To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.

- Niech będzie.- mruknął Zekk - Idźmy dalej. Po drugie, dlaczego Zabrak nie wymazał wspomnień kierownikowi kosmoportu, skoro, jak sam powiedziałeś, usiłował to zrobić? - Może nie znał się na psychice Arconian, może niewielu ich w życiu spotkał, a może po prostu za bardzo się spieszył.- Solusar wzruszył ramionami - To ostatnie tłumaczyłoby przy okazji niedokładność podczas przenoszenia. - Po trzecie - Zekk się nie poddawał - Skoro był w centrali lotów, to dlaczego nie wykasował zapisu kamer kosmoportu? I czemu tylko kierownik padł jego ofiarą? - Ja odpowiem, mistrzu.- wtrącił się Shor, który przez cały ten czas starał się zrozumieć tok myślenia Kama - Nie wykasował, bo się spieszył, a nie było więcej ofiar, bo tylko kierownik znajdował się wtedy w wieży kosmoportu.- skończył, zadowolony z siebie. - Tylko nie wpadaj w samouwielbienie.- ostrzegł Zekk - Za dużo rzeczy jest tu wyjaśnionych pośpiechem. Gdzie oni się spieszyli? I po co? - To pytanie musimy pozostawić Mocy.- westchnął Kam. Dyskusję można było właściwie uznać za zakończoną. Jedna rzecz nadal zastanawiała Shora Gina: co z Witiynem Terem? Nie było żadnych poszlak, które wskazywałyby na jego obecność, ale, jakby się zastanowić, to jakie to mogły być poszlaki? Podpis krwią na ścianie? To z pewnością nie w stylu Tera, który skutecznie maskował swoją obecność przez ostatnie dwadzieścia lat. Devaronianin poczuł przygnębienie i zdziwił się, że Zekk nie czuje tego samego. - Aha, jest coś jeszcze.- przypomniał sobie młody Jedi - Skoro potrafili się teleportować, to czemu Zabrak nie przeniósł się do towarzyszy po wykonaniu zadania? - Może teleportacji z zewnątrz dokonali za pomocą jakiejś maszyny?- mruknął Shor. - Nie zostawiliby przecież tak unikalnego sprzętu.- sprzeciwił się Zekk - Albo by go zniszczyli, albo zabrali ze sobą. W obu przypadkach jednak nie mogliby z niego skorzystać. - Nie, to nie to.- odparł Kam - Coś mi mówi, że to nie było żadne urządzenie. W kajucie zapadła cisza. Jedno, nasuwające się na myśl pytanie, wisiało w powietrzu. - Więc co?- Shor zadał je pierwszy. Kam Solusar wzruszył tylko ramionami. - Nie mam pojęcia. ROZDZIAŁ VII - Przykro mi, kapitanie Solo,- głos Garma Bel Iblisa brzmiał sucho i oficjalnie - ale nie mogę tak po prostu oddać Eskadrę Łotrów do pańskiej dyspozycji. Sam pan rozumie. Generał siedział za półokrągłym biurkiem w swoim gabinecie. Samo pomieszczenie było kiepsko oświetlone, ponieważ w ciemności lepiej było widać szczegóły holograficznych obrazów, emitowanych zazwyczaj z umieszczonego na biurku holoprojektora. W pokoju byli również obecni dowódcy Eskadry Łotrów, Wedge Antilles i Tycho Celchu. Stali oni w postawie zasadniczej za fotelem szefa, a ich twarze były znacznie gorzej oświetlone niż oblicze Hana Solo, stojącego dla odmiany przed biurkiem. - Rozumiem.- odparł równie oficjalnie Han, chociaż jego zasoby cierpliwości były już na wyczerpaniu; nie, żeby denerwował go Bel Iblis, ale irytowały go sprawy proceduralne, którym nawet słynny corelliański dowódca nie mógł zaradzić. Poza tym zwolnienie ze służby na czas nieokreślony dwunastu najlepszych pilotów we Flocie Nowej Republiki nie byłoby mądrym posunięciem w dzisiejszych, niepewnych czasach. Siły stacjonujące na Morishimie były nierzadko jedynym powodem, dla którego mieszkańcy tego sektora nie rzucili się sobie nawzajem do gardeł. Lokalne waśnie były prawdziwą zmorą Nowej Republiki. - Teraz proszę zrozumieć mnie.