To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.

Pokolenia wychowane w systemach totalitarnych mają szczególny stosunek do krytyki. Krytyka w warunkach de- mokracji jest formą opinŹŹ, poglądem, próbą wpływania na postawy innych, na kształt rzeczywistości. W totalitaryz- mie krytyka kryje w sobie sztylet, stryczek, kulę, może być wyrokiem śmierci. Dlatego ludzie znający praktyki tego sy- stemu odruchowo reagują na krytykę ze strachem, uciekają przed nią przerażeni, z uczuciem, że zostali schwytani w bez- wyjściowy potrzask. A.B.: Czy w moim prywatnym, indywidualnym świecie istnieje Bóg? Czy on ten świat wypełnia, włada nim? Dowodem na to, że istnieje - nie ów Bóg ponadziemski, transcendental- ny, ale ów Bóg zindywidualizowany, uprywatniony, będzie moje zachowanie, mój sposób bycia, mój stosunek do in- nych, kierunek i rodzaj myślenia o nich. Największy ból mogą nam zadać tylko osoby najbardziej kochane. Najgorszy, bo zaczajony, zaskakujący wróg to ten, który jest najbliżej ciebie. Czcimy przeszłość jak czcimy bóstwa. Oba są niepozna- walne. Czcimy niepoznawalność. Ona nas fascynuje. Wiara nie jest czymś samoistnym, oczywistym, czymś, co stanowi nieodłączną część natury człowieka. Wiara jest przy- wilejem, wyróżnieniem, jest łaską, którą człowiek wierzący musi być obdarzony, wyróżniony, pomazany. Bez tego pro- mienia światła, którego źródło jest poza człowiekiem, wnę- trze ludzkie jest mroczne, nieprzeniknione, głuche. Tę ko- nieczność łaski trzeba ciągle podkreślać, gdyż panuje naiw- ne przekonanie, że wystarczy sam udział w liturgŹŹ, sama de- klaracja wiary, aby spełniło się zespolenie człowieka z Bo- giem. Tymczasem bez łaski nie ma wiary jako przeżycia naj- głębszego, jako obcowania z Najwyższym. Może być tylko gest, rytuał, cymbał pusto brzmiący. Fatalne jest psychologiczne oddziaływanie kryzysu. Kry- zys obezwładnia nas, napełnia pesymizmem, paraliżuje wo- lę, pozwala na bezczynność, na nie - działanie i nie - myśle- nie. Kryzys wyjaławia nas, pogrąża w apatŹŹ, w zracjonali- zowanym minimalizmie. Prowincjonalizm jako forma życia i sposób myślenia prze- stał być bezkarny. To, co prowincjonalne, skazuje dziś na izolację, na skansen, na pozostawanie w tyle, na materialnie i kulturowo niższy i uboższy wariant życia. Wielkie miasto niszczy piękno wsi, niszczy urok ziemi, de- graduje pejzaż. Jerzy Stempowski: "Od połowy XIX wieku rolnicy żądali od ziemi tylko pieniędzy otaczając się krajob- razem tak nudnym, że sami odeń uciekają" ("Zeszyty lite- rackie" 37/92). W nocy była burza. Rano wymienialiśmy o niej wrażenia. Ależ lało! Ależ grzmiało! Właściwie to więcej błyskało, niż grzmiało itd., i temu podobne banały. Pomyślałem, że za- bijamy naturę nie tylko techniką i nadmiarem chemŹŹ, ale także - choć może w sposób mniej widoczny - przez to, że stopniowo usuwamy ją z naszego słownictwa, z naszego języka. Ot, byłem wczoraj w pięknym nieborowskim parku. Ale jak opisać wrażenia? Brakuje słów, brakuje nazw. To drzewo - jak się nazywa? A te krzewy? A to zielone, co pływa po wodzie? A ten ptak, co takie wyciąga trele? A to stworzonko wielonogie, co bezgłośnie pełza po liściu? To się przecież wszystko jakoś musi nazywać! Ale jak? Jak? Dużo dni bezczynnych, zmarnowanych. Dużo dni nie po- zostawiających w pamięci żadnego śladu. Godziny, doby całe, które zapadły się w czarną dziurę czasu. Spoglądanie na zegar -już minęła dziesiąta, już trzecia, już siódma. Nie- strudzony równomierny marsz sekund i minut, jak nie koń- czącej się kolumny mrówek, która pojawia się znikąd i po chwili ginie z oczu na zawsze. Przerażenie, że coś wymyka się z rąk, że nie możemy tego zatrzymać. I uczucie ubywa- nia nas samych, uczucie, że zajmujemy przestrzeń coraz mniejszą, coraz mniej widoczną. Świat, mówi mi pewnego wieczoru Alvin Toffler, kiedy na Manhattanie szukamy miejsca, aby postawić samochód, robi się coraz bardziej ciasny i bezwzględny. Ot, choćby to miasto. Tu nawet jeżeli jesteś milionerem, niewiele ci to po- może. Nie masz, gdzie zaparkować samochodu, trudno zna- leźć miejsce w restauracji itd. Amerykanie - niby wolni, a jednak nadal poszukują wolności. Zamykają się w komunach, w sektach religijnych, łączą się w różne tajemnicze związki. Tam dopiero - wy- obrażają sobie, że są wolni. A więc wolność jest czymś, co musimy subiektywnie odczuć jako wolność