To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.

- Nie da rady. - Dlaczego? 83 - Co zrobimy z tak ilo[ci jabBek bez naszej piwniczki? - zapytaB zmartwiony. Karol jak nikt inny lubiB jabBka. Zreszt wikszo[ drzew posadziB sam. JabBoniowy sad byB jego dzieBem. Po naszym [lubie, gdy postanowili[my pozosta z rodzicami, wykarczo-waB stare drzewa i posadziB nowe. RosBy razem z naszym maB|eDstwem i szczodrze odpBacaBy za opiek. Tego roku obrodziBy wyjtkowo, jakby chciaBy wynagrodzi nam rozstanie albo odwrotnie - nas zatrzyma. ByBam zdziwiona, jak spokojnie godz si z my[l o opuszczeniu domu. A przecie| chcieli[my tu mieszka do póznej staro[ci - byBoby wspaniale - rozmarzyBam si na nowo. Lecz chwil po tym przyszBa refleksja. Wystarczy przez jeden rok nie kosi trawy, zostawi przyrodzie pole do popisu i byBby busz. Tu potrzeba tuzina ogrodników, a nie pary staruszków, którzy w nocy szukaj drogi do toalety, a rano myl swoje protezy. Ile jeszcze lat miaBabym siB pracowa fizycznie? Karol ze swoim wstrtem do ziemi i miBo[ci do miasta odszedBby w sin dal. Wic co mi zostaBo? A tam czeka nowiutkie mieszkanko. Takie sBoneczne i czy[ciutkie. Stoi na Zielonej Skarpie - tak nazywa si to osiedle. WokóB jeszcze surowo, droga rozryta, nieco bBotnista, ale jakie widoki! Blok stoi na lekkim wzniesieniu, otoczony Bkami, polami, a w dalszej perspektywie las. Widok z kuchni wspaniaBy. OkazaBo si, |e jestem jak dziecko. Tak Batwo otrze mi Bzy now zabawk. DaBa o sobie zna ciekawo[ i jak sBodki syrop zBagodziBa objawy choroby. Natura maBej dziewczynki ustawiaBa w my[lach meble, jak w domku dla lalek. Trzy pokoje i du|y balkon, to caBkiem niezle- ogBupiona biaBymi [cianami, czysto[ci obszernej Bazienki i cudownie Batwo otwierajcymi si oknami, zapomniaBam, gdzie mieszkam teraz i co trac. A strac - trzy razy wikszy dom, czterohektarowy ogród, sad, staw i moj ukochan kapliczk. Ta kapliczka przesdziBa. Nagle poczuBam, |e nie znios rozstania. ZapomniaBam, |e musz dokona wyboru, powiedzie  tak" dwa razy: raz kupujc, drugi raz sprzedajc. Ile razy bd musiaBa powtarza, |e 84 jestem szcz[liwa, |eby wreszcie uwierzy? Có| za ból, gdy pomy[l o rozstaniu z ogrodem! Konsekwencj mojej rado[ci bdzie porzucenie czego[, co kochaBam najbardziej na [wiecie. CieszyBam si nowym mieszkaniem, Budzc si, |e zdoBam oszuka los i zatrzyma dla siebie i jedno, i drugie. A przecie| to niemo|liwe. LiczyBam na cud, na jakie[ cza-ry-mary, hokus-pokus. Gorzej ni| maBy Piotru[. - Który dzisiaj? - Karol podskoczyB na krze[le. - Pitnasty - przypomniaBam, a on szybko spojrzaB na zegar. - Dlaczego pytasz? - Na [mier o czym[ zapomniaBem. - PoderwaB si i wbiegB do pokoju. WróciB po chwili ze zmartwion min. - UmówiBem si dzisiaj z kim[ na ogldanie domu. -Jak to? - nie dowierzaBam. - W ubiegBym tygodniu zadzwoniB do mnie po[rednik. ObiecaBem, |e bd, ale wyleciaBo mi to z gBowy - kajaB si. - Mieli wpa[ przed dziewit. - Mieli? - To jakie[ maB|eDstwo - powiedziaB wymijajco. - Karol, ja si bardzo boj - o[wiadczyBam przera|ona. - Odmówmy to mieszkanie