To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.

Poddała się jednak po uczynieniu kilku niedorzecznych sugestii, którym ojciec zdecydowanie się przeciwstawił. Dopiero później Ramzes doszedł do wniosku, że nie mówiła poważnie. Na pewno nawet ona nie wierzyła, że może o tej porze chodzić po ulicach Kairu w czarnej szacie albo spacerować po alejach w fezie i galabii. Spotkanie było umówione na poprzednią noc, w tej samej kafejce, w której spotkali się z Turkiem, wiedział jednak, że i tej nocy będą na niego czekać. Tym razem wszedł tylnym wejściem i Faruk byłby poderżnął mu gardło, gdyby nie przewidział takiej możliwości. Patrząc w dół na chłopaka, rozciągniętego na podłodze i pocierającego goleń, wycedził: - Rozumiem, że się mnie nie spodziewałeś? Z pozostałych ruszył się tylko Asad, który ukrył się pod stołem. Rozległ się chór westchnień i szeptanych podziękowań skierowanych do Allacha, a Asad zmieszany wylazł spod stołu. - Nie wiedzieliśmy, co myśleć! Gdzie byłeś? Faruk powiedział, że zostałeś postrzelony, i baliśmy się... - Faruk miał rację. Z ich twarzy zniknął wyraz ulgi, a pojawił się wyraz zaskoczenia. Ramzes żartował, kiedy mówił, że ma zamiar pokazać im swoją ranę, teraz jednak nagle poczuł ochotę na jeden z tych melodramatycznych gestów, tak charakterystycznych dla jego rodziny. Powoli wysunął rękę z rękawa czarnej szaty, rozwiązał sznur u szyi i ściągnął koszulę z ramienia. Sine ciało i ranę pokrywała zielona maść Kadii. Asad zakrył dłonią usta. - Który z was strzelał? - spytał Ramzes. Faruk usiadł ciężko i podniósł ręce. - Dlaczego patrzysz na mnie? To nie ja! Ja strzelałem do człowieka, który próbował cię zabić! Był ukryty. Miał strzelbę. On... - Zamilcz - syknął Ramzes z irytacją. Zawiązał koszulę i z powrotem wsunął rękę w okrycie. - Wspaniały z ciebie rewolucjonista! Pewnie próbowałeś zakraść się do wartownika, ale on usłyszał cię z odległości dziesięciu jardów, a potem prawdopodobnie zabiłeś niewłaściwego człowieka. Czemu milczycie? Czy któryś z was widział, kim był ten rzekomy zabójca? - Nie - odparł Asad, załamując swoje chude, poplamione atramentem ręce. - Myśleliśmy, że... Turek? Nie złość się. Szukaliśmy go. I ciebie też. I przywieźliśmy broń. Jest... - Wiem. Słyszeliście coś o następnej dostawie? - Tak - potwierdził Asad z zapałem. - Faruk był w sklepie Aslimiego... - Wiem. Czyj to był pomysł? Asad wyglądał na winnego, ale tak wyglądał zawsze. Pseudonim, który sobie wybrał, brzmiał „Lew”. Trudno sobie wyobrazić bardziej nieodpowiedni. - Ktoś musiał - wydukał. - Aslimi leżał w łóżku. Ma chory żołądek. Jego... - Boli go po jedzeniu - przerwał mu Ramzes. - To też wiem. Ktoś musiał zająć jego miejsce, przyznaję. Ale dlaczego Faruk? - A dlaczego nie? - zdziwił się Faruk. - Znam się na interesie i... - Zamknij się. Kiedy jest dostawa? - Za tydzień od jutra, o tej samej porze, w zrujnowanym meczecie na południe od cmentarza, na którym jest grób Burckhardta. - Będę tam. Faruk... - Tak? - Samodzielność jest cechą godną podziwu, ale niech nie zaprowadzi cię za daleko. - Co masz na myśli? - Myślę, że doskonale wiesz, co mam na myśli. Nie próbuj sam się umawiać z naszymi tymczasowymi sojusznikami. Oni nas wykorzystują do własnych celów, a ich cele nie są naszymi celami. Myślisz, że Imperium Otomańskie będzie tolerować niepodległy Egipt? - Ale przecież obiecali nam... - zaczął Baszir. - Kłamali - uciął Ramzes. - Oni zawsze kłamią. Jeśli Turcy zwyciężą, zmienimy tylko jednych władców na drugich. Jeśli wygrają Brytyjczycy, zduszą rewoltę i większość z nas zginie. Naszą jedyną i najlepszą nadzieją na osiągnięcie celu jest użycie jednej strony przeciwko drugiej. Wiem, jak grać w taką grę. Wy nie wiecie. Czy jasno się wyraziłem? Kiwanie głowami i szepty zgody wskazywały, że ich przekonał. Nawet Faruk nie miał odwagi poprosić go o szczegółowe wyjaśnienia. Ramzes uznał, że lepiej będzie, jeśli odejdzie, zanim ktoś jednak zada jakieś pytanie; nie miał zielonego pojęcia, o czym mówił. - Zostawiasz nas? - Faruk się podniósł. - Pozwól, że pójdziemy z tobą, żeby się upewnić, że jesteś bezpieczny. Jesteś naszym przywódcą, musimy cię chronić. - Przed kim? - Ramzes uśmiechnął się do pięknej twarzy, która patrzyła na niego ponuro. Okolone ciemnymi rzęsami oczy uciekły spojrzeniem w dół, a Ramzes powiedział: - Nie idź za mną, Faruk. W tym też nie jesteś najlepszy. Tej nocy wolał uniknąć szarpaniny, miał więc nadzieję, że ta mało subtelna aluzja wywrze pożądany efekt. Wszyscy będą teraz podejrzliwi wobec Faruka - i dobrze, niech ma za swoje, mała świnia - upewnił się jednak, czy nikt go nie śledzi, zanim dotarł do przystanku. Pociągi rzadko jeździły o tej porze, ale i tak nie miał ochoty na dziesięciomilową przechadzkę. Przycupnąwszy na twardej ławce w cuchnącym wagonie trzeciej klasy, znowu rozważył alternatywne sposoby transportu i po raz kolejny je odrzucił. Motocykl robiłby za dużo hałasu, a Risza zbyt rzucałby się w oczy