To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.
Osunąwszy się na kolana, przerażona dziewczyna usiłowała przygotować się na śmierć i wznieść swe myśli do Boga. Jednakże instynkt życia był nazbyt silny, by mogła się modlić, toteż zmysły zachłannie łowiły wszelkie odgłosy dobiegające z dołu. Usłyszała, że sztaby zapadają się w swoje uchwyty. W pierwszej chwili przyszło dziewczynie do głowy, że może to wuj wszedł do blokhauzu, i już miała zejść po drabinie, by rzucić się w ramiona, gdy zatrzymała ją w miejscu obawa, że a nuż jest to jakiś Indianin, który zawarł drzwi, aby nie wpuścić intruzów i móc samemu plądrować do woli. Głęboka cisza panująca na dole nie kojarzyła się ze śmiałymi, niespokojnymi ruchami Capa i bardziej pachniała podstępem wroga. Dziewczyna stała u stóp górnej drabiny; wiodący na dół otwór w podłodze znajdował się po przeciwnej stronie izby. Oczy Mabel były w niego utkwione, bo teraz każdej chwili oczekiwała, że ujrzy potworny widok wynurzającej się twarzy dzikiego. Lęk ów wkrótce tak przybrał na sile, że poszukała wzrokiem jakiegoś miejsca, w którym mogłaby się ukryć. W izbie stało kilka beczek; Mabel przycupnęła za dwiema z nich i przytknęła oko do szpary, przez którą mogła obserwować otwór w podłodze. Wydało jej się, że słyszy cichy szelest, jak gdyby ktoś wstępował po drabinie z tak wielką ostrożnością, iż zdradzał go jej nadmiar. Potem rozległo się skrzypnięcie; musiał to być jeden ze szczebli drabiny, który wydał ten sam odgłos pod wątłym ciężarem Mabel, kiedy wchodziła na górę. Była to jedna z owych chwil, w których zawarte są odczucia całych lat zwyczajnego bytowania. Życie, śmierć, wieczność oraz najwyższy fizyczny ból odcinały się teraz ostro w myślach Mabel od tła powszednich wydarzeń; można by ją w owym momencie wziąć za jego własny, piękny, blady wizerunek, tak była nieruchoma i z życia wyzuta. Jednakże, choć zewnętrznie taki przedstawiała widok, 231 nigdy jeszcze w swym krótkim istnieniu Mabel nie słyszała wyraźniej, nie widziała jaśniej i nie czuła bardziej dojmująco. Jak dotąd, nic nie ukazywało się w otworze, ale słuch dziewczyny wyostrzony do najwyższego stopnia przez gwałtowność wrażeń, mówił jej wyraźnie, że ktoś znajduje się o kilka cali od klapy w podłodze. W następnej chwili przybyło jeszcze świadectwo oczu, które ujrzały czarne indiańskie włosy wynurzające się z otworu tak wolno, iż poruszenia owej głowy można było porównać do ruchu minutowej wskazówki zegara; dalej ukazała się ciemna skóra i dzikie rysy, aż wreszcie cała śniada twarz wychynęła i spod podłogi. Mabel ujrzała łagodną, stroskaną twarz Rosy. ROZDZIAŁ DWUDZIESTY DRUGI ...a choćbym był duchem, Nie potom zesłan, aby cię przerazić, Lecz dać nagrodę za wierność. Wordsworth Trudno by było rzec, kto ujawnił większe zadowolenie, kiedy Mabel zerwała się na równe nogi i wyskoczyła na środek izby: czy nasza bohaterka widząc, że przybywa do niej małżonka Grota Strzały, czy też Rosa stwierdziwszy, iż posłuchano jej rady i że w blokhauzie znajduje się osoba, której z takim niepokojem i niemal bez nadziei tutaj szukała. Padły sobie w objęcia. — Blokhauz dobry — ozwała się. — Nie ma skalp. — Dobry jest w samej rzeczy, Roso — odparła z drżeniem Mabel. — Powiedz mi, na miłość boską, czy wiesz, co się stało z mym drogim wujem! Rozglądam się na wszystkie strony, lecz nigdzie nie mogłam go dojrzeć. — Nie jest tu, w blokhauzie? — zapytała z zaciekawieniem Rosa. — Ależ nie; jestem tutaj zupełnie sama, gdyż Jennie, ta kobieta, która była ze mną, wybiegła do męża i zginęła przez swoją nieostrożność. — Rosa wie, Rosa widziała; bardzo źle, Grot Strzały nieczuły dla żadnej żony, nieczuły dla swojej własnej. — Powiedz mi, co czynić i czy mój biedny wuj jeszcze żyje? — Nie wiem. Słona Woda ma łódź. Może poszedł na rzekę. — Łódź stoi na brzegu, ale nigdzie nie widać ani mojego wuja, ani kwatermistrza. — Nie zabici, bo Rosa by widziała. Ukryli się. Czerwony człowiek kryje się; nie wstyd dla bladej twarzy. 233 — Nie wstydu się dla nich obawiam, lecz tego, czy mieli od-1 powiednią sposobność. Atak wasz był strasznie nagły, Roso! — Tuskarora — odparła tamta, uśmiechając się z zachwytem j na myśl o zręczności męża. — Grot Strzały wielki wojownik! — Ty jesteś zbyt dobra i łagodna na taki rodzaj życia, Roso;j chyba nie możesz się rozkoszować podobnymi scenami. Po twarzy Rosy przemknęła chmura, a Mabel wydało się, żel w zmarszczonych brwiach Indianki było coś z dzikiej ognistości| wodza, kiedy jej odpowiedziała: — Jengizi nadto chciwi; zabierać wszystkie łowiska, od ranal do nocy ścigać Sześć Narodów; niedobry król, niedobrzy ludzie.| Blade twarze bardzo złe. — Ale co ja mam począć, Roso. — spytała. — Wszak twoi ludzie z pewnością uderzą niebawem na ten budynek. — Blokhauz dobry, nie ma skalp. — Lecz przecież rychło odkryją, że nie ma tu załogi, jeżeli jui tego nie wiedzą. Sama mi mówiłaś, ile jest ludzi na wyspie, a niewątpliwie dowiedziałaś się od Grota Strzały. — Grot Strzały wie — odrzekła Rosa podnosząc sześć palców, ażeby pokazać liczbę ludzi. — Wszyscy czerwoni ludzie wiedzą. Czterech już straciło skalpy, dwóch jeszcze ma. — Nie mów tego, Roso, bo krew ścina mi się w żyłach na potworną myśl. Twoi ludzie mogą podłożyć ogień. Słyszałam, : ogień jest największym niebezpieczeństwem dla takich budowli. — Nie spalą blokhauz — odrzekła spokojnie Rosa. — Blok-J hauz mokry — dużo deszczu — kloce zielone — nie pali łatwo| Czerwony człowiek wie to — mądra rzecz — i nie pali, żeby nie dać znać Jengizom, że Irokezi tu. Ojciec wróci, nie widzi blok-l hauz, nic nie ma. Nie, nie; Indianin za chytry, niczego nie dotknie] — Rozumiem cię, Roso, lecz jeśli idzie o mego ojca, to gdybj się wymknął... a może jest już zabity albo w niewoli. — Nie tkną ojca — nie wiedzą, gdzie poszedł — na wodzi^ nie ma śladów — czerwony człowiek nie może tropić. Nie spal blokhauz — blokhauz dobry; nie ma skalp. — Czy myślisz, że mogłabym tu bezpiecznie pozostać aż d(j powrotu ojca? — Nie wiem; córka najlepiej wie, kiedy ojciec wróci