To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.

* Kazałem ci coś na siebie włożyć. * Kazałam ci zamknąć drzwi Zatrzasnął je gniewnie. Mary zdjęła przejrzystą szatę i odrzuciła na bok. * Podobam ci się? - spytała. * Nie. Budzisz we mnie obrzydzenie. - A ty we mnie nie, Tai-Panie. Jesteś jedynym mężczyz ną na świecie, którego wielbię. - Żeby tak cię teraz zobaczył Horatio. * A, Horatio... - odrzekła zagadkowo. - Jak długo tym razem kazałeś czekać swoim ludziom? * Dwie godziny. * Powiedziałeś im o ukrytych drzwiach: Ale nie o mnie. * Skąd jesteś taka pewna? * Bo cię znam, Tai-Panie. Właśnie dlatego zawierzam ci moją tajemnicę. - Spuściła wzrok, bawiąc się kieliszkiem. - Czy kiedy spojrzałeś przez dziurkę, już skończyliśmy? * Na rany Chrystusa! Lepiej byś... * Bądź dla mnie wyrozumiały, Tai-Panie. Skończyliśmy? - Tak. * Cieszę się. Cieszę się i żałuję. Chciałam, żebyś nie miał najmniejszych wątpliwości. * Nie rozumiem. * Chciałam, żebyś nie miał najmniejszych wątpliwości, że Wang Czu jest moim kochankiem. * Dlaczego? * Bo mam wiadomość, którą możesz wykorzystać. Nigdy byś mi nie uwierzył, gdybyś nie zobaczył na własne oczy, że jestem jego kochanką. * Jaką wiadomość? * Mam mnóstwo wiadomości, które możesz wykorzystać, Tai-Panie. Mam wielu kochanków. Czasem odwiedza mnie Czen Szeng. Wielu mandarynów z Kantonu. Kiedyś był tu stary Żin-kua. - Jej oczy zlodowaciały i jakby zmieniły kolor. - Nie brzydzę się nimi. Podoba im się kolor mojej skóry i dogadzam im. Muszę ci o tym wszystkim powiedzieć, Tai-Panie. Spłacam tylko mój dług wobec ciebie. * Jaki dług? * Dzięki tobie przestano mnie bić. Zrobiłeś to za późno, ale to nie twoja wina. - Mary wstała z łóżka i nałożyła grubą szatę. - Nie będę ci już dokuczać. Wysłuchaj mnie, proszę, a potem zrobisz, co zechcesz^ * O czym chcesz mi powiedzieć? * Cesarz mianował nowego namiestnika Kantonu. Namiestnik Ling wiezie z sobą cesarski edykt w sprawie likwidacji przemytu opium. Przybędzie za dwa tygodnie, a za trzy otoczy waszą Kolonię w Kantonie. Żaden Europejczyk nie zostanie wypuszczony z Kantonu, dopóki nie oddacie całego opium. Struan roześmiał się lekceważąco. * Nie wierzę - oświadczył. * W razie oddania przez was i zniszczenia opium, każdy, kto będzie je miał poza Kantonem, zarobi krocie - powiedziała Mary. * Nie oddamy go. * A co, jeśli od wszystkich w Kolonii zażądają okupu z opium? Co wtedy zrobicie? Nie macie tu okrętów wojennych. Jesteście bezbronni. Prawda? * Tak. * Wyślij do Kalkuty statek, żeby w dwa miesiące po przypłynięciu zakupił tyle opium, ile będzie w stanie. Jeżeli moje informacje są fałszywe, będziesz miał dość czasu, żeby odwołać to polecenie. * To Wang ci o tym powiedział? * Tylko o namiestniku. Reszta to mój domysł. Chcę spłacić swój dług wobec ciebie. * Nic mi nie jesteś winna. * Ciebie nigdy nie chłostano. * Czemu nie przysłałaś kogoś, żeby powiedział mi to w tajemnicy? Czemu mnie tu sprowadziłaś? Żebym cię zobaczył w takim stanie? Dlaczego zmusiłaś mnie do oglądania tej... tej ohydy? * Chciałam ci o tym powiedzieć sama. Osobiście. Chciałam, żeby ktoś jeszcze oprócz mnie wiedział, kim jestem. Tylko tobie jednemu ufam - wyznała z niespodziewaną, dziecinną szczerością. * Oszalałaś. Należałoby cię zamknąć. * Dlatego, że lubię się puszczać z Chińczykami? * Na rany Chrystusa! Czy ty nie rozumiesz, kim jesteś? * Rozumiem. Hańbą dla Anglii. - Gniew, którym zapłonęła, zaostrzył jej rysy i dodał lat. - Wy, mężczyźni, robicie, co tylko chcecie, a nam, kobietom, tego nie wolno. Dobry Boże, a jakże ja mogę iść do łóżka z Europejczykiem? Jeden z drugim nie mógłby się doczekać, żeby opowiedzieć o mnie innym i osławić przed wami wszystkimi. A tak nikomu nie dzieje się krzywda. Z wyjątkiem być może mnie samej, ale mnie skrzywdzono i tak wiele lat temu. * Co? * Powinieneś znać życiową prawdę, Tai-Panie. Kobieta pożąda mężczyzn równie silnie, jak mężczyzna kobiet. Czemu mamy zadowalać się jednym kochankiem? Dlaczego? * Długo to już trwa? * Od kiedy skończyłam czternaście lat. Coś taki zgorszony?! Ile lat miała Mei-mei, kiedy ją kupiłeś? * To co innego. * Dla mężczyzn jest to zawsze co innego. - Mary usiadła przy stoliku przed lustrem i zaczęła czesać włosy. - Brock potajemnie układa się z Hiszpanami w Manili w sprawie tegorocznego cukru - powiedziała. - Zaproponował Carlosowi de Silverze dziesięć procent za monopol. Struana zalała fala wściekłości. Gdyby Brockowi udał się ten numer z cukrem, to opanowałby cały filipiński rynek! * Skąd o tym wiesz? - spytał. * Od jego faktora, Sze-tsina. * To także twój... klient? * Tak. * Masz mi coś jeszcze do powiedzenia? * Na moich informacjach możesz zarobić sto tysięcy liangów srebra. * Skończyłaś? - Tak. Struan wstał. - Co zamierzasz zrobić? - Powiedzieć twojemu bratu. Trzeba cię będzie odesłać do Anglii. * -: Pozwól mi żyć tak, jak żyję, Tai-Panie. Podoba mi się być taką, jaka jestem, i nigdy się nie zmienię. Tylko kilku Chińczyków wie, że mówię dialektem kantońskim i mandaryńskim, a z Europejczyków nikt oprócz Horatia, no i teraz ciebie. Ale tylko ty wiesz, kim jestem naprawdę. Przyrzekam ci, że bardzo, ale to bardzo ci się przydam. * Popłyniesz do kraju, wyjedziesz z Azji. * Mój kraj to Azja - odparła marszcząc czoło, a jej spojrzenie jakby złagodniało. - Proszę, pozwól mi być sobą. Nic się nie zmieniło. Dwa dni temu spotkaliśmy się na ulicy i byłeś dla mnie taki miły. Przecież jestem tą samą Mary. * Nie jesteś ta sama. Nazywasz to wszystko niczym? * Każdy jest zarazem kimś innym