To byłby dla mnie zaszczyt, gdybyś złamała mi serce.
Gdyby potrzebna była jeszcze wyższa klarowność obrazu, specjalny zespół techników poddałby zdjęcia, zarejestrowane na taśmie, dalszym procesom udoskonalającym. Stopień doskonałości obserwacji satelitarnej - niezależnie od tego, czy dokonywanej w podczerwieni, czy przy użyciu techniki noktowizyjnej, a nawet teleskopowej - zależał w dużej mierze od stopnia zaludnienia badanego obszaru. Generalnie - im gęstsze zaludnienie, tym trudniej było znaleźć pojedynczą osobę lub samochód ze względu na zbyt dużą liczbę poruszających się obiektów i źródeł ciepła, które należało zakwalifikować jako podejrzane, a następnie dokonać ich szczegółowej analizy. Łatwiejsze do obserwacji były miasteczka niż duże miasta, obszary wiejskie niż miasteczka, drogi niż ulice metropolii. Roy miał nadzieję, że Spencer Grant i ta kobieta spóźnili się z ucieczką. Byliby wówczas na terenie najłatwiejszym do odnalezienia ich przy pomocy satelity: na pustej, nie zamieszkanej pustyni. W ciągu sobotniego popołudnia i wieczoru badano zauważone samochody i bądź uznawano je za nieinteresujące, bądź wciągano na listę obiektów przeznaczonych do dalszej obserwacji, póki nie będzie można rozpoznać, czy nie pasują do uciekającej grupy: kobiety, mężczyzny i psa. Oglądając przez dłuższy czas obrazy na dużym ekranie, Roy pozostawał pod wrażeniem doskonałości tej części świata, widzianej z orbity. Wszystkie barwy były ciepłe i stonowane, a kształty niezwykle harmonijne. Wrażenie doskonałości stawało się tym większe, im rozleglejsze były obszary ujmowane optyką urządzeń satelity, czyli im mniejsze były zbliżenia obserwowanych obszarów kraju. Wrażenie to potęgowały zdjęcia w podczerwieni. Im mniej dostrzegał znaków ludzkiej cywilizacji, tym bliższa perfekcji wydawała mu się cała planeta. Pomyślał, że może mają rację ci ekstremiści, którzy uważają, iż w celu uratowania systemu ekologicznego należy bezwzględnie zredukować o dziewięćdziesiąt procent ogólnoświatowe zaludnienie. Jakież bowiem będzie życie ludzi na świecie całkowicie zniszczonym cywilizacją? Jeśli kiedykolwiek zostanie podjęty program redukcji zaludnienia, on sam z głęboką osobistą satysfakcją pomoże w jego egzekwowaniu, mimo że ta praca będzie wyczerpująca i niewdzięczna. Dzień chylił się ku końcowi bez pozytywnych rezultatów poszukiwań zarówno na ziemi, jak i z powietrza. O zmroku polowanie zostało zawieszone do rana. Mimo swoich różnorodnych oczu Earthguard»3 nie okazał się bardziej skuteczny niż ludzie tropiący pieszo i z helikopterów. Miał jednak tę przewagę, że mógł kontynuować poszukiwania przez całą noc. Roy przebywał w ośrodku obserwacji satelitarnej niemal do ósmej, kiedy wyszedł z Eve Jammer, udając się z nią na kolację do armeńskiej restauracji. Dyskutowali przy wyśmienitych żeberkach jagnięcych z sałatą nad projektem masowej, szybkiej redukcji ludzkiej populacji. Omawiali sposoby osiągnięcia tego celu bez spowodowania niepożądanych skutków ubocznych, takich jak promieniowanie radioaktywne lub rozruchy uliczne wszczynane przez protestujących. Wymyślili kilka sprawiedliwych metod wyboru tej dziesięcioprocentowej cząstki populacji, która przeżyje po to, żeby zapisywać dalszy ciąg sagi rodu ludzkiego - już mniej zagubionej i w znacznym stopniu udoskonalonej. Naszkicowali kilka projektów symboli propagandowych dla ruchu redukcyjnego, ułożyli kuszące slogany i zastanawiali się, jak powinny wyglądać mundury zwolenników ruchu. Nim wyszli z restauracji, żeby pojechać do domu Eve, byli już w najwyższym stopniu rozentuzjazmowani. Nie zawahaliby się zabić policjanta, który by ich zatrzymał, kiedy przejeżdżali z szybkością siedemdziesięciu mil na godzinę obok szpitali i przez dzielnice mieszkaniowe. "Z poplamionych cienistych ścian wystawały niesamowite udręczone twarze. Usta pootwierane, żebrzące beznadziejnie o litość. Wyciągające się w niemym błaganiu ręce. Wszystko razem tworzyło upiornie biały obraz, gdzieniegdzie pokryty smugami szarości i rdzawej czerwieni, w innych miejscach pocętkowany brązowymi i żółtymi plamami. Twarz przy twarzy, ciało obok ciała, wszystkie w postawie pełnej pokory, wszystkie twarze z wyrazem rozpaczliwego błagania: proszące, żebrzące, modlące się. Nikt nie wie... nikt nie wie..." - Spencer, słyszysz mnie? Spencer! Głos Valerie wydawał się wydobywać z głębokiego tunelu, kiedy szedł dokądś nie wiedząc, czy to jawa, czy śni... wahając się, czy iść dalej, czy zawrócić... nie mogąc wybrać między jednym i drugim piekłem. - Uspokój się, wszystko jest w porządku, nie bój się - miałeś majaki. - Nie... jestem w katakumbach... widzisz katakumby? - To tylko sen. - Jak w szkole... w książkach... na obrazkach... Rzym... męczennicy w katakumbach... ale bardziej, bardziej przerażające... - Możesz już stamtąd wyjść. To tylko sen. Słyszał swój własny głos, przechodzący od krzyku do żałosnego zawodzenia