- Han Solo pochylił się nad biurkiem Bel Iblisa i spojrzał mu prosto w oczy - Mój przyjaciel ma poważne problemy. Ściga go Boba Fett. Jeżeli nie będzie miał najlepszej możliwej ochrony, to łowca nagród go dopadnie. A przyzna pan, że Eskadra Łotrów stanowi chyba najdoskonalsze myśliwskie zabezpieczenie. - A pan przyzna, że gdyby osobiste interesy i zobowiązania były wystarczającym powodem do spełniania takich próśb, doczekalibyśmy się rychłej prywatyzacji armii.- skontrował Garm Bel Iblis. Generał Wedge Antilles i porucznik Tycho Celchu spojrzeli na siebie, ale nie odezwali się ani słowem. Mieli nadzieję, że Han nie wybuchnie, bo nie byłoby to specjalnie korzystne dla jego sprawy. A faktem było, że na Morishim ostatnio nic się nie działo i Bel Iblis z radością oddałby Łotrów do dyspozycji swojego ulubionego corellianina, gdyby nie sprawy proceduralne. Zarówno Wedge, jak i Tycho, byli żołnierzami, ludźmi czynu, i serdecznie nienawidzili bezczynnego siedzenia w jednym miejscu. Nienawidzili również biurokracji, która w tej sytuacji nie pozwalała im się ruszyć. - Z chęcią bym panu pomógł, generale Solo, ale nie mogę.- dodał Bel Iblis. Han już miał coś odwarknąć, ale powstrzymał się, bo coś go zastanowiło. Garm Bel Iblis nazwał go generałem, co mogło być albo przejęzyczeniem, w co Han nie wierzył, albo ukrytą sugestią. Prawdopodobnie Bel Iblis z jakichś powodów nie mógł powiedzieć mu wprost, o co chodzi, więc zastosował ten fortel. Han przypomniał sobie, jak słyszał od Leii, że na Coruscant mówi się o Bel Iblisie. Wielu polityków niepokoi jego dość niekonwencjonalne podejście do wykonywanych obowiązków. Prawdopodobnie sam generał zdaje sobie z tego sprawę i podejrzewa, albo nawet wie, że jest pod obserwacją. Han skrzywił się w duchu; tak samo postępowało Imperium z wieloma swoimi dostojnikami. Słynne było wykorzystywanie w tym celu androidów Gwiazdy Śmierci RA-7. - A zatem...- zaczął Han, kiedy zauważył, że cisza robi się niewygodna. Generale... domyślił się, o co chodzi Bel Iblisowi, teraz tylko musiał mu to powiedzieć - ...postanowiliśmy z moim drugim pilotem wrócić do służby w Siłach Zbrojnych Nowej Republiki przyjąć poprzednią rangę i obowiązki, oraz rozpocząć służbę pod pańskim dowództwem.- wiedział, że Leia zbeszta go za tą decyzję, ale musiał pomóc przyjacielowi. Wedge i Tycho ponownie wymienili zdziwione spojrzenia. Wedge'a nagle olśniło; Han chciał ponownie wstąpić do wojska, bo tylko wtedy politycy na Coruscant nie będą mogli pogrążyć Bel Iblisa za przekazanie dowództwa nad Łotrami cywilowi. Genialne, pomyślał Wedge, sam bym na to nie wpadł. - Przyjmuję pańską ofertę, generale Solo.- głos Bel Iblisa nadal był oficjalny, ale w jego oczach pojawił się błysk satysfakcji - Co prawda nie jestem upoważniony do podejmowania takich decyzji, ale myślę, że w uznaniu pańskich zasług dla Nowej Republiki dowództwo zrobi dla mnie wyjątek. - Jestem tego pewien.- powiedział Han. Oczywiście jeśli politycy będą chcieli, i tak zbluzgają generała za to, co zrobił, ale to nie wpłynie za bardzo na jego reputację