To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.
Dręczony bólem i zawrotami głowy minotaur powlókł się w miejsce, gdzie widział Minę po raz ostatni. Ziemię zaściełaiy tu sterty ciał jej wrogów, ale dziewczyny wśród nich nie było. Nie znalazł jej ani wśród żywych, ani wśród poległych. Zaczynał już sądzić, że tylko mu się przyśniła, że stworzyła j ą jego tęsknota za kimś, czy może za czymś, gdy nagle ktoś dotknął jego ramienia. - Minotaurze - odezwał się mężczyzna. - Przepraszam, ale nie dosłyszałem, jak się nazywasz. Galdar przez chwilę nie poznawał żołnierza, którego twarz niemal całkowicie pokrywał zbroczony krwią bandaż. Potem zorientował się, że to kapitan kompanii łuczników. - Szukasz jej, prawda? - zapytał kapitan Samuval. Miny? Za Minę! Krzyki żołnierzy wciąż niosły się echem w jego sercu. Był zbyt zmęczony i przygnębiony, aby cokolwiek powiedzieć - Chodź ze mną - ciągnął Samuval. - Coś ci pokażę. Powlekli się dnem doliny w stronę pola bitwy. Ci żołnierze, którym udało się uniknąć ran, zajęli się odbudową zniszczonego w trakcie chaotycznego odwrotu obozu. Wszyscy pracowali z niezwykłym ferworem. Nie było trzeba biczów ani wrzasków dowódców. Galdar pamiętał, jak ci sami żołnierze po poprzednich bitwach siedzieli ponuro przy ogniskach, popijając krasnoludzką gorzałkę i przechwalając się tym, jak bohatersko dobijali rannych nieprzyjaciół. Mijając grupy mężczyzn wbijających kołki namiotowe, wyklepujących napierśniki i tarcze, zbierających strzały bądź zajętych niezliczonymi innym zadaniami, wytężał słuch, aby usłyszeć, o czym mówią. Nie opowiadali o sobie, lecz o błogosławionej, zaczarowanej Minie. Jej imię było na ustach każdego żołnierza. Wszyscy mówili o jej czynach. W obozie zapanował nowy duch, jakby burza, z której wyłoniła się Mina, nasyciła wszystkich energią, a jej impulsy przeskakiwały teraz między nimi. Galdar zdumiewał się ich słowami, nie mówił jednak nic. Towarzyszył kapitanowi Samuvalowi, który wyraźnie nie miał ochoty rozmawiać o niczym i nie odpowiadał na żadne pytania. W innej sytuacji sfrustrowany minotaur mógłby wbić mu głowę w tułów, ale nie teraz. Połączyła ich chwila triumfu i uniesienia, jakich nigdy dotąd nie zaznali. Obaj przeszli samych siebie, dokonali bohaterskich czynów, o jakich nigdy by siebie nie podejrzewali. Walczyli za sprawę, walczyli za nią wspólnie i - wbrew wszelkim oczekiwaniom - zwyciężyli. Gdy Samuval się potknął, Galdar go podtrzymał. Kiedy minotaur pośliznął się w kałuży krwi, pomógł mu kapitan. Po chwili dotarli na skraj pola bitwy. Kapitan Samuval wpatrzył się w zalegające nad doliną tumany dymu. Słońce chowało się już za górami. Nad ich szczytami widać jeszcze było czerwonawą łunę. - Tam - rzekł kapitan, wyciągając rękę. W momencie zachodu słońca rozpętał się wiatr, który porwał chmury dymu na małe obłoczki, tańczące nad ziemią niczym jedwabne chustki. Nagły powiew uniósł je na bok, odsłaniając rumaka barwy krwi oraz postać klęczącą nieopodal na polu bitwy. - Mina! - wydyszał Galdar. Wszystkie mięśnie jego ciała osłabły od gwałtownej ulgi. Zapiekło go nagle w oczach. Pomyślał, że to od dymu, gdyż minotaurowie nigdy nie płakali... nie mogli płakać. Otarł oczy. - Co ona robi? - zapytał po chwili. - Modli się - odpowiedział kapitan Samuval. Dziewczyna klęczała obok zwłok żołnierza. Strzała, która go zabiła, przeszyła pierś i przyszpiliła trupa do ziemi. Mina ujęła dłoń zabitego, przycisnęła ją sobie do piersi i pochyliła głowę. Jeśli nawet coś mówiła, Galdar tego nie słyszał, wiedział jednak, że Samuval miał rację. Modliła się do swego boga, do tego jedynego prawdziwego boga. Do boga, który przewidział pułapkę i pomógł swej służce zamienić klęskę w chwalebny triumf. Skończywszy modlitwę, położyła dłoń mężczyzny na straszliwej ranie, pochyliła się nad poległym, pocałowała go w zimne czoło i wstała. Ledwie miała siłę chodzić. Pokrywała ją krew, w tym również jej własna. Zatrzymała się. Zwiesiła głowę, a jej ciało oklapło. Potem uniosła głowę ku niebu. Wydawało się, że znalazła tam siłę, gdyż wyprostowała się i ruszyła naprzód pewnym krokiem. - Od chwili, gdy zwycięstwo stało się pewne, chodzi od trupa do trupa - wyjaśnił kapitan Samuval. - W pierwszej kolejności zatrzymuje się przy tych, którzy padli od naszych strzał. Zatrzymuje się, klęka w krwawym błocie i odmawia modlitwę. Nigdy nie widziałem czegoś takiego. - Dobrze robi, oddając im honory - rzekł ochryple Galdar. - Zapłacili za zwycięstwo swą krwią. - To ona zapłaciła za zwycięstwo ich krwią - poprawił go kapitan Samuval, unosząc jedyną widoczną pod bandażem brew. Wtem za plecami Galdara rozległ się jakiś niesamowity dźwięk. Przypominał on minotaurowi Gamashinoch, Pieśń Śmierci, lecz wydobywał się z żywych gardeł. Pieśń zaczęła się cicho, śpiewana tylko przez kilku, lecz wkrótce podjęli ją następni żołnierze - tak samo jak przedtem podnieśli porzucone miecze i wrócili do walki. - Mina... Mina... Pieśń przybierała na sile. Zaczęła się jako cichy, pełen czci hymn, lecz wkrótce stała się triumfalnym marszem, radosnym peanem, któremu nadawały rytm miecze uderzające o tarcze, tupiące nogi i klaszczące dłonie. - Mina! Mina! Mina! Galdar odwrócił się i zobaczył, że ocalali żołnierze zbierają się na skraju pola bitwy. Rannych, którzy nie mogli chodzić o własnych siłach, podtrzymywali towarzysze. Zakrwawieni, obdarci żołnierze śpiewali chórem imię Miny. Minotaur zakrzyknął gromko i wzniósł w górę jej sztandar. Śpiew przeszedł w radosny aplauz, który przetoczył się nad górami niczym grom i wstrząsnął usłaną stosami trupów ziemią. Mina chciała znowu uklęknąć, lecz powstrzymała ją pieśń. Dziewczyna zwróciła się powoli ku wiwatującemu tłumowi. Twarz miała białą jak kość, bursztynowe oczy podkrążone z wyczerpania, a wargi suche i popękane, splamione od całowania trupów. Popatrzyła na żywych, którzy krzyczeli i śpiewali, powtarzając jej imię. Uniosła ręce. Wszyscy w mgnieniu oka umilkli. Nie było słychać nawet krzyków i jęków rannych, a jedynie echo jej imienia, odbite od górskich stoków. Po chwili i ono ucichło. Nad doliną zapadła cisza