To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.

Próbowa łem tylko ustalić fakty, to wszystko. Adoptowali cię? - Tak - odrzekła lodowato. - Moje nazwisko zostało sądownie zmienione. - Mówiłaś, że twoja matka i ojczym pobrali się, kiedy byłaś małym dzieckiem. A ojciec? Zmarł? - Zanim się urodziłam. - Upiła łyk kawy. - Zginął w wypadku samochodowym. - Więc dopóki nie skończyłaś pięciu lat, byłyście z matką same? - Nie. Niezupełnie. - Wbiła wzrok w filiżankę pełną czarnej, aromatycznej kawy. Wyraźnie czuł, że Desdemona unika wyjaśnień, co zaintrygowało go jeszcze bardziej. - Matka wyszła za mąż drugi raz, prawda? - spytał. Zawahała się. 99 Jayne Ann Krentz Wzruszyła ramionami. - Dwa lata po śmierci ojca wyszła za mąż za jego wspólnika, George'a Northstreeta. Był psychicznie chory, ale wtedy o tym nie wiedziała. - Po jej filiżance spłynęła kropla kawy. - Często dostawał napadów szału. Leczył się. Lekarze twierdzili, że robi postępy. Ale zaczął bić mamę. Stark zesztywniał. - 1 ciebie? Ścisnęła filiżankę tak mocno, że zbielały jej palce. - Kiedy mnie uderzył, mama zrezygnowała z terapii. Spakowała mnie i uciekłyśmy w środku nocy. Pamiętam, jak mówiła, żebym zachowywała się bardzo cicho. Byłam przerażona. - O Chryste... - Tak się bałam. Bałam się, że nie potrafię obronić przed nim matki, bałam się bicia. Jedyne, co z tego okre su życia wyraźnie pamiętam, to ciągły strach. Nie lubię o tym myśleć. - Chaos - skonstatował chłodno Stark. - Co? - Myślę, że dla małego dziecka strach jest jak poczu cie całkowitego chaosu. - Chyba tak. - Dokąd wyjechałyście? - Do Kalifornii. - Jej twarz złagodniała, a w oczach zagościł nikły uśmiech. - Mama jest projektantką mody i aktorką. Dostała pracę w małym teatrze, gdzie organi zowano festiwal sztuk Szekspirowskich. - 1 tam poznałyście Wainwrightów? - Tak. Wzięli nas pod swoje skrzydła, potraktowali jak członków rodziny. Mama i Benedykt Wainwright zako chali się w sobie. - I dali ci nowe nazwisko. Skinęła głową. - Chciałam zacząć nowe życie z nowym nazwiskiem. Chciałam należeć do Wainwrightów, być jedną z nich. 100 Zaufaj mi Wszyscy nowi członkowie rodziny otrzymują imiona bo haterów sztuk Szekspirowskich, więc wybrałam Desdemonę. - Z jakiegoś konkretnego powodu? - Nie, po prostu mi się podobało. - Niezbyt się na tym znam - wyznał Stark - ale o ile mnie pamięć nie myli, Desdemona była niewinną i wierną żoną, której Otello nie ufał. I chyba źle skończyła, pra wda? - Tak, wiem. - Zrobiła kwaśną minkę. - Mówiłam ci, miałam wtedy tylko pięć lat i podobało mi się brzmienie tego imienia. Fakt, gdybym musiała wybierać jeszcze raz, pewnie wybrałabym inne. Na przykład Helena z ,,Wszyst ko dobre, co się dobrze kończy". - Więc jednak matka rozwiodła się w końcu z tym Norhstreetem. - Wniosła o rozwód, złożyła papiery, ale Northstreet umarł, zanim sprawa weszła na wokandę - odrzekła ci cho Desdemona. - Jak umarł? - Popełnił samobójstwo, strzelił sobie w głowę. - Po ruszyła się niespokojnie, jakby chciała zrzucić z siebie całun mrocznych wspomnień. - Wiesz co? Wolałabym zmienić temat. Porozmawiajmy o czymś innym. - Jasne. - To jeszcze nie koniec tej historii, pomyślał. Ale jak na jeden wieczór wystarczy. Nie chciał posuwać się za daleko. Z niejakim zdziwieniem odnotował, że w ogóle zada wał Desdemonie takie pytania. Wtykanie nosa w czyjeś życie osobiste zupełnie do niego nie pasowało. Zawsze bronił swojej prywatności i szanował prywatność innych. Lecz z jakiegoś powodu chciał wiedzieć o niej wszystko. Obiecał sobie, że wcześniej czy później wyciągnie z niej odpowiedzi na nie zadane pytania. Uśmiechnęła się do niego i stanowczym głosem oznaj miła: - Wystarczy o mnie. Gdzie nauczyłeś się takich cio101 Jayne Ann Krentz sów? Biedny Tony. Wyglądało to tak, jakbyś znał karate czy inne walki wschodnie. - Bo znam. Przechyliła głowę. - Nie sądziłam, że jesteś mężczyzną tak bardzo... fi zycznym. Patrzył na nią bez słowa. Zaczerwieniła się. - To znaczy tak, sprawiasz wrażenie bardzo silnego fizycznie, ale nie myślałam, że uprawiasz walki wschod nie. Jakoś mi do tego nie pasowałeś. Zawsze uważałam, że jesteś typem naukowca. Intelektualisty i naukowca. - Uprawiam też podnoszenie ciężarów - poinformo wał ją oschle Stark. Z błyskiem otwartej, kobiecej aprobaty w oczach mus nęła wzrokiem jego szerokie bary. - Teraz w to wierzę. Nie wiadomo dlaczego zrobiło mu się nagle bardzo ciepło. - Nie siedzę przed komputerem dniami i nocami wychrypiał posępnie. - Właściwie to co robiłeś, zanim przyjechałeś do Seattle? Twoja była narzeczona wspomniała, że pracowałeś w zespole dla szczególnie uzdolnionych naukowców. Uniósł brew. - Rozmawiałyście o mnie? - Tak, tak jakby. Bardzo pobieżnie, jeśli wiesz, co mam na myśli. - Nie, nie wiem. Uśmiechnęła się sztucznie. - Nieważne. Panna Bedford wspomniała o tym w tra kcie rozmowy. Rozmowy czysto służbowej. - Ach, tak. W trakcie rozmowy służbowej - powtórzył obojętnie. - Właśnie