zapowiedział rozbudowę sieci, bv zwiększyć jej pojemność do 750 tysięcy numerów. Na początku 2003 roku znów zainteresowałem się Kenią i telefonią komórkową w tym kraju. Safaricom i jego konkurent, KenCell, miały prawie 1,3 miliona abonentów. W momencie kiedy to czytacie, liczba ta jest z pewnością o wiele większa. Szczegóły (stan na rok 2003) podaje Nick Wachira w artykule Wireless in Kenya Takes a Village. Autor i eksperci, na któ- rych się powołuje, przypisują ten nadzwyczajny przy- rost użytkowników temu, że „Kenijczycy kochają ga- dać", a w społeczeństwie głęboko zakorzenione jest „upodobanie do biesiady". Bardziej trafne byłoby mo- im zdaniem stwierdzenie, że większość ludzi kocha gadać, i właśnie dlatego sieci telefonii komórkowej na całym świecie ledwo mogą nadążyć z obsługą wszyst- kich chętnych. (Zob. Howard Rheingold, Smart Mobs, 2003 - autor omawia wpływ telefonu komórkowego na społeczeństwo w Japonii, na Filipinach i w innych krajach)