To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.

Chłopiec zastanawiał się, czy ktoś poza nim słyszał ten głos. Czy tata i mama usłyszeli? Czy babcia słyszała? Jeżeli nikt nie słyszał, będzie mógł jutro rano wszystkim o tym opowiedzieć. O drugiej nad ranem na gałęzi sosny w ogrodzie przysiadł ptak, który naprawdę śpiewał, jakby nakręcał sprężynę. Gdyby tylko udało się go choć przez chwilę zobaczyć! Wtedy mógłby wszystkim powiedzieć, co to był za ptak. Lecz ptak więcej już nie zaśpiewał. Milczał jak zaklęty na wybielonej księżycem gałęzi sosny. Wkrótce, zupełnie jak jakieś ostrzeżenie, do pokoju wdarł się zimny powiew wiatru. Chłopiec zadrżał i zrezygnowany zamknął okno. To nie był wróbel czy gołąb, które nie boją się ludzkich oczu. Chłopiec czytał kiedyś w atlasie, że większość nocnych ptaków jest mądra i ostrożna. Ptak prawdopodobnie wiedział, że chłopiec go stąd wypatruje, dlatego na pewno się nie pokaże, choćby chłopiec bardzo długo czekał. Nie mógł się zdecydować, czy iść do toalety, czy nie. Musiałby przejść długim i ciemnym korytarzem. Nie, lepiej wrócić do łóżka i usnąć. Jakoś wytrzyma do rana. Zgasił światło i zamknął oczy, lecz nie mógł usnąć, bo myśl o ptaku na gałęzi sosny nie dawała mu spokoju. Zza zasłony wlewało się do pokoju jasne jakby zapraszające światło księżyca. Gdy ponownie usłyszał głos ptaka nakręcacza, bez wahania wstał z łóżka. Tym razem nie zapalił lampy, włożył na piżamę rozpinany sweter i cichutko wszedł na krzesło przy oknie. Odsunął lekko zasłonę i przez szparę spojrzał na sosnę. W ten sposób przecież ptak nie zorientuje się, że na niego czyha. Jednakże zamiast ptaka zobaczył dwóch mężczyzn. Nerwowo przełknął ślinę. Przykucnęli pod sosną jak dwa czarne cienie. Obaj byli ciemno ubrani, jeden miał gołą głowę, drugi jakby filcowy kapelusz. Chłopiec dziwił się, co ci obcy tak późno w nocy robią w jego ogrodzie. I dlaczego pies nie szczeka? Może lepiej zaraz powiedzieć rodzicom? Jednak nie mógł się oderwać od okna. Trzymała go tam ciekawość. Zobaczy, co ci ludzie mają zamiar zrobić. Ptak nakręcacz zaśpiewał wśród gałęzi, jakby nagle sobie coś przypomniał. Kilka razy, długo nakręcał sprężynę: krrk, krrk, lecz mężczyźni nie zwrócili na to uwagi. Nie podnieśli wzroku, nie poruszyli się. Kucali przyczajeni z głową przy głowie. Wyglądało, że się nad czymś po cichu naradzali, lecz gałęzie zasłaniały światło księżyca i twarze mężczyzn były niewidoczne. Wkrótce obaj równocześnie wstali. Jeden był ze dwadzieścia centymetrów wyższy od drugiego. Wysoki (ten w kapeluszu) miał na sobie długi płaszcz. Niski nosił dopasowane ubranie. Niski zbliżył się do pnia sosny i przez pewien czas patrzył w górę. Położył dłonie na pniu, głaskał go i obmacywał, jakby coś sprawdzał. Potem lekko wskoczył na pień i zaczął bez najmniejszego trudu (a przynajmniej tak się chłopcu zdawało) zwinnie wchodzić na drzewo. Chłopiec patrzył na to z podziwem jak na cyrkowy numer. Nie tak łatwo wspiąć się na tę sosnę. Pień jest śliski i nie ma żadnego oparcia dla stóp. Chłopiec znał ją jak dobrego przyjaciela. Ale po co oni w środku nocy wchodzą na drzewo? Czy chcą schwytać ptaka nakręcacza? Wysoki stał pod drzewem i bez ruchu spoglądał w górę. Niski wkrótce zniknął z pola widzenia. Co pewien czas słychać było szelest igieł. To znaczy, że Niski ciągle jeszcze się wspina. Ptak nakręcacz na pewno usłyszy, że się zbliża, i zaraz odleci. Niełatwo jest schwytać ptaka, nawet jeśli się umie chodzić po drzewach. Jak dobrze pójdzie, może chłopcu uda się dostrzec odfruwającego ptaka. Wstrzymując oddech, czekał, aż usłyszy łopot skrzydeł. Czekał długo, lecz panowała cisza. Nie usłyszał też śpiewu. przez długi czas nic się nie poruszało i z ogrodu nie dobiegały żadne dźwięki. Wszystko było skąpane w białym, nierzeczywistym blasku księżyca. Ogród zdawał się wilgotny jak dno morza, z którego dopiero co zniknęła woda. Jak zaczarowany chłopiec wpatrywał się nieruchomo w sosnę i Wysokiego. Nie mógł oderwać wzroku. Jego oddech zaparowywał okno. Na dworze musiało się zrobić zimno. Mężczyzna stał bez ruchu z rękami na biodrach i patrzył w górę. Nawet nie drgnął, zupełnie jakby skamieniał. Chłopiec wyobrażał sobie, że pewnie czeka zmartwiony, aż Niski zejdzie z drzewa po zakończeniu tego, co tam robił. Nic dziwnego, że się martwi. Łatwiej wejść na wysokie drzewo, niż z niego zleźć. Chłopiec dobrze o tym wiedział. Nagle Wysoki gdzieś poszedł, jakby postanowił dać sobie ze wszystkim spokój. Chłopcu zdawało się, że został sam. Niski zniknął gdzieś w koronie sosny, Wysoki odszedł. Ptak nakręcacz ciągle milczał. Czy powinien obudzić ojca? Ojciec na pewno mu nie uwierzy. Na pewno powie, że mu się śniło. Chłopiec rzeczywiście często miewał sny i czasami mylił sen z jawą. Ale ojciec może mówić, co chce, to i tak się zdarzyło naprawdę. I ptak nakręcacz, i dwaj mężczyźni w czarnych ubraniach naprawdę tu byli, tylko gdzieś poznikali. Jeżeli porządnie wytłumaczy, ojciec powinien zrozumieć. Nagle uświadomił sobie, że Niski przypominał ojca. Był chyba trochę niższy niż ojciec, ale kształt sylwetki i ruchy miał dokładnie takie same. Nie, ojciec nie umie tak dobrze chodzić po drzewach. Nie jest taki zwinny i nie ma tyle siły. Im dłużej o tym myślał, tym mniej rozumiał. Wkrótce Wysoki wrócił pod sosnę. Tym razem niósł coś w obu rękach: w jednej łopatę, a w drugiej dużą płócienną torbę. Położył torbę na ziemi, a łopatą zaczął kopać dołek u nasady pnia. Do uszu chłopca zaczął dobiegać suchy dźwięk łopaty gładko wchodzącej w ziemię