To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.

Czwórka uciekających biegła w kierunku dziennego światła, często zerkając przez ramię na ścigającą ich bestię. Podczas jednego z takich spojrzeń dostrzegli, że potwór zebrał pod siebie niezgrabne odnóża i nagle przekształcił się w niewiarygodny sposób. Krusząc w proch kamienie u swych stóp, powstał na czterech nogach, zaś jego niezrozumiałe dotąd sapania i pomruki przybrały formę mowy, co wydawało się wprost niemożliwe. — W ten właśnie sposób w zamierzchłych czasach dźwignąłem się ponad bagna i błota i odnalazłem nową formę. Potem rządziłem innymi istotami i zostałem bogiem — odezwał się stwór, a jego słowa wypowiedziane w prymitywnym shemickim zadudniły głucho w przestronnej pieczarze. Conan, ciągnący z całych sił opierającego się Caspiusa, wiedział już, że oto sprawdzają się właśnie na jawie jego najgorsze nocne koszmary i najmroczniejsze wizje. To monstrum mogło być potężniejsze niż jakikolwiek ze znanych mu stworów. Na szczęście byli już daleko z przodu, a potwór dopiero łapał równowagę na swych nowo utworzonych nogach. Cymmerianin miał też nadzieję, że bestia jest zbyt wielka, by zmieścić się w kamiennych wrotach wiodących na zewnątrz. — Poznajcie mnie i padnijcie na twarz, ludzie! Albowiem jam jest Jukala Sylurianin! Ten, który pierwszy wyłonił się z praoceanu, by dać początek najpotężniejszej dynastii, jaka kiedykolwiek rządziła światem! Olbrzymia paszcza, zakończywszy wymawiać te grzmiące słowa, otworzyła się znowu, a z jej wnętrza, niczym atakujący wąż, wystrzelił niewiarygodnie długi purpurowy język, grubszy niż ramię Conana. Uderzył z błyskawiczną szybkością jednego z gwardzistów u boku Caspiusa, oplatając jego szyję duszącym splotem. Zaatakowany próbował ciąć po jęzorze ostrzem swej piki, ale siła chwytu zwaliła go z nóg. Krzyczał i szarpał się z rozpaczą, jednak jego ciało, ciągnięte kilkanaście metrów po kamiennym podłożu, dotarło ku ustom Jukali i potężna paszcza otworzyła się szeroko. Szczęki zwarły się, a obrzydliwa gardziel przełknęła swą ofiarę z donośnym dźwiękiem. Potem potwór przemówił znowu, wciąż zbliżając się ku pozostałym ludziom. — Patrzcie, jak niewiele znaczą dla Jukali zwykli śmiertelnicy! Uciekajcie dalej lub spróbujcie walczyć, ale wiedzcie jedno — teraz, gdy zrodziłem się znów, będę rządził waszym nędznym światem! Conan zatrzymał się tylko na moment, by chwycić upuszczoną broń Shemity, potem zaś podążył za biegnącymi towarzyszami. Drugi z gwardzistów odrzucił pochodnię, co teraz zresztą nie miało znaczenia — byli już u wylotu korytarza. Wypadli pędem na zewnętrz, a za sobą słyszeli sapanie Jukali, który próbował wpasować swe cielsko w wąskie przejście. Hk’Cha, wciąż klęczący u wrót tajemniczej świątyni, patrzył na nich szeroko rozwartymi oczami. — Wstawaj, bracie, i w nogi! — wrzasnął Conan ku kanibalowi, ponaglając go dodatkowo energicznym gestem — Twój bóg się zbudził i ma duży apetyt! — Stanąwszy o boku Caspiusa i strzegącego go gwardzisty, odwrócił się ku bazaltowej budowli. — Przy odrobinie szczęścia uwięźnie w tych wrotach. Tak się jednak nie stało. To, co zwało się Jukalą, przykucnąwszy naparło na skały nadludzkim wysiłkiem. Przez bramę przecisnęły się najpierw głowa i przednie kończyny, potem zaś reszta potężnego cielska. Gdy tylko znalazł się po drugiej stronie, monstrualna paszcza znów się otworzyła, a język uderzył ponownie, tym razem w nieruchomego, zmrożonego strachem Hk’Cha. Conan, widząc zamiar potwora, uniósł pikę, ale purpurowy język przeciął powietrze tak szybko, że Cymmerianin nie zdołał zareagować na czas. Jukala nie chwycił jednak swej ofiary jak poprzednio. Jego język zaledwie musnął kanibala, a wraz z tym dotknięciem na klęczącego spłynął snop nieznanej jasnej energii. — Patrzcie — wycharczało monstrum — Jukala może zabić szybciej niż myśl, ale może też zesłać błogosławieństwo, może uczynić cuda z taką samą łatwością. Ci, którzy we mnie wierzą, nie muszą obawiać się mego gniewu, jeśli tylko pozostaną mi wierni